czwartek, 31 stycznia 2013

Piosenka czterdziesta

  Jeju... Ludzie wiecie, która to Piosenka? Czterdziesta! Jezus. Nie sądziłam, że dotrę do takiego rozdziału! Jaaaj. Jak się cieszę! Nawet nie wiecie! Z całego serducha chciałam Wam podziękować. Przede wszystkim: Rons, Roksanie, Claudii, Agacie i Korniszonowi. Byłyście ze mną i jesteście. Aa, kocham Was normalnie. ♥
  Korniszon teraz myśli: aa słiit rzygam uczuciami. :D haha, debilu. Dziękuję Ci głupku. Nawet za te głupie komentarze :P


Pocałuj mnie. Pocałuj, jak nigdy przedtem.

    Niall i Harry po dwudziestoczterogodzinnej obserwacji mogli wyjść, gorzej było z Louim. Ciągle miał zawroty i bóle głowy. Lekarze postanowili, że zostawią go na kolejny dzień. Jeżeli się nie poprawi to będą robić prześwietlenia, jeśli przeciwnie wypuszczą go. Paparazzi już czyhali na każdego z nas pod szpitalem. Gdy Paul wyszedł przed szpital, by odgonić te hieny, oni jedynie zaczęli zasypywać Paul'a masą pytań. Nasz kochany menadżerowy tata, choć miał stalowe nerwy, powiedział, a raczej zażądał by paparazzi opuścili teren szpitala. Jeśli nie posłuchają się jego żądaniom, będzie dzwonił po policje. Ale takie życie gwiazd. Najmniejsze wykroczenie, najmniejsza afera wokół nich i już się nimi wszystkie portale i gazety plotkarskie interesują.
  Zanim ruszyliśmy do domu boysbandu, Paul podrzucił mnie i Nialler'a do mojego domu. Powoli weszliśmy po schodkach i zadzwoniłam dwukrotnie dzwonkiem. Po chwili otworzył Mike. Uściskał mnie, a Niall'a przyjaźnie poklepał po plecach. Rozsiedliśmy się w salonie, do którego po chwili przyszedł Tata.
- No co tam się stało? - spytał, siadając w swoim fotelu. Oparł ręce na swoim wydatnym brzuchu i spojrzał na nas wyczekująco.
Streściliśmy mu wszystko, opowiadając ze szczegółami. Tata słuchał nas uważnie, co jakiś czas zadając pytanie i wtrącając coś od siebie.
- No to nie ciekawie. - mruknął.
- No, ale kto by chciał wam zaszkodzić? - spytał mój brat, wchodząc do salonu. Pokręciliśmy jedynie głowami, nie wiedząc co odpowiedzieć. Mike zmierzył nas badawczym wzrokiem. Po chwili uśmiechnął się do mojego ukochanego. Wstał z kanapy i poklepał go po ramieniu. - Przynajmniej jesteście cali. - powiedział.
Spojrzałam na Tatę, zdezorientowana. Mike nie był miły dla Niall'a w ten sposób. Jakoś nigdy nie przepadał za nim. Tata wręcz przeciwnie. Mój ojciec, także zdezorientowany spojrzał na mnie. Uniósł jedną brew ku górze w zdziwionej minie.
- Ja spadam. - rzucił czarnowłosy do taty. - Charlie na mnie czeka. - dodał, po czym wyszedł z pomieszczenia.
  Mike był moim bratem. Kochanym bratem. Co prawda był nieznośny, ale to jak każde rodzeństwo. Każdy ma jakieś wkurzające rodzeństwo. My też dla naszego rodzeństwa jesteśmy denerwującymi ludźmi. Taki już los rodzeństwa. Mike zawsze stawał po mojej stronie. Był najlepszym bratem jakiego mogłabym sobie wymarzyć. Po śmierci mamy dodawał mi otuchy. Nawet w najmniejszych problemach, pomagał mi i mnie wspierał. Taki brat to ideał. No... Może nie taki, całkiem ideał, ale jednak był wspaniały.
Tak samo jak on dla mnie, ja chciałam jego szczęścia. A ta cała Charlie mu go nie mogła dać. Była pustą i zarozumiałą dziewuchą. Dla niej liczyły się wypady na miasto, romantyczne randki, plotkowanie. Nie miała żadnego zainteresowania. No nie no, miała. Plotkowanie, wymalowanie się i tak dalej. Nie mam zielonego pojęcia, co mój brat widział w Charlotte. No jednak, chodził z głową w chmurach. Temu nie mogłam zaprzeczyć.
- OK. Moglibyście kiedyś przyjechać do nas, bym mógł ją poznać lepiej. - z zamyślenia wyrwał mnie głos Taty. Mike kiwnął głową, zakładając kurtkę. Trzasnęły drzwi, i wróciliśmy do przerwanej rozmowy. Może nie tak przerwanej, co zakłóciliśmy ciszę, rozmową o wszystkim.
- Dobra dzieciaki. - powiedział Tata, wstając powoli ze swojego starego fotela. - Mam masę roboty. Przepraszam was, ale naprawdę muszę. Jutro ważny przetarg, nie mogę go przegrać. - ucałował mnie w czoło, a z Nialler'em uścisnął dłoń. - Jedziecie do ciebie, czy zostajecie u nas? - spytał, nim puścił dłoń niebieskookiego.
Niall wzruszył ramionami, patrząc na mnie.
- Myślę, że pojedziemy do chłopców. - odparłam. Tata zgodził się oczywiście. Pożegnał nas i zamknął za nami drzwi.

  Gdy dotarliśmy do domu, mulata nie było, bo wyszedł do klubu, Harry poszedł się zdrzemnąć, a Dan i Liam pojechali na kilka dni do rodziców Danielle. Usiedliśmy z Nialler'em w jego pokoju. Standardowo żartobliwa rozmowa, a później rozmawianie o życiu.
- Oglądamy jakiś film? - zagadnął blondyn. Wzruszyłam ramionami i sięgnęłam po jego laptopa. Otworzyliśmy główną stronę, a tam już pierwszy artykuł: "Co z chłopcami z One Direction? Czyżby ktoś zechciał zagrozić ich życiu?". Poczułam jak mięśnie mojego ukochanego napinają się, a zacisnął usta w wąską linię. Pogłaskałam go po policzku i zamknęłam stronę internetową.
- Nie powinieneś się teraz denerwować. - oznajmiłam.
- Te hieny do wszystkiego się doczepią! - syknął. - Nie dość, że nie mamy życia, to jeszcze nakłamią. Kłamią w żywe oczy!
- Oni na tym zarabiają. - odparłam miękko. W jakiś sposób chciałam usprawiedliwić wszystkich reporterów, redaktorów i tak dalej.
- Oni zarabiają na naszym życiu! - syknął Niall. - To raczej nie jest w porządku, nie uważasz?
- Dobrze, kochanie. Rozumiem, ale zrozum tez ich. To jest ich praca.
- Mogli wybrać sobie inną, a nie niszczyć komuś życie. - wyparował i spojrzał na mnie gniewnie. Podniosłam ręce w geście obronnym.
- Dobra, zakończmy ten temat, bo się jeszcze o tę głupotę pokłócimy. - mruknęłam i włączyłam "Ona to on". Obydwoje lubiliśmy ten film.
- Przepraszam. - szepnął.
 Nie miałam mu za złe. Rozumiałam jego złość. Paparazzi często po prostu wpierniczali się w ich życie prywatne, psując wiele rzeczy. Lecz to też byli ludzie. Mieli własne rodziny i chcieli zarobić na ich utrzymanie. Sposobem nie zbyt przyjaznym dla otoczenia, no ale cóż.
 Wiedziałam ile nerwów i chłopcy, Paul i band musieli sobie zszargać przez natrętnych paparazzi. Mnie też często to irytowało, ale taki los gwiazd.
- Dobra, oglądamy, czy się na siebie boczymy? - zagadnął Niall, przygryzając płatek mojego ucha. Szturchnęłam go w ramię i oparłam się o jego tors. - No to, oglądamy. - mruknął, układając się wygodniej.
  Gdy skończyliśmy oglądać film, zeszliśmy na dół, przekomarzając się. Powiedziałam jedynie, że Channing Tatum jest mega przystojny. I się zaczęło. Niall zaczął komentować każdą laskę jaką sobie przypomniał. Hazza wzniósł oczy ku niebu, skakając po kanałach, słysząc naszą paplaninę.
- No, ale Niall. Tatum jest ciasteczko. - zaśmiał się gardłowo, a ja puściłam mu oczko. Weszliśmy do kuchni i ja zaczęłam się po niej krzątać, a Niall przysiadł na wysepce.
Wzdrygnęłam się, gdy Blondyn dotknął swoimi zimnymi dłońmi mój brzuch.
- No weź ! - zaoponowałam, odwracając się do niego przodem.
Zdzieliłam go ścierką przez głowę i podeszłam do lodówki, by wyjąć arbuza.
Niall mnie nagle pociągnął za biodra do tyłu i obrócił do siebie przodem. Patrzyłam na niego zdziwiona. Uśmiechnął się zawadiacko i mocno wpił się w moje usta.
Odrobinę oszołomiona, odwzajemniłam pocałunek.
Horan złapał za moje udo i wziął mnie na ręce.
Wsunęłam palce w jego włosy, a drugą rękę położyłam mu na ramieniu.
Posadził mnie na blacie "wysepki" i obie dłonie położył mi na udach.
- Idziemy na górę? - wyszeptał mi do ucha.
- Mhmm... - wymruczałam, przyciskając go do siebie.
Ponownie naparł na moje ciało, delikatnie muskając i przygryzając moją dolną wargę.
- Nie widziałeś... - powiedział Hazza z impetem otwierając drzwi i zaglądając do kuchni, nie spodziewając się, że zastanie nas w niedwuznacznej sytuacji - O cholera, przepraszam ! - szybko zreflektował się i wyszedł.
Niall spuścił głowę i położył dłonie na blacie z cichym cmoknięciem, które wyrażało duże niezadowolenie.
Zaśmiałam się cicho pod nosem, rozbawiona.
- Oj, nie bulwersuj się tak. - połaskotałam go za uchem, a on stłamsił jakieś słowo w ustach, po czym prychnął.
- Zawsze muszą nam jakoś przeszkodzić. - powiedział, odchodząc od wysepki.
W ostatniej chwili, złapałam go za koszulkę i przyciągnęłam z powrotem.
- A kto powiedział, że nie możemy dokończyć? - wyszeptałam, napierając na niego.
- Może wieczorem i u mnie? - mruknął.
- A dobra. - odpuściłam. Zsunęłam się z blatu i wyszłam z kuchni.
- Obiecuję. - powiedział mi do ucha, lekko przygryzając jego płatek i pocałował mnie w szyję.
  Powoli ruszyłam do pokoju Nialler'a. Gdy już zamknęły się za mną drzwi, rzuciłam się na łóżko. Rozkoszowałam się zapachem pościeli. Był na niej zapach Niall'a. Taki charakterystyczny. Przymknęłam oczy.
  Czułam jak moje wszystkie mięśnie rozluźniają się. Po moim ciele przebiegł delikatny dreszcz, gdy Niall dotknął swoimi, wiecznie zimnymi dłońmi, skrawek mojego odkrytego ciała. Wyszeptał mi do ucha, że mnie bardzo kocha. Odwrócił mnie na plecy i zaczął składać delikatne pocałunki. Na szyi, dekoldzie i zjeżdżał niżej.
- Jesteś pewna, że chcesz? - spytał, patrząc w moje oczy. Przytaknęłam głową.
Złapałam za jego szyję i przyciągnęłam mocno do siebie. Naparł na mnie całym ciałem. Czułam zapach jego pięknych perfum.
  Chciałam być jego pierwszą. Pierwszą, ale ostatnią. Chciałam by to On był pierwszym chłopakiem, a już można powiedzieć, że mężczyzną, z którym właśnie to zrobię. Byłam gotowa, Niall raczej też.
 Powoli zsunął ze mnie spodnie, a ja jeździłam palcami po jego torsie. Po chwili jego koszulka wylądowała na ziemi. Zaczęła się walka języków. Usiadłam na blondynie okrakiem i obdarzałam go ciepłymi, czułymi pocałunkami.
 Pod wpływem emocji i pożądania, rozpięłam jego pasek u spodni.
Bez krępacji on zaczął zdejmować ze mnie moją koszulkę. Nie potrafiłam się mu oprzeć.
- Gołąbeczki chodźcie na dół. Louis za chwilę przyjedzie. Wypuszczają go! - powiedział, Hazza radosnym głosem, lekko pukając w drzwi.
- Spieprzaj! - wrzasnął Niall. Cały poczerwieniał i zaczął oddychać ciężko. Pogłaskałam go po policzku i musnęłam jego usta. - Nie kurwa. Wyprowadzę się z tego domu! - warknął.
Wciąż siedziałam na nim okrakiem. Powoli zeszłam z niego i zaczęłam się ubierać. Niall smutnym wzrokiem patrzył na mnie. Gdy już byłam całkowicie ubrana, podeszłam do niego i usiadłam na jego kolanach.
- Pocałuj mnie. Pocałuj, jak nigdy przedtem. - wyszeptałam, a Niall wpił się mocno w moje usta. Mocno i czule. Językiem oplótł mój język.
 Czułam się teraz naprawdę szczęśliwa. Czułam, że znalazłam wreszcie po tych wszystkich nieudanych wzlotach, że Londyn to moje miejsce na ziemi. Czy teraz to była nagroda, za wszystko co przeszłam? Czy miałam jeszcze czegoś doznać? Jakichś przykrości, bólu, smutku? Zapewne tak. Nie raz, ale czy miałam przechodzić znów piekło, takie jak w Birmingham?
  Chciałam bardzo, bez zastanowienia powiedzieć sobie: "Wszystko już będzie dobrze". Lecz sama w to nie wierzyłam. Moja intuicja mówiła mi, że jeszcze coś mnie czeka.
Kolejny rozdział mojego życia zaczyna się, od rozstania. Chłopcy zaraz wyjeżdżają w trasę. Czekają mnie długie dni rozłąki z ukochanym. Zobaczymy co przyniesie los. Miejmy nadzieję, że coś dobrego.





