poniedziałek, 24 grudnia 2012

Piosenka trzydziesta pierwsza

  Droga minęła dość szybko. Początkowo nie rozmawialiśmy. Zagłuszaliśmy ciszę, piosenkami z radia. Dopiero, gdy w radiu puścili One Thing chłopców, zaczęliśmy jak ostatnie debile, drzeć się na cały samochód, śpiewając.
Nawet zwrotka Niall'a, nie wywołała u mnie ukłuć sercowych. Starałam się śpiewać z Zayn'em na tyle głośno, by zagłuszyć Jego głos, własnymi.
  Mijaliśmy masę osób. Rodziców z dziećmi, pary, samotnie wędrujące osoby, dzieci, młodzież, starsze osoby. Każda z tych osób miała własny świat. Własne problemy. Niby tak podobne osoby do nas, a jednak tak inne. Niby te same problemy, lecz każdy przeżywa je inaczej.
  Mój wzrok przykuła dziewczynka, która radośnie przebiegała przez pasy, na których akurat dla nas zapaliło się czerwone światło. Na środku. Centralnie przed naszą maską - zatrzymała się. Spojrzała na mnie, dużymi oczkami. Po mimo dzielącej nas odległości, dojrzałam jej mocno zielone, z odcieniami szarego tęczówki.
Mała uśmiechnęła się do mnie i przyjaźnie pomachała. Z przypływem emocji - odmachałam jej.
 Zayn spojrzał na mnie z komicznym wyrazem twarzy.
- Co robisz? - spytał, tłumiąc śmiech.
- Odmachałam tej dziewczynce... - na poparcie swojej wypowiedzi, wskazałam przednią szybę.
Na pasach jednak nikogo nie było. Zayn przymrużył oczy i nic nie odpowiedział. Rzeczywiście, musiałam wyglądać prze komicznie, machając do przedniej szyby.
Spojrzałam w okno po mojej prawej stronie. Na chodniku dojrzałam dziewczynkę. Dziewczynka posłała mi pełen radości uśmiech. Uniosła dłoń. Powoli rozprostowała ją. Na jej dłoni, widniał czarny napis "Wróć". Zamrugałam kilkakrotnie i znów spojrzałam w miejsce, gdzie stała dziewczynka. Jej jednak już nie było.

  Powoli wszedłem do naszego domu. Zamknąłem za sobą drzwi. Zostałem sam na pastwę reszty zespołu. Louis wykręcił się tandetnym argumentem, że musi jechać do Calder... Uwielbiał u niej siedzieć. Calder odkąd jej rodzice wraz z Louim sprezentowali mieszkanie na drugim końcu Londynu, często tam przesiadywała z Tommo.
- Louis ? - dobiegł mnie głos Harry'ego.
- Nie... To ja. - odparłem po chwili zastanowienia.
Już po sekundzie, byłem w objęciach zielonookiego. Ściskał mnie mocno. Zacząłem tracić powietrze.
- Ehym... Ekhym. Harry... Dusisz!
- Sorry. - powiedział i wciąż mnie ściskał, niczym wąż boa.
- Czyżbyś, aż tak, stęsknił się za mną, chamie?
- Aa, humor ci dopisuje to dobrze! - krzyknął i w podskokach pobiegł do kuchni.
- Ta, bardzo. - odparłem i zaśmiałem się.
Rzuciłem torbę na kanapę i ruszyłem do kuchni. Głodny byłem!
Harry coś "pichcił" w kuchni. A raczej próbował. Hazza miał dwie lewe ręce, jeżeli chodzi o gotowanie. Zemdliło mnie i pociągnęło do wymiotów.
Styles dostrzegając moją reakcję, wyłączył palnik i otworzył na oścież okna.
- Tak. Dobrze robisz. - powiedziałem, sięgając po patelkę. Jedną ręką zatkałem sobie nos, a drugą wyrzuciłem do kosza "coś", co miało być do zjedzenia.
- Ojeja. Jak dobrze, że wróciłeś. - Loczek, przytulił mnie od tyłu i oparł policzek o moje plecy.
- A ty sam w domu?
- Noo. Tak mi się nudzi. Nie wiem co ze sobą zrobić. I Rons będzie tu za godzinę. - powiedział, krzątając się po pomieszczeniu.
- Rons? - upewniłem się. Harry przytaknął. - Jennifer co na to? - spytałem z uniesioną brwią, zaglądając do lodówki. Na ich szczęście była uzupełniona. Horan głodny, Horan zły, jak to mówił Paul.
Mój rozmówca wzruszył ramionami. - Jenn nic na to. Chyba mogę się spotykać z kim chcę prawda ? - odparł.
Przytaknąłem, kładąc tackę na wysepce, by zrobić sobie coś do jedzenia.
- Gdzie reszta ? - spytałem, niby od niechcenia. Jednak cholernie mnie to ciekawiło.
- Liam pojechał po Dan, bo dziś u nas nocuje. Loui to wiesz, u El, ja w domu. - odpowiedział.
Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. A Styles dobrze o tym wiedział.
- A Zayn?
- Zayn... - zaczął. - Zayn jest u swoich rodziców.
- U rodziców? - spytałem z niedowierzaniem. Przytaknął.
- Od kilku dni nie ma go w domu. - odparł.
- Harry? - zagadnąłem.