  Czterdziesta piosenka, *bada bum tss*! :) Jeej, jak się cieszę! :) Miśki, dziękuję, dziękuję. Za wszystko! :)
  10 komentarzy = nowa piosenka. ♥ Nie rozpisuję się dziś. ;)

  Informacja: Tych, którzy nie mają kont na googlach/blogspocie, proszę komentować z opcją : 'nazwa/adres url'. Adres możecie podać jakikolwiek! Anonimy niestety będą usuwane.
  Dziękuję. ♥ 
  
                                                                                      Kocham, Nils. ♥ 

środa, 30 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta dziewiąta.

   Weszłam do kuchni, która była cała zadymiona. Zakrztusiłam się dymem i krzyknęłam do Zayna:
- Weź małą stąd ! - Zayn pospiesznie wybiegł z Lux w rękach na taras.
- Niall ? Loui ? Harry ? - mówiłam drżącym głosem, przedzierając się przez kłęby dymu.
Usłyszałam kaszl w kącie kuchni. Doszłam tam, potykając się o powietrze. Niall siedział i dławił się łzami. W jego ręce widziałam ścierkę, obok niego siedział Harry, także dławił się dymem, jak i łzami.
- Gdzie jest Louis ?! - krzyknęła Lou.
Podejrzewałam, że stała na środku kuchni. Uklęknęłam pośpiesznie przy chłopcach.
- Co tu się stało ?! - krzyknął przerażony Liam.
- Liam ?! Błagam, chodź tu! Jestem w rogu kuchni, po prawej stronie. - rozejrzałam się dookoła i sięgnęłam po ścierkę.
 Podniosłam się i zmoczyłam ją. Ponownie uklęknęłam przy Harry'm i Niall'u. Otarłam twarz Niall'owi, a następnie Hazzie. Poczułam dłoń na ramieniu, to był Liam.
- Co tu się stało ? - spytał ponownie, głosem oczekujących wyjaśnień.
- Liam, nie mam pojęcia. Potem będzie czas na gadanie, pomóż mi wyciągnąć stąd chłopaków.
- Jest ! - usłyszałam krzyk Lou. - Znalazłam Louisa ! Jest nieprzytomny... - przerwała i zaraz pisnęła. - Oh! On... On ma cały zakrwawiony brzuch !
Wciągnęłam spazmatycznie powietrze, bo ścierka którą trzymał Niall w lewej dłoni, była lekko we krwi...
- Danielle ?! Dzwoń po karetkę ! Szybko ! - zakasłał Liam i podniósł Nialla, a ja sięgnęłam po Loczka.
Wyszliśmy, dławiąc się dymem. Lou, zaraz za nami wyszła z Louis'em.
- Boże... Co tam się stało ? - spytała słabym głosem ciemna blondynka.
Czułam jak drżę. Jakbym miała gorączkę. Zrobiło mi się słabo na widok nieprzytomnego blondyna. Czas dłużył się niemiłosiernie w oczekiwaniu na karetkę. Pau
Pod dom podjechała karetka. Wolontariusze wbiegli i szybko wzięli chłopców na nosze.
- Zayn ?! - krzyknęła Lou, biegnąc na taras. - Daj mi małą... - końca tego zdania nie usłyszałam.
Chyba pojawiło się tam imię Paul'a. Pewnie kazała zadzwonić po swojego męża.
- Jedziemy - oznajmił Liam, wybiegając z Danielle z domu.
Do mnie podbiegł mulat, siedziałam oszołomiona na skraju kanapy. Zayn przytulił mnie, lecz ja byłam tak roztrzęsiona, że nie mogłam poruszyć swoimi kończynami. Nagle Zayn się odsunął i pocałował mnie w czoło.
- Emily, chodź. Jedziemy... - powiedział ciągnąc mnie za rękę.
Wyszłam posłusznie, mijając w drzwiach Paul'a. Zayn wpakował mnie na siedzenie pasażera, a sam szybko obiegł samochód i wsiadł za kierownicę.
- Szybko... - ponaglił sam siebie, odpalając nerwowo samochód. Silnik zawarczał, stęknął i zgasł. - A niech to szlag ! - warknął ciemnowłosy i wbiegł do domu.
Za moment wybiegł machając kluczykami od samochodu Lou.
- Rebecca ! - krzyknął na mnie.
Ja posłusznie wygramoliłam się z samochodu i skierowałam się do nowego pojazdu. Robiłam wszystko machinalnie. Nie mogąc racjonalnie myśleć. Wszystko działo się tak szybko. Czułam jak wspomnienia z Nialler'em, przeciekają mi przez umysł.
 Wsiadłam i spojrzałam na Zayn'a. W jego oczach, jak zapewne i w moich, malowało się przerażenie i zdezorientowanie. Przełknęłam głośno ślinę. Kierowca położył dłoń na mojej i ścisnął ją znacząco.
- Jedźmy. - powiedziałam i ostro wykręciliśmy z podwórka.
 Zayn docisnął pedał gazu i samochód wyskoczył niczym polująca pantera. Wbiło mnie lekko w beżowe siedzenie. Nie byłam przyzwyczajona do takiego zrywu. Nawet samochód Louisa, nie był tak energiczny. Lou miała kopa...
- Zayn ... ? - mruknęłam, gdy zatrzymaliśmy się na światłach.
- Hm ?
- Co tam się mogło stać ... ? - spytałam, drżącym głosem. Mulat pokręcił jedynie, bezradnie głową.
  Przed oczami majaczył mi Louis z zakrwawionym brzuchem... Hazza i Niall dławiący się dymem i nie kontaktujący z rzeczywistością... Coś okropnego. Wzdrygnęłam się na samo to wspomnienie.
  Zayn pociągnął cicho nosem. Potrząsnął głową, jak gdyby chciał wyrzucić to wspomnienie ze swojej głowy.
Po jego policzku spłynęła łza. Starłam ją opuszkiem mojego palca i ścisnęłam jego dłoń.
- Będzie dobrze. Będzie dobrze... - szepnął ciemnooki, patrząc mi w oczy.
- Tak. Będzie dobrze... - mruknęłam pod nosem, przerażona.
 Co tam się stało ?
 Czemu Niall, miał ścierkę z krwią (tak przypuszczałam) Loui'ego ? Skąd tam się wziął dym ?
Było tyle pytań, a żadnej odpowiedzi...

***

  Siedziałam na szpitalnym korytarzu, na zimnej posadzce. Zayn prosił, wręcz błagał bym usiadła na krzesełkach, lecz ja nie chciałam. Podwinęłam nogi pod brodę, owijając je swoimi ramionami. Zayn po moich długich sprzeciwach, odpuścił i usiadł obok mnie, obejmując mnie ramieniem.
 Każdy czymś był zajęty. Jeden z lekarzy właśnie biegł operować jakąś młodą dziewczynę. Pielęgniarki kręciły się obok chłopców. Na recepcji jakiś chłopak, wykłócał się z przełożoną.
- Ale to jest mój brat, do jasnej cholery !
- Wiem. Rozumiem, ale proszę nie podnosić głosu ! - odparowała, wzburzona pielęgniarka.
- Tam na pewno są przyjaciele mojego brata i jego dziewczyna ! - krzyknął i uderzył dłonią w blat.
 Musiał minąć ułamek sekundy, bym rozpoznała ten głos. Pomimo jego poddenerwowania, rozpoznałam go. Szybko się podniosłam i pobiegłam w stronę chłopaka, rzucając mu się w ramiona.
- Greg ! Jak dobrze, że jesteś ! - wyłkałam. Greg przytulił mnie do siebie, głaszcząc po głowie powiedział:
- Będzie dobrze, kochana. Gdzie reszta ? - spytał już bardzo spokojnym i opanowanym tonem.
 Oderwałam się od niego i pociągnęłam ze sobą. Zayn, Liam i Danielle uściskali go serdecznie. Paul podał mu dłoń, a Greg uścisnął ją przyjaźnie.
Pomimo nowego towarzysza, wróciliśmy do cichego oczekiwania na pielęgniarkę z jakimiś wiadomościami. Ja wróciłam na swoje miejsce na posadzce, a Zayn oklapł obok mnie.
- Ehm... - westchnęłam, ziewając.
Wtedy ciemnowłosy zreflektował się i spytał:
- Ems, może odwiozę cię do domu ? Potrzebujesz odpocząć... - troska i zmartwienie w jego głosie, ukoiła tak jakby moje nerwy.
- Tak jak wszyscy... - mruknęłam głosem, który sam w sobie oznajmiał, że nigdzie się stąd nie ruszam.
- Ale Ems... - zaoponował. - Będziemy tu czekać. Jak czegoś się dowiemy, to od razu damy ci znać. - przekonywał.
- Nigdzie nie jadę. I... I - zająkałam się. - I nie każ mi, bo i tak nigdzie się nie ruszę. - powiedziałam stanowczo i oparłam ponownie głowę na jego ramieniu.
- Pozostało nam jedynie czekać... - westchnął cicho i także oparł głowę o moją.
- Trzeba czekać...