Byłem pewien, że Styles nie jest ze mną do końca szczery.
- Tak?
- Nie ukrywaj przede mną tego, co ukrywasz. - Hazza zaśmiał się nerwowo.
- On nocuje u Emily... - odparł, bardzo cicho. Niemalże niesłyszalnie.
Ręce zaczęły mi się trząść. Nóż który właśnie trzymałem w ręku, upadł w brzękiem na ziemię. Sięgnąłem po niego szybko i odłożyłem na blat.
Zacząłem nerwowo chodzić po kuchni. W końcu wybiegłem na taras. Zamknąłem za sobą z trzaskiem drzwi tarasowe i usiadłem na niezłożonych leżakach. Wyjąłem fajkę.
Trzęsącymi się rękoma, odpaliłem ją. Zaciągnąłem się.
- Ty palisz?! - spytał zaskoczony Harry.
- Tak kurwa. Tak kurwa, palę! - wydarłem japę.
Harry, aż odskoczył, przestraszony. Przysiadł obok mnie i bez słowa mnie objął ramieniem.
Wtuliłem się w niego. Tak bardzo chciałem to naprawić. Naprawdę.

- Saffa, Waliyah, uspokójcie się! - krzyknęła pani Trish'a. Choć jej głos był podniesiony, to ton był radosny.
- Mamo, będziemy się zbierać. - oznajmił Zayn, śmiejąc się, gdy Saffa podbiegła do niego i zaczęła go łaskotać. Złapał jej nadgarstki w swoją dłoń i uniósł do góry. Zaczął ją łaskotać i mówił, że ma błagać o przebaczenie.
- Em, Em. Ratuj! - młodsza siostra Zayn'a, krzyczała przez śmiech.
Rzuciłam się na Zayn'a i uratowałam Saffę. Po chwili łaskotałyśmy Malik'a.
- Doniyah! - krzyknął w stronę, swojej starszej siostry, która właśnie weszła do salonu.
- Nawet nie myśl. - zaśmiała się i usiadła na kanapie obok swojej mamy.
Po kilku minutach zabawy, usiedliśmy na kanapach i zaczęliśmy się zbierać. Doniyah pożegnała nas w salonie i poszła do siebie, pisać jakąś pracę. Waliyah poszła do swojego pokoju, gdyż przyszła do niej przyjaciółka.
Saffa i pani Trisha, odprowadziły nas do drzwi. Zayn pomógł założyć mi płaszczyk. Ubraliśmy się i już mieliśmy wychodzić, gdy Saffa pociągnęła Zayn'a za rękę i zmusiła do schylenia się.
Coś wyszeptała mu na ucho, a on oblał się rumieńcem i pokręcił szybko głową.
- Nie?! Jak to nie? - spytała z niedowierzaniem. - Okłamujesz mnie! - rzuciła oskarżycielsko.
- O co chodzi ? - spytałam z zabawnym uśmiechem.
- Saffa myśli, że jesteśmy parą. - odparł.
Ciemnowłosa kobieta, spojrzała na mnie ze współczuciem. Wiedziała jak teraz było ze mną i Niall'em.
Zaczerwieniłam się, lecz odpowiedziałam.
- Nie. Nie jesteśmy razem.
- A szkoda. Pasujecie do siebie. - powiedziała radośnie i pobiegła do salonu.
Zayn oblał się słodkim rumieńcem. Pani Malik odprowadziła nas do furtki i wsiedliśmy do samochodu.