 Dochodziła godzina dwudziesta trzecia. Pielęgniarka nie chciała nam jeszcze nic konkretnego powiedzieć. Nawet nie pozwoliła nam do chłopców na chwilę zajrzeć.
 Jakąś godzinę po przyjeździe Greg'a, przybiegła zapłakana Eleanor. Oczy miała podkrążone i napuchnięte. Pierwsze co zrobiła, to wpadła w moje ramiona, a następnie w Danielle. Zayn i Liam ucałowali ją w czoło i uściskali, nie wiedząc co powiedzieć. Paul przejął El w swoje ramiona i tulił ją dopóty, dopóki nie przestała szlochać.
Poniekąd wiedziałam co czuła El. Obydwie nie miałyśmy zielonego pojęcia, co się działo z naszymi ukochanymi.
 Chwilę po dwudziestej trzeciej wyszła do nas pielęgniarka z lekarzem. Wszyscy jak jeden mąż podnieśliśmy się, oczekując najgorszego.
- Konsultowałem się z policją. Ktoś ich zaczadził. - oznajmił lekarz. - Ktoś podrzucił małą, nieszkodliwą bombę, która po określonym czasie się rozpuszcza i strasznie, ale to strasznie dymi. - przyjęliśmy wszyscy współczujące spojrzenie od diagnozującego, popatrzył jeszcze chwilę po zapłakanych dziewczynach i odszedł.
- Co z Louisem ? Co z nim ? - domagała się odpowiedzi El. Pielęgniarka odparła:
- Czy to ten, co miał ranę na brzuchu ? - przytaknęliśmy. - Czy on miał jakąś bliznę, ranę wcześniej ?
Ponownie przytaknęliśmy i El wyjaśniła, że Louis całkiem niedawno zrobił sobie tam ranę. Była zaszywana, więc została blizna. Pielęgniarka odetchnęła lekko z ulgą.
- To dobrze. Ta rana wyglądała na nakłucie nożem... Podejrzewaliśmy także, że to może być jakaś blizna z przeszłości i od dymu, gdy się zaczął dławić dymem, musiała ulec pęknięciu. - wyjaśniła. - Musiała być za słabo zszyta. - ciągnęła dalej.
To była odpowiedź na moje pytanie. Nie do końca, ale po części. Niall musiał, próbować zatamować krew Louisa ścierką, czy coś w tym stylu...
- Czy... Czy możemy ich zobaczyć ? - z zamyślenia, wyrwał mnie mój własny głos. Brunetka, o imieniu Bet, wpuściła nas do sali numer piętnaście.




  Piosenka trzydziesta dziewiąta! :) Miśki zadziwiacie mnie! :)
Pod ostatnią piosenką było 15 komentarzy! Jeju, jeju. Dziękuję! xx
  Pod następną piosenką podam link do mojego nowego bloga, którego będę prowadzić z moją kochaną Rons. ♥ Mam nadzieję, że i tam dotrzymacie mi towarzystwa
  Pisać, komentować, oceniać. Co się podobało, a co nie. :) 
10 komentarzy = nowa piosenka. xx

                                                                                   Kocham, Nils. ♥   

  Informacja: Tych, którzy nie mają kont na googlach/blogspocie, proszę komentować z opcją : 'nazwa/adres url'. Adres możecie podać jakikolwiek! Anonimy niestety będą usuwane.
  Dziękuję, do widzenia. ♥ 

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta ósma

  Szłyśmy z dziewczynami przez korytarz, do swoich szafek. Nic nie zapowiadało się na zepsucie mojego dobrego humoru. Przed szkołą przyszła po mnie Jenn z Sarah i wspólnie ruszyłyśmy do szkoły.
Ronnie stała się naszą kumpelą. Nie była już taka "dzika" jak wcześniej. Może to przez stratę taty? Kiedyś rozpłakała się przy nas, co było do niej w ogóle nie podobne. Okazała się bardzo wrażliwą i skrytą w sobie osobą.
  Usłyszałyśmy piski, przechodząc obok sali gimnastycznej.
- Fuck! - syknęłam. Dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione. - Zapomniałam, że dziś jest ten koncert chłopców. - odparłam.
 Jenn skrzywiła się lekko, bo wciąż toczyła wojnę ze Styles'em. Między nimi było coraz gorzej. Kłócili się o bzdury, co wszystkich doprowadzało do szału.
- Chodźmy, chodźmy! - pisnęła Sarah, ciągnąc nas za ręce. Nasze protesty spełzły na niczym, bo ognistowłosa miała nas gdzieś i pędziła na sam przód prowizorycznej sceny.
Stanęła niczym napalona fanka (w sumie to nią była), pod tą a'la sceną. Zacisnęła dłonie przy twarzy i wpatrywała się w miejsce, gdzie wystawał Loui. Zabawnie machał do publiczności szkolnej i bawił się swoimi szelkami.
  Bałam się, że gdy ujrzę Jego, serce zapomni jak ma przytrzymywać mnie przy życiu i przestanie pompować moją krew. Zaschło mi momentalnie, w gardle. Czułam, że mi strasznie gorąco i duszno. Byłam na Nialler'a wściekła, że nie dał mi nic wytłumaczyć, ale w sumie to mu się nie dziwię. Próbowałam do niego dzwonić, nie odbierał. Nie, pomyłka. Odebrał. I krzyczał coś, że co ma mi niby powiedzieć. Chyba się nie skapnął, że odebrał. Matoł jeden.
Nagle z głośników wydobyła się tak dobrze znana mi melodia. Znałam ją. Wszędzie bym ją rozpoznała. Często Niall mi ją śpiewał. Bardzo często. To była jego jedna z ulubionych piosenek z ich albumu.
Pierwszy na scenę wbiegł Liam, za nim Hazza w swojej granatowej marynarce, którą przywłaszczył sobie, po jakiejś sesji. Za Loczkiem wybiegł Louis, głupkowato skacząc i machając rękami. Na samym końcu wybiegli Oni, Zayn i Niall. Przepychali się przyjaźnie. A tak się na siebie wkurzali?
No i masz ci los. Moje spojrzenie zetknęło się z Jego. Niebieskie tęczówki rozbłysły w świetle słabych, prowizorycznych reflektorów. Chłopcy wykonali 'One Thing', 'Gotta Be You', przy którym się o mało nie rozpłakałam, a Hazza zmienił tekst na "Gotta Be Lou"... Po wykonaniu tych dwóch utworów, dodali jeszcze 'Tell Me A Lie', 'Moments'. Po czym usiedli na skraju sceny. Odpowiadali na pytania i podpisywali płyty, koszulki, zeszyty. Obiecali, że zdjęcia porobią sobie po "koncercie".
- Mam pytanie do Nialler'a. - usłyszałam donośny głos. Znajomy, nosowy głos. Zmrużyłam oczy, wściekła. Wiedziałam jakie pytanie padnie.
- Tak? - odparł Niall, wymachując nogami, jak małe dziecko ze zdwojonym ADHD.
- Czy to prawda, że chodzisz z Emily Christie? - byłam pewna, że ta mała jędza, właśnie się uśmiechała.
Niall spojrzał na mnie. Wszyscy praktycznie spojrzeli na mnie. Czułam, że oblewam się strasznym rumieńcem. Odetchnęłam głęboko, krzyżując ręce na piersiach.
- Tak ,chodzę z nią, choć były ostatnio między nami zgrzyty. - powiedział w końcu, do mikrofonu, patrząc na mnie. - Za co chciałem ją bardzo przeprosić. Wczoraj... Zachowałem się jak dupek. - mówił, a cała sala wypełniona uczniami, przyglądała się to mi, to Horan'owi. - Nie powinnaś tego usłyszeć. - tym razem, słowa skierował do mnie.
- A jednak usłyszałam. - warknęłam. Horan prychnął, a jego prawy kącik ust, uniósł się ku górze.
Po mojej lewej stronie także ktoś prychnął. Tyle, że kpiąco i bardzo głośno. Zayn cmoknął w mikrofon.
- Ej ty. Zapytałaś, czy są ze sobą, to teraz cii! - mulat skarcił wścibską Mabel. Momentalnie się uciszyła. Spojrzałam Malik'owi w oczy. Puścił mi oczko i promienny uśmiech. Odwzajemniłam jego uśmiech, lekkim grymasem.
- Chciałem cię przeprosić... - szepnął. Moje oczy się zaszkliły, lecz kilkakrotnie zamrugałam i to minęło. - Nie bądź taka.
- Jaka ? - syknęłam.
- Taka obojętna. Jesteś zła, a to ja powinienem być. - odparł.
- Przepraszałam cię milion razy! Ileż można jeszcze?
Niall zeskoczył ze sceny. Odruchowo wykonałam kilka kroków w tył. Blondyn westchnął cicho i odłożył mikrofon na podłogę. Zapiszczało w głośnikach, przy czym wszyscy skrzywili się nieznacznie, zakrywając sobie uszy.
Horan także się skrzywił, lecz przez uśmiech. Zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Emily, daj mi wszystko wyjaśnić. Myślałem, że to ty będziesz cierpieć. Ugh! - syknął. - Byłem, jestem i jeszcze pewnie w niektórych sytuacjach będę dupkiem, ale prawda jest taka... - nie dane mu było dokończyć.
- Jaka ? Taka, że Liam ci pomógł ułożyć przeprosiny dla mnie? Dzięki Li, piękne przeprosiny. - syknęłam. Niall prawie recytował swoją wypowiedź. Od razu oblał się rumieńcem, a Li schował twarz ze śmiechu w dłoniach. Sala także zachichotała.
- Teraz mówię to co myślę. Więc proszę się ze mnie nie śmiać! - zagroził, a ja zaśmiałam się pod nosem. - Ha! - wskazał na mnie palcem. - Mam cię. - posłał mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam go.
  Czułam jak moja złość ulatnia się ze mnie. W końcu to on powinien być na mnie zły. A nawet wściekły. Z resztą, jak na to wygląda, to BYŁ, w czasie przeszłym zły na mnie. Patrzyłam prosto w jego piękne, niebieskie tęczówki. Czułam, że wypełnia mnie w sercu, przyjemne ciepło.
- Przepraszam cię za wszystko. Za to co robiłem i za to co jeszcze zrobię. Po prostu... - zaciął się, a jego oczy posmutniały. - Nie chcę już dłużej, żyć bez ciebie. - dodał i spuścił głowę.
Przełknęłam głośno ślinę. Uśmiechnęłam się lekko, lecz schowałam uśmiech, za kamienną miną. Zrobiłam kilka kroków w przód. Niall podniósł wzrok i rozłożył swoje ramiona.
Dobrze wiedział, że zaraz się w nich znajdę.