  Aa. : 3 No, tak. Piosenka trzydziesta pierwsza. Wiem, kiepska.Nie miałam zbyt dużej weny... : c Następny rozdział będzie lepszy : )
  Zajrzyjcie do zakładki "Liebster Award ♥" nominowałam 11 osób (ta, inteligencja Nils) tyle się nominuje... : d Wpadnijcie w tę zakładkę : p

  No tak: WESOŁYCH, WESOŁYCH ŚWIĄT! SPEŁNIENIA MARZEŃ W NOWYM ROKU. MASY PREZNETÓW, ODPOCZYNKU LENIWEGO I W OGÓLE WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE. XX

   Muszę spiąć pośladki i nadrobić. Gdyż w moim opowiadaniu jest dopiero początek kwietnia, a już u nas jest grudzień.. :d
  11 komentarzy = nowa piosenka. xx

                                                               Komentujcie. Kocham, Nils. ♥   

środa, 19 grudnia 2012

Piosenka trzydziesta.

  Wyszedłem przed hotel. Roztrzęsionymi rękoma wyciągnąłem pojedynczą fajkę.
- Niall nie powinieneś... - szepnąłem sam do siebie.
Wyciągnąłem zapalniczkę i zaciągnąłem się. Wypuściłem dym z ust i usiadłem na huśtawce. Zaciągnąłem się po raz kolejny i wyrzuciłem niedopaloną fajkę do popielniczki.
- Ty palisz? - usłyszałem głos nad swoją głową.
Podniosłem wzrok i ujrzałem Louis'a.
- Co ty tu do cholery robisz? - spytałem wzburzony. - Jak mnie znalazłeś ?!
- GPS'a masz w dupie, kurwa. - warknął ironicznie i usiadł obok mnie.
Po mimo mojego złego samopoczucia, zaśmiałem się. Zaśmiałem się. Pierwszy raz od tygodnia. Pierwszy raz szczerze od przedwczoraj.
- Wreszcie się zaśmiałeś. - odparł Loui. - Jak dobrze słyszeć twój śmiech... - powiedział z gulą w gardle. Przytulił mnie mocno. Poczułem jak po moim policzku spływa łza.
Starłem ją opuszkiem palca, a Louis puścił mnie i spojrzał na mnie. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Wrócisz do domu? - spytał niepewnie, i z zawstydzeniem, że w ogóle o to pyta.
- Jasne. - odpowiedziałem, być może za szybko.
Szeroki uśmiech pojawił się na twarzy Tomlinsona. Poczochrał moje włosy i mnie do siebie przytulił.
- Tak cicho w tym domu bez ciebie. - odparł.
Przełknąłem głośno ślinę.
- To gdzie twoja torba? - spytał. - Skąd tyś w ogóle miał ciuchy?
Zaśmiałem się gardłowo.
- Moja mama ma trochę moich ciuchów u siebie. Podskoczyłem do niej po jeansy, kilka koszulek... I wiesz niezbędne rzeczy. - wzruszyłem ramionami.
- Dlaczego akurat ten hotel? - spytał Tommo.
Spojrzałem na wejście do hotelu. Był w nim sentyment. To właśnie tutaj mój ojciec oświadczył się mojej mamie. To tutaj zamierzałem oświadczyć się Emily, co teraz było niewykonalne... Śmieszne. Byłem z nią miesiąc. Cholera. Jutro mijałaby nasza miesięcznica. Dwudziesty siódmy marzec...
Byłbym z nią miesiąc, a już wiedziałem, że to ta jedyna. Wiedziałem to.
W odpowiedzi wzruszyłem jedynie ramionami.
Louis wziął mnie za rękę i podniósł.
- Chodź.
Ruszyliśmy powoli w stronę hotelu. Louis ścisnął mnie znacząco za rękę i posłał mi duży uśmiech.
Weszliśmy do recepcji. Molly spojrzała na Tomlinsona i uśmiechnęła się do nas przyjaźnie.
- Wracamy do domku? - spytała i zerknęła znacząco na bruneta.
- Tak. Tomlinson musi coś w końcu z tym zrobić. - uśmiechnął się od ucha do ucha i podał rękę przez ladę ku Molly.
- Louis, choć to chyba wiesz. - posłał jej czarujący uśmiech.
- Molly. - uścisnęła rękę mojego przyjaciela.
- To Horan, mykaj po torbę, a ja tu pogawędzę z przyjazną koleżanką. - spojrzał na nią, a czarnowłosa Molly uśmiechnęła się zawstydzona.
Wzniosłem oczy ku niebu i popędziłem do swojego wynajętego pokoju. Wpadłem i sięgnąłem po torbę. Wrzuciłem porozrzucane ciuchy, pozwijane w kłębki i zasunąłem torbę. Jeszcze przez chwilę rozejrzałem się po pokoju i wyszedłem.
Powrót do domu. Z jednej strony cieszyłem się. Lecz z drugiej... Bałem się. Naprawde się bałem.

- To na dziś koniec tortur. - powiedział, zamykając bagażnik, w którym znajdowała się masa toreb.

Byłam wykończona. Całogodzinne łażenie po sklepach to jednak nie dla mnie.
Zayn był kochany. Starał się jak mógł, za to byłam mu wdzięczna, lecz musiałam odczekać kilka dni by wyjść z fazy "szoku-otępienia", by wejść w fazę "zamulania", a później dojść do ostatniej, tego typu 'fazy': "optymizmu".
- Oh, dzięki ci! - sapnęłam zmęczona i pocałowałam, a raczej chciałam pocałować go w policzek. Niestety Maik odwrócił w tym samym momencie głowę i nasze usta na moment się złączyły.
Odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni. Przestraszeni, rozejrzeliśmy się dookoła, sprawdzając czy nikt nie widział.
Odetchnęliśmy z ulgą, gdy nikogo nie zauważyliśmy.
Wsiedliśmy do samochodu. Nie była późna godzina. Było przed siedemnastą. Zapięłam pasy bezpieczeństwa i włączyłam ogrzewanie.
- Jezu, Em! - zaoponował mulat. Zaśmiałam się cicho - Jest koniec marca! - dodał.
- Wiesz, że jestem zmarźluchem. - wzruszyłam ramionami.
Jechaliśmy przez chwilę w milczeniu, gdy Zayn nagle się odezwał.
- Myślałem, że jak rano cię pocałuję to będę czuł taki niesmak, jakbym pocałował siostrę... - spojrzałam na niego kątem oka. Lekko przygryzał wargę. - A tu na odwrót. Bardzo dobrze całujesz! - zaśmiał się. Także się zaśmiałam.
- Ty też niczego sobie. - przyznałam.
Nagle samochód stanął. Zayn zgasił silnik i spojrzał na mnie. Nie znałam tej części Londynu zbyt dobrze, choć często tędy spacerowałam.
Ciemnooki lekko nachylił się ku mnie. Moja głowa pulsowała. Nie wiem czego chciałam. Może poczuć się znów kochana?
Nachyliłam się także i wzięłam twarz Zayn'a w swoje dłonie.
- Nie ogoliłeś się. - upomniałam. Zaśmiał się krótko i przybliżył się.
Patrzyłam w jego ciemnoczekoladowe oczy.
- Mówił ci już ktoś, że jesteś niesamowita? - spytał.
Pokręciłam przecząco głową.
"Co ty debilko robisz?!" krzyczałam na siebie w myślach.
- Czemu my właściwie to robimy? - usłyszałam swój własny głos.
- Bo oboje tego potrzebujemy. - odpowiedział Malik bez zastanowienia, jak gdyby czekał na to pytanie.
  Przybliżył się o następne kilka centymetrów i zatopił swoje usta w moich. Lekko rozwarł moje usta, swoim językiem i przeniósł swój oddech do mojej jamy ustnej.
Niezdarnie odpięłam pasy i przybliżyłam się do Zayn'a. Nasze języki toczyły walkę. Ciemnowłosy przyciągnął mnie do siebie, na siedzenie kierowcy. Siedziałam u niego na kolanach, tym sposobem. Nagle niespodziewanie poczułam coś twardego pod sobą. Coś na tyle twardego, że mogło to być tylko jedno. Spojrzałam na niego zadziornie. Uśmiechnął się zawstydzony, lecz po chwili jego uśmiech stał się także zadziorny. Sięgnął do paska moich jeansów. Ja dobrałam się do zamka jego spodni. Nie poszło trudno.
Jego ręce błądziły po moich plecach. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
  Mój umysł nie panował nad ciałem. Ciało nawet nie słuchało umysłu. Nie chciało słuchać umysłu. Robiło co chciało.