*Narracja trzecioosobowa*
  Chris stał w rogu sali, nonszalancko opierając się o ścianę. Gula wściekłości, skakała mu do gardła. Był zazdrosny. Po prostu był zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Chciał, by to jego Emily obdarzyła tak mocnym uczuciem, jakim darzyła tego blondyna. Nienawidził go z całego serca. Życzył mu śmierci, najgorszej jakiej się dało. Każdego dnia, widząc Emily na korytarzu, czuł jak jego serce bije pięć razy szybciej. Każdy jej ruch był dla niego idealny. To jak się śmiała, było jak śpiew słowika. Jej blada cera i długie blond włosy. Zaokrąglony nosek, którego ona sama nienawidziła. Niesforna grzywka, schodząca na prawą stronę czoła. Jednym słowem Emily była idealna. Tak, idealna. Każdy kto sądził inaczej, był głupcem.
  Brązowooki zerknął na przyjaciół Em, którzy go mijali. Luke i Robert śmiali się i żartowali. Chris wzniósł oczy ku niebu. Oni by tylko myśleli, jak zdobyć hajs na drogie kluby. Dziewczyny, fajki, alkohol. Ich zainteresowania. Jak ktoś taki idealny jak Emily mogła się przyjaźnić z takimi bałwanami bez przyszłości?
Przyglądając się im, dosłyszał urywek ich rozmowy.
- Oo, jakie to słodkie, idziemy się wyrzygać. - zaśmiał się blondyn, zwany Luke'iem.
- No, ale przyznaj. Ładną są parą! - odparł Rob. Luke przytaknął głową i zerknął na prowizoryczną scenkę. - Emily jest w nim zakochana po uszy. Tylko o nim czasami nadaje, więc, musimy się cieszyć jej szczęściem. - dodał, po chwili zamyślenia.
- Ej, Rex. - zaoponował Luke, zatrzymując swojego kumpla. - Jak myślisz, zaproszą nas na swój ślub? - poruszył znacząco brwiami, a Robert wybuchnął już nie tak chłopięcym, barytonem.
- Może będą małe Horan'niątka? - spytał brunet, po uszy zakochany w swojej przyjaciółce Jennifer. Ona tego nie wiedziała, a on był zbyt nieśmiały w takich sprawach, by jej o tym powiedzieć.
Luke roześmiał się i wskazał głową na drzwi. Po chwili, wpatrywania się w tłum, pod sceną: wyszli z sali gimnastycznej.
Chris zacisnął mocno dłonie w pięści. Gotowało się w nim. Nie dość, że był wściekły, że znów się zeszli, Em z tym lalusiem, to jeszcze ci idioci musieli wspomnieć "żartobliwie", o ślubie jego ukochanej.
Stłamsił przekleństwo w ustach i z impetem opuścił salę.

*Emily*
- Jedźmy do mnie. - poprosiłam błagalnym tonem. Znów chciałam mieć Nialler'a, tylko dla siebie.
- Na małe co nie co! Jedź Niall! - zaśmiał się Loui, klepiąc blondyna po plecach.
- Louis ty zboczony dzieciaku. - syknął Hazza, poruszając znacząco brwiami. Samochód wybuchł śmiechem, a ja oblałam się rumieńcem. - Ja już tam wiem, co wy robicie, za zamkniętymi drzwiami. - zwrócił się do naszej dwójki, a Horan zmierzył go ostrzegawczym spojrzeniem.
- Dobra, moglibyśmy nie gadać o ich intymnych sprawach? - zaśmiał się Liam, który siedział za kierownicą.
  Chłopcy przywitali się z Mike'iem, na parkingu szkolnym i uprosili (czytaj: skakali jak poryci i krzyczeli, żeby Mike pozwolił im jechać do nich). Oczywiście Mike'owi to było na rękę, bo mógł sobie sprowadzić do domu tę całą Charlotte, której ja nie znosiłam.
  Gdy wreszcie zawitaliśmy w domu chłopców, oni darli się jak porąbane orangutany i skakali po domu. Wzniosłam oczy ku niebu i zerknęłam na Liam'a, który jako jedyny pozostał opanowany.
- Jedźmy na basen! - krzyknął Louis. Zayn zmroził go wzrokiem.
- Tylko nie na basen. - syknął.
- To na wesołe miasteczko! - Tomlinson nie ustępował.
Liam pokręcił jedynie głową i zaśmiał się pod nosem.
- Banda debili. - mruknął.
- Co?! Coś ty powiedział? - naskoczył na niego Tommo i domagał się wyjaśnień.
Nie wiem co bym zrobiła, gdybym wtedy w Infection nie poznała chłopców. Jak potoczyło by się moje życie? Całkiem inaczej. Może poznałabym jakiegoś chłopaka? A może bym wiodła ciągle nudne i powolne życie.
- Może zaprosimy Lou i Lux na obiad? - spytał Paul. Podskoczyłam przestraszona.
- Skąd ty się tu wziąłeś, do jasnej cholery? - odparłam przestraszona. Zaśmiał się grubym barytonem. Poczochrał moje włosy i zajrzał do lodówki, wyjmując stary, spleśniały ser. Skrzywił się, i ja także.
- Jak tu przebywasz, to zrobiłabyś jakiś porządek. - mruknął, wyrzucając nie nadające się do zjedzenia coś zielonego.
- Jak mnie oni do lodówki nie dopuszczają no to, przepraszam bardzo! - syknęłam, siadając na krzesełku, przy wysepce. Pokiwał głową z dezaprobatą i zadzwonił do Lou z zaproszeniem na obiad.
- Dzieciaki! - ryknął, a ja przytkałam sobie uszy. Chłopcy stawili się już po chwili, na baczność. - Widzisz? - zwrócił się do mnie. - Tak ich tylko ja umiałem sobie wychować. - puścił mi oko i wydał polecenia dla chłopców.
Banda goryli zaczęła krzątać się po kuchni. Hazza pojechał do sklepu, ja zaczęłam sprzątać w salonie, Zayn mył stertę naczyń, a Niall i Loui zostali przydzieleni do gotowania. Liam miał nakryć do stołu.

*Półtorej godziny później*
- A teraz musisz... Nie, no ! Ems, cóż ty wyprawiasz ?! - zaśmiał się mój ukochany. Był rozczarowany tym, że nie mogłam załapać jego "instrukcji", przygotowania kurczaka po Irlandzku.
Podeszłam do niego i chciałam go pocałować, ale on złapał moje nadgarstki i lekko, delikatnie mnie odepchnął.
- Nie. O nie - zaśmiał się gardłowo.
Wytarłam ręce w ścierkę, która leżała na blacie i rzuciłam ją tak gdzie leżała. Wymaszerowałam z kuchni w drzwiach mijając Harry'ego.
- Radzę z nim się nie wdawać w dyskusje ! Jest w żywiole kulinarnym ! - mruknęłam i ruszyłam w stronę tarasu, gdzie były Lou i Lux.
Mała była ubrana w swoją szarą koszulę w kratkę i białe spodenki. Bawiła się klockami, gdy Lou sie wylegiwała na leżaku
- Niall w kuchni ? - spytała, gdy weszłam na taras.
Cmoknęłam jedynie w odpowiedzi, z krzywą miną. Położyłam się na leżaku obok i przyglądałam się malutkiej
- Mhmm... Czy Tom ma czasem takie odchyły ? Oczywiście pomijając dni kiedy gra z Zayn'em i Louis'em na konsoli... - zaśmiałyśmy się.
Gdy ta trójka grała na konsoli, nie sposób było ich odciągnąć. Lou zachichotała.
- Zależy. Wiesz, mamy trochę podobne charaktery, ale ma czasem swoje dziwne odchyły jak i ja. - puściła mi oko i poprawiła sobie kucyka.
Lux cisnęła klocka o trawę i wyciągnęła do mnie władczo rączki. Przykucnęłam przy małej i wzięłam ją na ręce. Mała wtuliła buźkę w mój obojczyk. Usiadłam z Luxi na leżaku, a na taras wpadł Zayn i porwał małą w swoje objęcia.
- Mała już nie kaszle ? - spytałam, przyglądając się jak Zayn "dokucza" małej.
- Nie, ale jej doktorkę niepokoi dziwne charczenie w krtani, gdy mała oddycha. - skrzywiła się.
Była świetną mamą. A także świetną przyjaciółką. Choć była ode mnie starsza o jakieś piętnaście lat, to uwielbiałam z nią rozmawiać. Mogłam jej powiedzieć wszystko. Była dla mnie jak taka, młodsza mama...
- Tom uważa, że to błahostka. Jeszcze mała dostała wysypki i zachodzę w głowę od czego... - dodała. Zamyśliłam się.
- Uczulenie, tak ? - upewniłam się. Lou, przytaknęła głową, po czym dodała:
- Chyba...
- Co tu się stało?! - usłyszeliśmy krzyk Hazzy, po czym głośny jęk i krzyk Louis'a.
Zerwaliśmy się i pobiegliśmy w stronę, z której doszedł nas krzyk.




   No i jak ? :) Podoba się rozdział? Przepraszam, że wszystko działo się tak szybko. Jakoś tak. Ogólnie podoba mi się ten rozdział, lecz jest taki trochę niewydarzony. Za szybko się wszystko działo, a ja już nie wiem jak go poprawić. Mam nadzieję, że zrozumiecie :)
  Mi się ferie już skończyły :c Postaram się znów nadgonić tempo z rozdziałami, a wszystko zależy od Was :)
10 komentarzy = nowa piosenka.