Naparłam na mulata mocno i zaczęłam przesuwać się, by siąść na nim okrakiem. Złapał za moje pośladki i przycisnął mnie do siebie. Czułam zapach jego boskich perfum. Całował nieziemsko!
Usiadłam. Poczułam jego przyrodzenie. Poczułam, że mulat się uśmiecha. Wsunęłam dłonie pod jego bejsbolówkę. Poczułam delikatne umięśnienie. Dłońmi zjeżdżałam niżej. W końcu dotarłam do spodni. Lekko je zaczęłam zsuwać.
  Nagle w moim umyśle zapaliła się czerwona lampka... Odciągnęłam się od Zayn'a. Sapnęłam.
- Co my wyprawiamy?!
- Nie wiem... - odparł, także zdezorientowany.
Złapałam się za głowę. Zayn zakrył sobie oczy dłonią.
Wciąż siedziałam na nim okrakiem.
- Boże. - szepnęłam.
Kiwnął głową. Szybko przeniosłam się na siedzenie pasażera. Dobrze, że Zayn miał dość obszerny samochód, więc nie sprawiło mi to problemu.
- Emily ja cię naprawdę przepraszam. Nie wiem co mnie opętało. - jego głos był cichy, ale i łamiący się.
- Ja cię przepraszam! - wydusiłam. Moje serce chciało wyrwać mi się z piersi. Oddychałam już spokojniej i równomierniej.
Siedzieliśmy tak w ciszy. Schowałam twarz w dłoniach i zacisnęłam mocno zęby
- Odstawiamy to w niepamięć prawda? - spytał, przerywając krępującą ciszę.
Przytaknęłam ruchem głowy.
- Jedźmy do domu. - poprosiłam, zawstydzona. Co ja najlepszego zrobiłam! Jeszcze chwila, a bym się pieprzyła z najlepszym przyjacielem mojego byłego chłopaka, a także i moim!
- Nie możemy... - szepnął.
- Co? Dlaczego? - spytałam.
Niech to szlag! Co teraz?, pomyślałam i z wyczekiwaniem patrzyłam na Malik'a.
- Obiecałem moim rodzicom, że wstąpimy do nich. - powiedział strasznie zawstydzony. - Ale jeżeli...
- Dobra. - przerwałam mu.
- Jeżeli nie chcesz to nie musimy. - dokończył. - Zaraz, co? - spytał, reflektując się.
- Pojedziemy do nich. Chętnie poznam twojego tatę i siostry. - powiedziałam.
Mamę Zayn'a poznałam, gdy wpadłam odwiedzić chłopców po moim wyjściu z obserwacji kostki, po urodzinach Malika.
Posłał mi radosny uśmiech.
- Jesteś niesamowita! - wykrzyknął.
Przygryzłam wargę, przypominając sobie akcję sprzed kilkunastu minut, która wywołała u nas, falę namiętności.
- Cholera, przepraszam. - dodał po chwili. - TO - zaakcentował - Już się więcej nie powtórzy. - obiecał.
- Nawet gdybym nie znalazła chłopaka, a ty byś rozstał się z Pi?
Spojrzał na mnie, z uniesioną brwią. Oblizałam dolną wargę i dostrzegłam, że Zayn mocniej zaciska dłonie na kierownicy, a wzrok wlepił w moje wargi.
- Jak tak się stanie to pomyślimy nad tym... - powiedział z nutą ironii i kpiny, lecz jego oczy błyszczały.
Ponownie, niekontrolowanie i odruchowo oblizałam dolną wargę.
- Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale dla mnie to jest czyn lekko erotyczny... - powiedział z lekkim, zadziornym uśmieszkiem.
Spaliłam buraka i schowałam się, głębiej w siedzenie.
- Dobra. Koniec tematu - roześmiał się.
- Jedźmy. Nie chcę by znów nas poniosło. - odparłam z zażenowaniem.
Zayn mi przytaknął. Ruszyliśmy.