                                                                                     Kocham, Nils. ♥

środa, 23 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta siódma

*Emily*
- Po co?! Jestem idiotą! Po co ja ci kazałem siebie pocałować! Jestem dupkiem! - wkurzał się sam siebie Malik. Patrzyłam tępo przed siebie. Zayn wściekły, wymachiwał dziwnie ręką.
- Zayn zwolnij. - powiedziałam, głosem wypranym z emocji.
Jednak mnie nie usłyszał. Wciąż szedł szybkim krokiem, dobre pięć metrów przede mną.
- Zayn zwolnij. - powtórzyłam.
Odwrócił się energicznie i spojrzał na mnie.
- Zwolnij. - poprosiłam cicho.
- Reb... - zaoponował i podszedł do mnie. Złapał moją rękę i ruszyliśmy powoli w stronę Tower Bridge.
- Znów go straciłam. - szepnęłam.
Zayn stanął momentalnie i zerknął na mnie.
- Emily. - powiedział cicho.
Przytulił mnie mocno do siebie, a ja rozkoszowałam się jego bliskością. Był zarówno wspaniałym bratem, jak i najlepszym przyjacielem. Czułam się przy nim bezpiecznie. Czułam, że jestem dla kogoś cholernie ważna. Cholernie ważna dla niego.
 Moglibyśmy być razem. Moglibyśmy, ale nie jesteśmy. Może gdybyśmy nie mieli swoich ukochanych połówek, wszystko byłoby inne.
 Prawda jest taka, że w związku moim i Niall'a jest tak, że czasem jesteśmy zakochaną, przesłodzoną parą, a czasem kłócimy się o byle co.
- Wiesz, co? - zagadnął mulat, wciąż przytulając mnie do siebie. - Wyjedźmy gdzieś. Na weekend. Odpocznijmy od tego. Gdzieś w ciepłe kraje. A może gdzieś do jakiegoś hotelu? - wydawał się być tak pozytywnie do tego wszystkiego nastawiony. Jednak ja nie potrafiłam dzielić z nim, tego optymizmu.
Za bardzo to przeżywałam.
- Zayn. - zaoponowałam.
Oderwał się ode mnie i niczym małe dziecko, wykonał dziki taniec radości. Zaśmiałam się i zmusiłam go do uspokojenia się.
- Zayn, ogarnij się! Ludzie patrzą! - śmiałam się, rozbawiona zachowaniem Malik'a.
- Patrz, jak byłoby fajnie! Weźmy ze sobą Harry'ego i Jennifer. Bez żadnych zobowiązań. Może być naprawdę fajnie! - zadowolony, śmiał się beztrosko i skakał wokół mnie.
Kochany wariat, pomyślałam.
- Zayn przepraszam. Chcę wrócić do domu. - powiedziałam. Bez słów ruszyliśmy w stronę mojego domu.

*Niall*
Otworzyłem drzwi od strony kierowcy i wrzuciłem plecak. Usiadłem na swoim miejscu i wcisnąłem kluczyki do stacyjki. Louis oparł się rękoma o drzwi Landrovera.
- Naprawdę, nie wolisz zostać? - spytał z nutką nadziei.
- Nie będę mieszkał z nim w jednym domu. - syknąłem, zaciskając dłonie na kierownicy.
- Tak czy inaczej, kiedyś będziesz musiał z nim porozmawiać. - szepnął. Nie lubiłem, gdy odgrywał dorosłego. Owszem był z nas najstarszy, ale to on zachowywał się jak pięciolatek. - I masz teraz na to świetną okazję. - dodał i zerknął na czarny samochód, wjeżdżający pod nasz dom.
Odruchowo odpaliłem silnik. Zawarczał i przygotował się do ucieczki. Dłonie zacisnąłem na kierownicy, a stopy spoczęły na pedałach. Wystarczyło tylko ruszyć do przodu i zwiać.
- Emily już dzwoni do ciebie setny raz. - mruknął, zerkając na mój dzwoniący telefon. Ponownie rozłączyłem.
- Co mam jej powiedzieć? Tak, kochanie, nie przeszkadza mi, że przelizałaś się z moim najlepszym przyjacielem?! Bądźmy szczęśliwi ponownie! Przecież to normalne, że całowałaś się z moim przyjacielem, który jest dla mnie jak brat! Chyba by mnie musiało pojebać! Zachowali się jak... Ugh! - krzyknąłem. Louis wybałuszył oczy i wbił wzrok w mój telefon.
- Odebrałeś idioto. - powiedział cicho, krzywiąc się.
- Co kurwa? - syknąłem, zerkając na telefon. Wziąłem go do ręki, sprawdzając połączenia. Rzeczywiście. Ostatnie połączenie: przychodzące. Czas rozmowy: 16 sekund. - Cholera!
Zerknąłem na podchodzącego Liam'a. Ledwo dostrzegalnie kręcił głową.
- Słyszała to? - spytał Loui. Przytaknąłem powoli głową, wpatrując się ponownie w ekran telefonu.
- Chyba nie chcesz uciec jak tchórz? - mruknął Li, stając obok Louis'a. - Niall to jest chore. Wy jesteście chorzy. Nie możecie się tak zachowywać.
- To co ? Mam mu się rzucić w ramiona? I co? Jeszcze może podziękować, że jej nie przeleciał ?! - warknąłem. Spojrzałem na Zayn'a. Wyglądał jak płonący na stosie. Wzrok smutny, podniósł na mnie. Jego wargi wyszeptały "Przepraszam" i ruszył do domu. Gdy zniknął za białymi drziwami, chłopcy spojrzeli na mnie znacząco. - Dobra, już dobra! - powiedziałem na odczepnego. - Tylko jak się na niego rzucę, to mi tego potem nie wytykajcie! - syknąłem, trzaskając drzwiami.
Niall tylko nie rób nic, czego byś żałował, mówiłem sobie w myślach. Czego miałbym żałować? Zabicia tego dupka? Tylko, żeby coś ostrego nie leżało pod moją ręką, bo nie ręczę za siebie.
  Usiadłem na kanapie, na wprost Malik'a. Oczy miał zamknięte, a głowę opartą na oparciu fotela.
- Niall kurwa. - zaczął. - Przepraszam cię. Nie wiem co we mnie wstąpiło. - przypatrywałem mu się w ciszy. Wciąż miał zamknięte oczy. - Wiem jak bardzo ją kochasz. Jestem dupkiem. To ja wtedy ją pocałowałem. Miałem... Nie mam żadnego usprawiedliwienia na moje zachowanie, wiem. - ciągnął dalej, a ja w ciszy go słuchałem. Cały gniew, ulotnił się ze mnie, tak szybko, jak się wezbrał.
Wstałem z kanapy i podszedłem do fotela, na którym siedział mulat i przysiadłem na skraju. Objąłem go ramieniem, a on otworzył oczy. Wtulił się w moje ramie i zaczął płakać. Nie spodziewałem się tego, lecz ja też się rozkleiłem.
- Cholernie cię przepraszam. Kocham Emily jak własną siostrę, nawet bardziej, ale wiem jak bardzo wy się kochacie. Przepraszam. - chlipał przez łzy.
- Nie rycz już debilu. - mówiłem, głaszcząc go po plecach.
- Niall. - zaoponował nagle. - Porozmawiaj z nią. - dodał.
Westchnąłem cicho, ocierając łzy.
- O ile w ogóle będzie chciała ze mną rozmawiać. - szepnąłem. Byłem dla niej za ostry. Nie powinienem, ale cóż. Co się stało, to się nie odstanie. Trzeba będzie znów angażować cały zespół, bo głupi Horan nie umie porozmawiać, ze swoją dziewczyną.
- Kocham cię, bracie. - powiedział cicho.
- Też cię kocham, Malik. - odparłem, klepiąc go po plecach.
- Jesteśmy zajebiści! - krzyknął Lou, przybijając sobie piątkę z Liam'em. - Choć trochę za szybko się pogodziliście. mogliście dać sobie po kilka razy po mordzie. Byłoby zabawniej - dodał. Roześmialiśmy się i razem usiedliśmy przed telewizorem.
Wszystko znów trzeba naprawiać. Znów. No, ale nikt nie powiedział, że zawsze jest kolorowo.

*Emily*
Siedziałam, a raczej leżałam wieczorem już w piżamie na swoim łóżku, z słuchawkami na łbie i czytałam książkę. Deszcz wybijał równomierne bębnienie, o okna mojego pokoju. Poczułam lekkie szturchnięcie i uniosłam książkę nad swoją głowę, by widzieć mojego gościa.
Mike przyglądał mi się w zamyśleniu.
- Czego? - spytałam, wyłączając muzykę na telefonie.
- O co znów wam poszło? - odparł, pytaniem na pytanie.
- O nic. - powiedziałam wymijająco. Już wczoraj mnie tata dopadł z pytaniami. Nienawidzę, tego, że znają mnie tak dobrze.
- Reb, przecież widzę. Mnie nie oszukasz. Owszem denerwuje mnie ten blondaś, ale kochasz go. Nic na to nie poradzę. - uśmiechnął się krzywo. Wzniosłam oczy ku niebu i usiadłam. - Coś ci zrobił?
- To raczej, ja jemu. - mruknęłam. Mike spojrzał na mnie zdezorientowany. Zapewne nie spodziewał się, że jego młodsz siostra mogła tak się idiotycznie zachować.
- Co zrobiłaś murzynie? - spytał, pogodnie. Zmroziłam go wzrokiem. Od razu uśmiech zszedł mu z twarzy. - Dobra, na poważnie. Co się stało? - starał się opanować, choć głupkowaty uśmiech wciąż wchodził mu na gębę.
- Pieprznę cię zaraz. - syknęłam, widząc ponownie jego głupi uśmiech, który rozszerzył się.
- No to mów co żeś murzynie zrobiła. - ponaglił.
Zaczęłam mu opowiadać od naszego zerwania. Powiedziałam mu o naszym pocałunku w kuchni z Zayn'em, lecz pominęłam akcję w samochodzie. Potem opowiadałam mu, jak Zayn kazał siebie pocałować wtedy w kuchni. Mike słuchał mnie w spokoju, nie przerywając mi. Gdy skończyłam swoją żenującą historię, Mike patrzył na mnie z powagą.
- To narozrabiałaś. - skwitował. Westchnęłam cicho. - To co teraz masz zamiar zrobić?
- Mike, idioto skąd mam wiedzieć? - syknęłam.
Podniósł ręce w geście obronnym i przysunął się do mnie. Usiadł obok mnie i podkulił nogi. Objął mnie ramieniem i pogłaskał po głowie.
- Oj głupi bambusie. - zaśmiał się kpiąco. - Posłuchaj mnie, Emily. Zachowałaś się jak... Dziewczyna, która bawi się uczuciami innych. To nie było w porządku. Nigdy bym cię o coś takiego nie posądził. Zrobiłaś jak zrobiłaś. - mówił, a ja zalewałam się łzami. Wciąż głaskał mnie po głowie. - Jestem jednak pewny, że Nialler'a kochasz jak chłopaka. A Zayn, cholera. Lubię tego gościa, ale on jest dla ciebie jak brat. - dodał. - Oczywiście ja jestem najwspanialszym bratem, ale on może być na drugim miejscu. - roześmiał się.
Prychnęłam cicho i wyswobodziłam się z uścisku brata. Spojrzał na mnie z lekkim, pokrzepiającym uśmiechem. Odwzajemniłam lekki grymas. Mike poczochrał mnie po włosach i wstał z mojego łóżka. Popatrzył jeszcze przez chwilę na mnie i puścił mi oczko.
- Emily Christie nigdy się nie poddaje, nie wiem jak z Rebbeccą Carson. Coś mi się zdaje, że Reb, też tak łatwo nie odpuszcza. - powiedział i wyszedł.
  Opadłam ciężko na łóżko. Nałożyłam słuchawki, włączając muzykę, i wpełzłam pod kołdrę. Nawet nie wiem kiedy, odpłynęłam do krainy Morfeusza.