  Co tu dużo pisać? Nie ma co. Jest Was z dnia na dzień coraz mniej. To mnie przybija. Hm. No cóż, bywa. : )
  Piosenka trzydziesta, a w niej trochę intrygi, czy jak to tam nazwać... Jak? Podoba się taka odmiana? :)
  11 komentarzy = Nowa piosenka. :)

                                                                             Pozdrawiam, Nils. ♥  

P.S. A tak w ogóle to przedwczesne życzonka: Wesołych Świąt i w ogóle spełnienia marzeń w Nowym Roku! : 3 ♥ xx

 

wtorek, 11 grudnia 2012

Piosenka dwudziesta dziewiąta.

 Obudziłam się w swoim łóżku. Zayn, był tak dobry, że został na noc, już trzeci dzień. Uparł się, że będzie przy mnie spał, więc w wyniku spał na podłodze. Spojrzałam na niego.
Jego niewinna twarzyczka, pogrążona była w śnie. Zerknęłam na jego rękę. Leżała na skraju mojego łóżka. Pewnie znów się darłam przez noc i trzymał mnie za rękę.
  Po cichu wyślizgnęłam się z pokoju i ruszyłam do łazienki. Wskoczyłam do wanny. Wzięłam szybką kąpiel i wróciłam ubrana w dres do pokoju. Zayn wciąż spał. Śpioch kochany. Zerknęłam jeszcze przez chwilę na mojego najlepszego przyjaciela i wyszłam.
Zerknęłam na zegarek. Dziewiąta, trzydzieści jeden. Westchnęłam cicho. Nie obudzili mnie do szkoły. Przecież to, że... Niall ze mną zerwał, nie uwalnia mnie od szkoły.
- Co ty tu robisz o tej porze ? - spytał tata, wchodząc do kuchni.
Obejrzałam się za siebie i spojrzałam na tatę.
- Cześć, Dadi. - przywitałam się, nie zwracając uwagi na jego pytanie.
- Jak się czujesz? - spytał, przysiadając przy stole. Podstawił mi pod nos świeżutkie bułeczki z jabłkami i posypką cynamonową. Dotknęłam palcem słodkości. Jeszcze była ciepła.
Uśmiechnęłam się do niego.
- A jak mam się czuć? - odparłam.
Tata wzruszył ramionami i podsunął mi bliżej bułeczki.
- Dzięki, Tato.
- Zayn jeszcze śpi? - zerknął w stronę schodów. Przytaknęłam głową. - Odsypia. - mruknął.
Spaliłam buraka. I zajęłam się swoim śniadaniem.
- Słyszałeś?
- Nie dało się, nie słyszeć. - powiedział miękko, z lekkim uśmiechem.
Westchnęłam cicho i usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. Zerknęłam w ich stronę. To Zayn. Zaspany, z nieułożoną fryzurą - wyglądał wręcz słodko.
- Dobry. - przywitał się chrapliwym głosem i usiadł na krzesełku po mojej lewej stronie.
- Dobry, dobry. Co, nie wyspany? - spytał Tata, podsuwając Zayn'owi porcję bułeczek dla niego.
Zayn ukradkiem spojrzał na mnie. Przez chwilę wpatrywał się w bułki pod swoim nosem, odetchnął i powiedział:
- Z pierwszym krzykiem myślałem, że zawału dostanę. Ale potem to już nie było źle. - Uśmiechnął się do mnie ciepło.
- Powinieneś się ogolić. - powiedziałam, gładząc jego brodę z kilkudniowym zarostem.
Wzruszył ramionami i zaczął zajadać się bułeczkami.
- Przepyszne panie Christie. - pochwalił.
Taty EGO wzrosło z tym komplementem. Tata uśmiechnął się zawadiacko i uniósł wyżej brodę.
- Niestety nie mojego wyrobu. - odparł. - Macie na dziś jakieś plany? - spytał.
Spojrzałam na Zayn'a.
- Pewnie masz jakieś plany... - powiedziałam cicho. Poczucie samolubności i egoizmu dało o sobie znać.
- Nie mam. Jeżeli pan się zgodzi to zostanę u was jeszcze przez kilka dni. - odparł bez krępacji. - Muszę skoczyć tylko po niezbędne rzeczy.
- Oczywiście. Nawet jest dla mnie to pomoc. - powiedział Tata.
Nie widziałam wyrazu jego twarzy, bo siedziałam do niego tyłem, ale dałabym sobie rękę uciąć, że wskazywał na mnie znacząco.