    Miśki dziękuję za 17 komentarzy! :) To strasznie dużo dla mnie znaczy! No i za ponad 11 500 wejść! I 18 obserwatorów! Aaj :3
  Jutro wyjeżdżam do przyjaciółki. *.* :D Będzie zianie. <3
  12 komentarzy = nowa piosenka. Zapewne, gdy będzie 12 komentarzy nie dodam rozdziału : c Wracam w sobotę wieczorem, więc w sobotę najwcześniej pojawi się rozdział. :)


                                                                                                                              Kocham, Nils. ♥

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta szósta

  Ona. Ona jest jak tlen. Bez, którego nie mogę żyć.

  - Powinnam pewnie dać, tutaj nowe tapety, ale wybrała je mama, gdy była w twoim wieku... - usłyszałam głos starszej kobiety. Otworzyłam oczy. Na erkanie leciało "Hannah Montana: The Movie".
Odwróciłam się na lewy bok i z zamkniętymi oczyma, wyciągnęłam lekko przed siebie rękę. Jednak nic nie napotkała. Wysunęłam ją dalej: także nic. Gdzież ta cholera głodna polazła ?
- Nialler? - wymamrotałam, śpiącym głosem. - Niall? - odpowiedziała mi cisza. - Horan? - przewróciłam się na plecy. Wciąż z zamkniętymi oczami, ziewnęłam przeciągle.
Czemu to ja wstaję później od niego? To on jest większym śpiochem. Ah, czemu? Pewnie dlatego, że jak on już smacznie usypia, ja surfuję po Internecie do nocy.
- Co tam mamrotałaś? - spytał rozbawiony, z irlandzkim akcentem. Kochałam, gdy tak mówił. Przypominał mi w ten sposób, o swej niezwykłości.
- Chodź tu. - poleciłam.
  Wgramolił się na łóżko, obok mnie i objął mnie ramieniem. Czułam ciepło bijące od mojego ukochanego. To takie dziwne, jak jedna osoba może się uzależnić od drugiej. I to tak cholernie mocno, że nie wyobraża sobie kolejnego dnia bez chociażby jednego uścisku, czy nawet jednej rozmowy.
Ja uzależniłam się od Niego, a on ode mnie. To działało w obie strony.
- Kocham słuchać twojego zaspanego głosu. - wymruczał mi do ucha, przygryzając płatek mojego ucha. Przymknęłam oczy i pozwoliłam by jeździł opuszkiem palca w górę i w dół, po mojej żuchwie. Druga ręka błądziła delikatnie po mojej talii. - Oh, you've got my head in the clouds. Oh, you've got me thinking out loud. The more you dream about me, the more that I believe That nothing's ever out of reach, so dream, dream, dream... - czułam jego ciepły oddech na swojej skórze.
Czułam się wspaniale w jego objęciach. Taka bezpieczna, a także czułam, że jestem dla kogoś ważna. To uczucie, było tak świetne.
- Aj. Dawno tej piosenki nie słyszałam... - powiedziałam.
- Wiem, dlatego wybrałem ten repertuar kochanie. - odparł i pocałował mnie w skroń. - A teraz zapraszam cię na pyszne śniadanie, przyrządzone przez bożyszcza nastolatek, Niall'a James'a Horan'a. - zaśmiał się. Także się zaśmiałam. Kochałam jego zaraźliwy śmiech. - No chodź, nie daj się prosić. - wymruczał mi do ucha i wylazł z łóżka.
- Kochanie...? - zaoponowałam. Spojrzał na mnie wyczekująco. - Zaniesiesz mnie na dół? - spytałam, wyszczerzając się do niego. Wzniósł oczy ku niebu i przystanął tyłem do mnie. Zadowolona, wlazłam mu na barana i zeszliśmy na dół, śmiejąc się przy tym i hałasując na cały dom.
- Ooh, nie drzyjcie się tak! - skarcił nas Styles, zatykając sobie uszy.
Posłałam mu kpiący uśmieszek i zaczęłam robić z moim ukochanym tosty. Poszłam obudzić chłopców. Tommo wykłócał się ze mną, że jeszcze jest noc i on nie wstaje.
- Louis wstawaj, jest jedenasta! - syknęłam, ściągając z niego kołdrę.
- Kłamiesz! Jest druga w nocy! Nie kłam! - krzyczał płaczliwie. Wzniosłam oczy ku niebu, i zrobiłam typowego face palma.
- Za dziesięć minut widzę cię na dole. Robimy tosty. - mruknęłam. Tomlinson zdjął podszukę ze swojej głowy i stanął na łóżku, unosząc ręce w radosnym geście.
- TOSTY! - zapiszczał i zleciał na dół, przepychając mnie od drzwi.
- Idioci. Idioci wszędzie. - warknęłam i rzuciłam jego niebieską kołdrę na łóżko.
Powoli wyszłam z pokoju Tommo, kierując się do pokoju mulata. Przed samymi drzwiami stanęłam, bijąc się z myślami. Przymknęłam mocno oczy i dotknęłam zimnej, metalowej klamki. Zagryzłam wargę. Zbyt mocno. Poczułam na języku, ten metaliczny posmak krwi.
Odetchnęłam głęboko i weszłam. W pokoju było ciemno. Rolety pozasuwane, a sam Malik przykryty do samego czubka głowy, kołdrą. Przysiadłam na brzegu i szturchnęłam go lekko w ramię.
- Wstawaj śpiochu. - powiedziałam lekko. Jedynie wymruczał coś w odpowiedzi. - Robię tosty. - próbowałam dalej. Nic. Nawet nie odkrył twarzy. - Malik kuźwa wstawaj! - syknęłam, wstając z jego dużego łóżka. Podeszłam do okien i jednym szybkim ruchem, podciągnęłam rolety.
- Aa, nie. Tylko nie światło. - zawył cicho, zaspanym głosem. - Okropna jesteś. - syknął, podnosząc się do pozycji pionowej. Przetarł oczy i spojrzał na mnie przymrużonymi oczyma.
- Wstawaj. - powiedziałam.
Wyciągnął rękę w moją stronę i zachęcił, bym podeszła do niego. Niepewnie przysiadłam obok niego, a on mocno wciągnął mnie na łóżko.
- Idziemy spać. - oznajmił i zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Puszczaj mnie idioto! - wydarłam się.
- Ani mi się śni. - mruknął i mocniej mnie przycisnął do siebie.
- Puść mnie! - zażądałam. Mocne ramiona Zayn'a oplatały mnie niczym wąż boa. Nie dałam rady się wydostać z jego uścisku.
- Jak dasz mi buzi to wstanę. - powiedział zalotnym głosem.
- Zayn. - zaoponowałam zdenerwowana.
- Nie odpowiedni moment? - spytał, wyczuwając moje poddenerwowanie. Przytaknęłam głową, mierząc go wściekłym spojrzeniem. - Już wstaję. - powiedział bez emocji i puścił mnie z uścisku.
Zerknęłam na niego przelotnie. Posłał mi smutne spojrzenie. Nic nie powiedziałam i wyszłam.
W głowie miałam mętlik. Kocham Niall'a nad życie, ale Zayn, on jest inny. Ma w sobie coś co mnie do niego ciągnie. On dobrze o tym wie i to wykorzystuje. Pokręciłam lekko głową, chcąc odrzucić od siebie te myśli. Weszłam do kuchni, gdzie prawie cały boysband zajadał śniadanie.
***

  Przed godziną siedemnastą do domu chłopców przyjechała Dan, a Loui wyjechał do El. Styles wkurzony poszedł do baru. Znów pokłócili się z Jenn. Padło wiele niepotrzebnych słów i obydwoje wyszli z domu z hukiem.
  Niedawno moja wychowawczyni, dowiedziała się, że moim chłopakiem jest Niall Horan, a Jenn jest związana ze Styles'em. Wiele dziewcząt u nas w szkole szalała za chłopcami, więc pani Kennedy uprosiła nas, byśmy pogadały z chłopcami i Paul'em, czy dali by radę dać jeden mały koncert. Chłopcy niczym małe orangutany zaczęli skakać po domu, zgadzając się. Lecz decyzja należała do Paul'a, który zgodził się po kilkudziesięciu minutach proszenia. Chłopcy byli zadowoleni, a dziewczyny w szkole ostatnimi dniami, żyły tylko koncertem chłopców.
Właśnie dyskutowaliśmy na temat ubioru chłopców na szkolnym koncercie, gdy do salonu wparował wkurzony Malik.
- Co znów? - spytał Liam, który obejmował ramieniem Dan. Zayn rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. - No, co się stało? - powtórzył pytanie.
- Nic kurwa! - krzyknął. Niby patrzył na nas wszystkich, lecz jego wzrok zatrzymał się na sekundę dłużej, na mnie. Wpatrywał się we mnie wściekle. - Perrie mi zarzuca, że ją zdradzam! Widziała mnie wczoraj: wczoraj! - powtórzył. - Jak stałem z jakąś brunetką i się niby z nią całowałem! - warknął i usiadł na fotelu.
- Wczoraj cały dzień byłeś z nami. - mruknął Li. - O co jej znów chodzi? Szajba jej odbija już, chyba. - dodał. Zayn nonszalancko wzruszył ramionami.
- Idę po piwa, chce ktoś? - spytał. Wszyscy odparli twierdząco. - Pomoże mi ktoś je przynieść ? - spytał, kierując wzrok na mnie.
- Ja ci pomogę. - mruknęłam ironicznie, bym nie wyglądała na spiętą. Czułam, że Zayn ma mi coś do powiedzenia. Ciągle na mnie zerkał, a ja wtedy odwracałam wzrok. Weszłam za nim do kuchni. Oparł się o szafkę, ręką i oparł na niej czoło.
- Reb ja nie mogę. - szepnął. - Nie wytrzymuję. Ciągle chcę, cię mieć przy sobie. - dodał, podchodząc do mnie. Musnął delikatnie moje usta.
- Zayn, nie. - zaprotestowałam, odsuwając się od niego.
- Kocham Perrie, ale ty jesteś inna, rozumiesz? - syknął, łapiąc mnie za nadgarstki. - Pocałuj mnie. - zażądał.
Zrobiłam to. Stanęłam na palcach i zatopiłam swoje wargi w jego. Jego dłonie spoczęły na moich biodrach. Nagle gwałtownie się od niego oderwałam.
- Nie. Zayn. Kocham Nialler'a. Nie mogę. Jestem... kurwa! Nie. - mówiłam tak szybko, ciężko oddychając. Zakryłam sobie twarz dłońmi i przykucnęłam.
- Emily. - szepnął nagle. Podniosłam się i spojrzałam na niego. Siedział na krzesełku, przy wysepce. Jego twarz była wykrzywiona w bólu. - Nie uważasz, że powinniśmy mu powiedzieć? - spytał cicho, patrząc tępo w okno, w drzwiach, które prowadziło z kuchni, na taras chłopców.
- To mu złamie serce. Kocham go, nie chcę go ranić.
- Już to zrobiłaś. - szepnął jego głos. Przerażona odwróciłam się przodem do mojego ukochanego. Oczy szkliły mu się od łez.