- Ja jadę do zarządu gminy, a potem muszę jechać do Luton. Wrócę wieczorem. Uważajcie na siebie. - powiedział i poczochrał moje włosy.
- Tsa. - mruknęłam i włożyłam talerz do zmywarki. Przetarłam oczy i oparłam się rękoma o blat, przy zlewie. Zamknęłam oczy. Poczułam jak włosy zwisają przy mojej twarzy.
Po chwili poczułam coś jeszcze. Dotyk na moich biodrach. Ręce ciemnowłosego spoczęły na nich i przytulił mnie do siebie.
- Jak się czujesz? - spytał niepewnie mulat.
- Jeszcze to do mnie nie dotarło.
Powoli odwróciłam się do niego, tak by widzieć jego minę. Nasze twarze dzieliło niebezpiecznie mało centymetrów. Widziałam jak powoli nasze twarze przybliżały się do siebie.
"Nie chcesz tego! On jest dla ciebie jak brat!" - krzyczał mój umysł.
"Chcę" - odparłam w myślach i musnęłam usta mulata.
  Poczułam smak cynamonu. Miękkie usta, lekko rozwarły się i odwzajemnił pocałunek. Oplotłam jego szyję i przyciągnęłam bliżej siebie. Zsunął niżej swoje ręce. Niżej niż biodra. Spoczywały teraz lekko pod biodrami.
  Nie wiem ile się całowaliśmy. Nie było to przyzwoite ze względu na Perrie, ale kto by się nią teraz, w tej chwili, przejmował... Czułam się jakby to trwało wieczność i nigdy nie miało się nie kończyć. Jego słodkie usta ostatni raz musnęły moje usta.
- Boże... - szepnął, zamykając oczy.
- Przepraszam. - odparłam zawstydzona.
- Za co? - wciąż miał oczy zamknięte.
- Za to, że cię pocałowałam. Nie powinniśmy. - odparłam.
Moje ręce spoczywały nadal, splecione, na jego karku.
- Czy ja wiem... - mruknął.
Podniosłam jego brodę, zmuszając by spojrzał na mnie.
- Niall... - szepnęłam z gulą w gardle. - I Perrie.
- A kto by się nimi w tej chwili przejmował. - powiedział i ponownie jego usta spoczęły na moich.
- Zayn, my nie... - powiedziałam odrywając się od niego. Spojrzał na mnie przepraszająco. Jego ciemno czekoladowe oczy, wpatrywały się we mnie jak w obrazek.
- Nie powinniśmy, wiem. - odparł cicho i pocałował mnie w kącik moich ust.
Popatrzyłam w jego oczy. Wtuliłam się w jego ramię, a on objął mnie mocno i zatopił twarz w moich włosach.
- Tak zwyczajnie podchodzisz do swoich krzyków w nocy. Jakby to było czymś normalnym. - odparł po dłuższej chwili ciszy.
- Dla domowników tego domu to jest "normalne". - odpowiedziałam. Teraz to on spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Po przeprowadzce darłam się przez sen. Po śmierci mamy, także. Ostatnio też miałam krzykliwe noce. - wzruszyłam ramionami.
Przeczesałam palcami, włosy Malik'a. Normalnie nie pozwoliłby mi na to, ale jego fryzura była w nieładzie więc, pozwolił mi na ten ruch.
- Zabieram cię dziś na zakupy. - oznajmił.
- Zayn, ostatnie co chcę właśnie teraz robić to zakupy... - jęknęłam.
- Z pewnością. Wierzę ci, ale w domu siedzieć nie będziesz. - zaakcentował słowo "nie". - A teraz nie wiem co rób, ale daj mi pół godziny bym ułożył włosy. Podjedziemy do mnie, wezmę sobie jakieś ciuchy i zaczniemy zakupowy szał! - wydawać, by się mogło, że to jego bardziej zakupy fascynują niż mnie.
Niczym baba.
Powoli oderwał się ode mnie i zjadł ostatni kawałek bułki. Upił łyk herbaty, a talerz wsunął do zmywarki. Nachylił się nade mną i pocałował mnie w czubek głowy.
- Kocham cię mała. Pamiętaj o tym. - szepnął.
- Ja ciebie, też kocham. - odparłam z gulą w gardle.
Tak ciężko było mi teraz mówić o miłości, gdy swoją właśnie straciłam.
 