*Niall*
- Niall, posłuchaj... - zaczęła błagalnie. - Proszę... Ja ci to wszystko wyjaśnię. - prosiła, łamiącym się głosem.
Co ja sobie myślałem? To było do przewidzenia, że on coś zrobi. Podstępna menda! Jak oni mogli?!
Rebecca wzięła moją dłoń, ja zaś wyrwałem ją energicznie.
- Wyjdźcie. Oboje. - zażądałem. Popatrzyli po sobie. Zayn sięgnął po swoją skórzaną kurtkę i po kurtkę Ems.
- To nie było tak jak myślisz. Gdybyś dał chociaż wytłumaczyć... - powiedział Malik na odchodne i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami.
- Niall, proszę daj mi wytłumaczyć. - szepnęła.
- Wyjdź, powiedziałem! - powtórzyłem ostrzej i głośniej.
- Proszę. - szepnęła po raz kolejny, a po jej policzku spłynęła łza.
Oddychałem szybko. Nie chciałem być dla niej okrutny i traktować ją w ten sposób. Zawładnęła mną złość i poczucie zdrady. Nie potrafiłem zapanować nad swoimi emocjami.
- Wyjdź! - krzyknąłem.
Do kuchni weszła zaalarmowana Danielle. Zerknęła na naszą dwójkę i stanęła pomiędzy nami.
- Co się tu dzieje? - spytała.
- Nic. - odmruknąłem sucho.
- Danielle, powiedz mu, że nie chciałam, i że go kocham... - powiedziała do wysokiej, ciemno-blondwłosej i powoli wyszła z kuchni.
Oparłem się, łokciami o blat wysepki. Zamknąłem oczy i próbowałem uspokoić oddech. Nie było to łatwe. Oddychałem szybko i spazmatycznie.
Jak oni mogli? Dwie z najważniejszych dla mnie osób, przeciwko mnie.
Dan położyła mi dłoń na plecach. Poprosiłem cicho by wyszła. Posłusznie, wykonała moją prośbę.
 Zostałem sam.
   Ona. Ona jest jak tlen. Tlen bez, którego nie mogę żyć.

  Jak mnie nie zabijecie to będzie dobrze. :) Piosenka trzydziesta szósta, nie zbyt dobrze napisana, lecz i tak mi zaprzeczycie.
Jak u Was miśki? Ja wczoraj wróciłam z gór. :D Cisnęłam na snowboardzie i szło mi całkiem nieźle :D Widziałam taakie ciacho. *.* :D hahha. :D
  Osoby, które nie posiadają kont na googlach/blogspocie, są proszone o podpisywanie się. Jest tam opcja, że możecie dodać komentarz z adresem url. Możecie podać obojętnie jaki adres. Proszę, podpisujcie się. Nie chcę być zmuszana do usuwania komentarzy od Anonimów. :)
  10 komentarzy = np. (nowa piosenka). 

                                                                                                                             Kocham, Nils. ♥

czwartek, 17 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta piąta.

Świat nie dzieli się na dobrych ludzi i śmierciożerców. Każdy ma w sobie tyle samo dobra co zła. Tylko od nas zależy, w którą stronę pójdziemy. ~ Syriusz. ♥

*Emily*
- Oddaj mi tego pilota, do jasnej cholery ! - krzyknęłam, wzburzona.
Niall roześmiał się i jeszcze wyżej wyciągnął rękę do góry, by moje szanse na odzyskanie pilota, były mniejsze.
- Chciałabyś ! - zakpił, kładąc pilota po swojej lewej stronie, jak najdalej.
- Nie denerwuj mnie nawet ! Oddaj mi pilota ! - zażądałam, wyciągając rękę pod nos Nialler'a.
Zawahał się na chwilę, patrząc na mnie uważnie. Zmroziłam go wzrokiem i czekałam, aż odda mi pilota.
- Oddaj mi go. - warknęłam.
Popatrzył ponownie na mnie, lecz ja nie ustępowałam.
- Zaraz dokonam twoim ciałem defenestracji.* - spojrzałam na niego spode łba.
Wybałuszył oczy, rzucając we mnie pilotem i wypruł w stronę kuchni. Zaczęłam się śmiać. Głupio śmiać. Ryknęłam śmiechem i już po chwili zwijałam się z bólu brzucha.
- Jesteś głupia. - skwitował blondyn, gdy wrócił z kanapkami.
- I za to mnie kochasz. - powiedziałam, zadziornie.
- No chyba, nie. - odparł, wciskając sobie kanapkę do ust.
- Czy ty zawsze musisz jeść jak prosiaczek ? - spytałam z przekąsem.
- A czy ty zawsze musisz mnie komentować ? - zrobił swoją zabójczą minę " O.o' ", która zawsze doprowadzała mnie do śmiechu i uśmiechnął się drwiąco.
- Jak jesz jak prosiak, no to przepraszam bardzo.
Wzruszył ramionami i obżerał się dalej. Włączyłam na Harry'ego Pottera i usadowiłam się wygodniej.
- Boże. - skomentował, z zażenowaniem. - Zayn ?! Portfel leci ! - wydarł się na cały dom.
Spojrzałam na jego smakowitości. Kanapki piętrzyły się przed nim pysznie wypełnione pomidorem, serem żółtym, szynką, majonezem... Tak apetycznie wyglądały, że zgłodniałam.
Wstałam powoli, udając, że wiążę sobie włosy. Tymczasem obserwowałam, jakie kanapki zdążę mu zabrać. Niall nawet nie zwracał na mnie uwagi. Zajadał się i zajadał.
- Niall, do jasnej cholery ! Sprzątaj po sobie ! - do salonu wszedł wkurzony Liam. - Taki syf, żeś zrobił w kuchni, że masakra. - wyrzucił mu.
Niall westchnął głośno i odstawił talerz na stolik. Uśmiechnęłam się szeroko i tylko czekałam, aż zniknie za rogiem kuchni.
Rzuciłam się na talerz i zaczęłam wcinać.
- Moje kanapki ! - wydarł się, piskliwym głosem nade mną. - Moje kanapki! Ty... Ty kobieto bez serca! - wykrzyczał zabierając mi talerz sprzed nosa.
- Mniam. - powiedziałam z pełną buzią, uśmiechając się do niego.
Pokazał mi język i zaczął ponownie jeść.
- Smacznego kochanie. - powiedziałam, śmiejąc się. Pocałowałam go przelotnie w usta i poszłam do łazienki.

  Zayn siedział, po turecku na kanapie, a ja głowę miałam położoną na jego nogach. Cicho pochlipywałam, a mulat podstawił mi paczkę chusteczek. Wyciągnęłam jedną i przetarłam, zapłakane oczy. Spojrzałam na chusteczkę. Czarna smuga, ozdabiała ją.
- Weź już nie rycz. - mruknął Styles, głębiej siadając w fotelu.
Zmroziłam go wzrokiem i wydmuchałam nos.
- Boże... Z kim ja żyję. - jęknął i zamknął oczy, przykładając się do drzemki.
Jego gęste loki, niesfornie opadały na czoło.
Spojrzałam na Zayna. Jego oczy lekko się szkliły od łez, lecz nie wypłakiwał sobie oczu, tak jak ja. Posłał mi lekki uśmiech i spojrzałam na ekran telewizora.
 Z kuchni wyszedł Niall i rozsiadł się na krótszej kanapie.
 Nie wiem dlaczego jeszcze nie wynieśli tych mebli. Przecież dziś wieczorem miał przyjść nowy narożnik.
 Blondyn zerknął na mnie i na ciemnookiego. Wzniósł oczy ku niebu i zaczął jeść tortillę.
- Reb, co robimy... - zaczął Blondyn, odgryzając kawałek tortilli. Zmroziłam go wzrokiem, a on wybałuszył oczy i zaczął się dławić.
Styles ocknął się i zaalarmowany, zaczął bić niebieskookiego po plecach.
- Dobra, dobra! Boli! - wykrztusił z histerią.
spojrzałam na jego twarz. Wieczne rumieńce na jego polikach, stały się wręcz czerwone.
Malik delikatnie, podniósł mnie ze swoich kolach i usiadł na wprost blondyna.
- Coś ty powiedział? Jaka Reb? - dopytywał mulat.
- Ja? - spytał głupkowato Niall.
- Nie, ja. - syknął Loczek.
Chłopcy mierzyli Irlandczyka, badawczym spojrzeniem. Niall zerknął na mnie przepraszająco.
- Powiedzmy im. - odparłam lekko.
Zayn i Styles, automatycznie przenieśli wzrok na mnie.
- Powiedzmy im, co? - spytał znów Malik.
- Nic ważnego. - odparł Niall, przez zaciśnięte zęby.
- Musimy im w końcu powiedzieć! - wykrzyknęłam.
Chłopcy przyglądali się naszej konwersacji, a my rozmawialiśmy, jak gdyby tu chłopców nie było.
- Musimy im powiedzieć, CO?! Kluczowe pytanie: co musicie nam powiedzieć?! - warknął, rozjuszony Malik.
- Ja mam zacząć ? - spytał blondyn. Przytaknęłam i co jakiś czas, gdy Niall opowiadał, dopowiadałam coś od siebie.
Po niespełna dwudziestu minutach, opowiadania w skrócie mojego życiorysu wszyscy przyglądali nam się ze zdziwieniem. W połowie opowiastki przyszli Danielle z Liamem i Eleanor z Louisem, więc musieliśmy zacząć od początku...