*Narracja Trzecioosobowa*
- Widzieliście gdzieś Nialler'a? - spytał Louis.
Liam głębiej wbił się w fotel i schował za książką. Niall raczej nie chciał mówić im, o swoich zamiarach
- Liam? - usłyszał swoje imię.
Przesłuchanie się zacznie, pomyślał, i jak zwykle zachował powagę
Spojrzał wyczekująco na przyjaciela. Jego niebiesko szare oczy, wpatrywały się w niego z zniecierpliwieniem.
- No co? - spytał w końcu.
- No co? Sądziłem, że ty mi to powiesz. - odparł.
Ciemny blondyn przygryzł wargę i spojrzał na loczka. Także oczekiwał wyjaśnień.
- Nie wiem gdzie on jest.
- No jak to nie wiesz?! Ty ostatni się z nim widziałeś, musiał ci coś powiedzieć! - oburzył się brunet. Wstał i nerwowo chodził po salonie. - Tak cicho w tym domu, bez jego śmiechu... - odparł juz ciszej i smutniej.
Przyjaciele mu przytaknęli.
- Li dobrze wiesz, że Horan, gdy jest załamany robi się lekko myślny. Musisz nam powiedzieć co ci dokładnie wczoraj powiedział. - odezwał się Styles.
Niczym na przesłuchaniu, pomyślał Daddy.
- Sęk w tym, że nic mi nie powiedział. - nie skłamał. Niall wczoraj mu powiedział tylko tyle, że nie wraca na noc do domu.
- Nie wziął kluczyków od Landrovera. - oznajmił zielonooki. - Długo się nie nachodzili. - mruknął dodając.
- Harry! - skarcił go brunet z kilkudniowym zarostem
- No co? Taka prawda... - odparł, wzruszając ramionami.
- Tyle, że tu chodzi o to, że oni nie zerwali bo to było "zauroczenie" - zaczął Tomlinson, wykonując w powietrzu cudzysłów. - tylko coś Nialler'a ugryzło. Przecież on był w niej zakochany po uszy! Od tak, - pstryknął palcami, jak gdyby coś wyczarowywał - to nie minęło.
Chłopcy się z nim zgodzili.
  To nie było zauroczenie. Ci dwoje naprawdę się kochają, zatopił się w swoich myślach Tommo. Muszę wziąć sprawy w swoje ręce.
Sam sobie przytaknął.
Nikt inny nie ruszy swoich szanownych, czterech liter by ich ze sobą umówić. Muszą się pogodzić i wrócić do siebie. Innego wyjścia nie widzę, pomyślał wyglądając przez okno. Tylko gdzie ten Niall?


*Niall*
  Położyłem się przy otwartym balkonie. Łzy spłynęły po moich policzkach. Zamknąłem oczy i w myślach błagałem, by to był zły sen. Pociągnąłem nosem i poczułem ten zapach. Jej zapach. Jej pięknych perfum.
Momentalnie otworzyłem oczy. Podniosłem się szybkim ruchem i wyszedłem na balkon. Pociągnąłem ponownie nosem, by poczuć jeszcze raz ten zapach. Czułem go. Czułem go tak wyraźnie, jakby stała obok mnie.

- Kocham cię. - roześmiał się dźwięczny głos, tuż nad moich uchem. 
Odwróciłem się przestraszony. Nikogo jednak nie było.
- Emily? - spytałem ciemność. Łzy ponownie spłynęły do moich oczu. Ścisnąłem mocno powieki.
Oparłem się o barierkę i schyliłem głowę.
 Księżyc już widniał na niebie. Westchnąłem cicho.
- Nie bądź smutny... - szepnęła. Ponownie jak oparzony odwróciłem się za siebie. Za mną nikogo nie było. Spojrzałem w dół. Także nic.
- Nie szukaj mnie wokół. Szukaj mnie w środku. - powiedziała ponownie i poczułem ostre ukłucie w sercu, a po chwili zapach jej perfum. 
  Chciałem ponownie poczuć jej zapach. Skupiłem się, ciągle o Niej myśląc. Jednak niczego już nie poczułem...

 
  Piosenka dwudziesta dziewiąta. c : Liczę na chociażby 10 komentarzy w szybkim tempie. :) Rozdział dodam po 11 komentarzach. Tym razem będę punktualnie z 11 komentarzem. C : 
  Mam prośbę: jeżeli dałybyście radę, proszę o udostępnienie mojego bloga. : 3 Także udostępniam blogi. 

                                                                            Kocham Was, Nils.