- Dlaczego nic nam nie mówiłaś? - spytał, oszołomiony Zayn.
- Nie mogła od tak sobie wszystkim o tym rozpowiadać. - mruknęła Eleanor. Zayn zmroził ją wzrokiem.
- Piękna, ktoś cię pytał o zdanie? - spytał retorycznie Malik, a El uśmiechnęła się do niego krzywo i sztucznie.
- Dokładnie. - przytaknęłam odpowiedzi El. - Było to dla waszego i mojego dobra. Gdyby, któryś z tych dwóch obrzydliwców, pojawił się w Londynie, pytałby o Rebeccę Carson. A wy przecież jej nie znacie. - dodałam i spuściłam głowę.
- Mogłaś nam zaufać. - mruknął Styles.
- Nie znałam was dobrze. Jak mogłam wam ufać?
Harry przytaknął lekko głową.
- Czyli w wielkim skrócie - odezwał się brunet. - Po śmierci twojej mamy, byłaś świadkiem zabójstwa, tak? I się ukrywasz.
Przytaknęłam.
- Loui, daj spokój. - zaoponowała El, zerkając na mnie ze współczuciem.
Loui jednak zignorował ją i kontynuował.
- Teraz nazywasz się Emily Christie, lecz naprawdę nazywasz się Rebecca Carson. - powiedział, jak gdyby podsumowywał samemu sobie, to, co przed chwilą usłyszał. - Twój tata i Mike także zmienili imiona, wraz z nazwiskiem. - Przytaknęłam. - I można uznać, że się ukrywasz.
Eleanor spojrzała ponownie na mnie. Jej oczy, pełne współczucia, wpatrywały się chwilę we mnie. Później jednak odwróciła wzrok.
- Louis powtarzasz się. - mruknął ironicznie Hazza.
 Zerknęłam na ich dwójkę. Na tak zwanego Larry'ego. Poczułam dziwny ucisk w żołądku. Przez to durne, wymyślone opowiadanie, inaczej odbierałam bromance chłopców!
 Czułam na sobie wzrok wszystkich. Szybko zaczerwieniłam się i spojrzałam przez okno. Łzy stanęły w moich oczach. Zamrugałam kilkakrotnie, pozbywając się kropli płynu z oczu.
- Dobra. - szepnął Tomlinson. Podniósł się i przez chwilę stał w bezruchu. - Już cię nie męczę. - podszedł do kanapy, na której siedziałam. Oklapł na niej i mnie mocno do siebie przytulił.
- Trochę dziwne, co nie? - mruknęłam.
- Może odrobinkę. - powiedział pogodnie Tommo i pocałował mnie w czubek głowy. - Ale teraz jesteś z nami. Nie pozwolimy by stała ci się krzywda. - obiecał i mocniej mnie przytulił.
Czułam ciepło jego ciała. Umięśnione ramiona, ściskały mnie w czułym uścisku.
- Tak wiem, kochasz ją, ale ja też chcę ją uściskać! - krzyknął Zayn i oderwał Louis'a ode mnie.
Zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku i wyszeptał mi do ucha:
- Nigdy nie pozwolę, by stała ci się jakakolwiek krzywda. Nigdy.


*Niall*
 Późnym wieczorem wyszliśmy z Emily na spacer. Trzymając się za ręce, szliśmy wolnym krokiem w nieznaną nam stronę. Em, aż pałała radością, dlatego, że wreszcie mogła wyjawić przed wszystkimi swój sekret. Dobrze wiedziałem, ile ją to wszystko kosztowało. Te wszystkie kłamstwa i ukrywanie się, było dla niej koszmarem.
- Niall, ty mnie w ogóle nie słuchasz! - udała oburzoną i wyrwała dłoń z mojego uścisku.
- Oj kochanie. - zaoponowałem ze śmiechem i musnąłem ustami jej szyję. Odchyliła lekko głowę do tyłu.
 Odwróciłem ją do siebie przodem i obdarzyłem ją najczulszym pocałunkiem na jaki mogło mnie stać. Wplotła dłonie w moje włosy, przyciągając mnie bliżej siebie. Położyłem dłonie na jej biodrach. Zbliżyła nasze dolne partie ciała, poruszając biodrami w prawo i lewo.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa. - wymruczałem jej do ucha.
- Yhym. - wymruczała i przygryzła płatek mojego ucha. - Dobrze o tym wiem. - dodała.
- To jak? Wracamy do domu? - spytałem, muskając ustami jej szyję.
- Chętnie. - powiedziała i seksownie przygryzła dolną wargę. Mój oddech przyśpieszył, a ona to dostrzegła. - Doprowadzam cię do szaleństwa, tak? - upewniła się, tego co już dobrze wiedziała.
Kiwnąłem głową, na przytaknięcie.
- To dobrze. - odparła, wsuwając dłonie pod moją bluzę. Opuszkami palców, jeździła po moim torsie. Zbliżała się ku dołowi. Wsunęła palce za pasek spodni i szarpnęła nim delikatnie. - Czy ciąg dalszy dzisiejszego spaceru, będzie w domu? - spytała, słodkim głosikiem.
Mocno wpiłem się w jej usta. Z początku była zdezorientowana, lecz potem oddała pocałunek.
- Kocham cię. - wyszeptała, w przerwach od pocałunków.
- Też cię kocham. Najbardziej na świecie. - odpowiedziałem i przytuliłem ją mocno do siebie.




    Witajcie kochane miśki. Dziękuję za 13 komentarzy pod poprzednią piosenką. : 3 Taka prośba: Ci, którzy nie posiadają kont na googlach, czy blogspocie, proszę o podpisywanie się. :) Nie chcę być zmuszana do usuwania komentarzy od : Anonimów. :)
  Piosenka trzydziesta piąta!! :) Nie powiem, bo ta piosenka mi się podoba :D (skromność).

  Jestem w górach, więc jeśli będzie 10 komentarzy, rozdział może nie zostać dodany, lecz postaram się dorwać do laptopa i sprawdzać ilość komentarzy. :) 10 kom = np. (nowa piosenka).

                                                              Pozdrowienia i całuski. xx ♥

                                                 Szczególnie dla niecierpliwego Korniszona.

wtorek, 15 stycznia 2013

Piosenka trzydziesta czwarta.

Nigdy nie pozwól, by strach przed działaniem, wykluczył Cię z gry.

  Szłam za nim w głąb ścieżki, prowadzącej za ich domem. Jego nogi wybijały równy rytm. Stąpałam niepewnie po ziemi. Czułam, że mam nogi jak z waty. W końcu raptownie stanął. Nie odwracał się przez jakiś czas. Przeszłam obok niego, stając na przeciwko. Jego niebieskie oczy szkliły się od łez, które prawdopodobnie zaraz by spłynęły.
- Dlaczego taki jesteś ? - spytałam w końcu, drżącym głosem.
Jego oczy zapłonęły gniewem, lecz tylko przez krótką chwilę. Nic nie odpowiedział. Jedynie odwrócił głowę w bok, zaciskając usta w wąską linię.
- Chcesz wiedzieć ?! Na prawdę, kurwa ?!- warknął, zaciskając dłonie w pięści tak, że mu kłykcie pobielały.
Potrząsnęłam delikatnie głową. W moim gardle, narastająca gula, odebrała mi zdolność mówienia.
Przejechał językiem po górnych zębach. Skrzywił usta z niesmakiem i popatrzył na mnie. W jego oczach, gdzieś w tych niebieskich oczach dojrzałam skruchę.
- No ? - ponagliłam.
- Kurwa ! Nic nie rozumiesz ?! - warknął, wymachując prawą ręką.
Przełknęłam z trudnością ślinę, a po moim prawym policzku spłynęła pojedyncza łza. - Myślisz, że przez ten czas, naszej rozłąki, nie myślałem o tobie? Całymi dniami i nocami, zadręczałem się, że tamtego dnia nie zatrzymałem cię. W chwili wypowiadania tych słów, już ich żałowałem. - powiedział cicho, pociągając nosem. - Gdybym tylko wiedział jak, bym naprawiłbym już tamtego dnia to wszystko. Wszystko co zepsułem... - dodał, pochylając głowę. Zaczął przesuwać kamyczki pod jego stopami.
Zrobiłam jeden krok do przodu. Podniósł głowę i utkwił wzrok we mnie.
- Nie chciałem cię wtedy ranić. Przepraszam za wszystko co zrobiłem, co jeszcze zrobię w przyszłości, ale... - przerwał patrząc mi w oczy. - Ale nie chcę już żyć dłużej bez ciebie. - powiedział bezradnie i opuścił ramiona.
Kącik moich ust lekko, uniósł się ku górze. Moje serce wywijało dzikie tańce radości.
- Jesteś w moim sercu od tamtego dnia, gdy cię ujrzałem w Infection. I nigdy - podkreślił dobitnie słowo "nigdy".- nie przestałem cię kochać. - Jego głos lekko drżał. Gdy odwrócił głowę i ujrzałam jego prawy profil, dojrzałam na jego policzku łzę.
Wyciągnęłam nisko lewą rękę i chciałam go dotknąć, choć dzieliło nas jakieś dziesięć metrów.
Przełknęłam gulę i zdobyłam się na to, by mój głos nie drżał i powiedziałam:
- Niall. - zaczęłam. - Wszystko bym zrozumiała. Wszystko. - tutaj głos lekko mi się załamał. Odruchowo dotknęłam bransoletki, z napisem "believe", którą dostałam od Niall'a osiemnastego listopada. - Nie chcę się kłócić...
Horan zrobił kilka kroków w moją stronę i wyciągnął do mnie rękę. Podeszłam, by móc ją chwycić. Musnął opuszkiem swojego palca, wierzch mojej dłoni i przyciągnął mnie do siebie.
- Masz najpiękniejszy uśmiech wiesz ? - zaśmiał się krótko, muskając mój policzek. - Boże... - szepnął. - Czym ja niby zasłużyłem sobie na ciebie ?
Spuściłam wzrok. Dwoma palcami, uniósł moją brodę i zmusił do spojrzenia mu w oczy. Popatrzyłam i od razu tego żałowałam. Jego oczy sprawiły, że serce zaczęło mi szaleć w piersi. Przełknęłam ponownie ślinę. On zrobił to samo, a potem - tak jak zawsze kochałam - uśmiechnął się łobuzersko.
- Kocham cię. - szepnął.
- Tak, wiem. Ja ciebie też kocham. - odparłam i pocałowałam go.
Krótko, ale namiętnie. Nasze wargi stały się jednością. I tak miało być. Do końca naszych dni. Gdy nasze usta rozłączyły się blondyn spojrzał na mnie ze skruchą i powiedział:
- Na zawsze.
Przytaknęłam i przytuliłam się do niego. On przycisnął mnie mocno do siebie.
- Przepraszam. Przepraszam, przepraszam. - powiedział szybko, całując mnie w czubek głowy. - Już nigdy. Przenigdy, nie pozwolę byś przeze mnie cierpiała.
- Słońce... - zaoponowałam. - Cicho. - dodałam, uciszając go pocałunkiem.


*Kilka dni później*
*Niall*
 Znów stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Znów chodziłem uśmiechnięty. Mój śmiech można było usłyszeć, zanim mnie samego się dojrzało. To sprawiło, że chłopcy odetchnęli z ulgą. Dobrze wiedzieli, jak ważna jest dla mnie Ems. Wszystko powróciło na swoje miejsce. Tak jak powinno być.
- Cześć słońce. - przywitała się, gdy wsiadła do mojego samochodu. - Jak mnie ta Murphy denerwuje! - syknęła i rzuciła torbę na tylne siedzenie. Zdjęła kurtkę i także położyła ją do tyłu. - Czemu nie jedziemy? - spytała, gdy spostrzegła, że wpatruję się w nią z uśmiechem.
Wzruszyłem ramionami i nachyliłem się do niej. Prychnęła zabawnie i musnęła moje usta. Dotknęła palcami mojego policzka, a druga dłoń wplotła w moje włosy.
- Dobra, dobra. Jedźmy. - powiedziała ze śmiechem i zapięła pasy.
Przytaknąłem ruchem głowy i wyjechaliśmy ze szkolnego parkingu. Em zaczęła opowiadać jak minął jej szkolny dzień. Przytakiwałem i coś dopowiadałem. Nakręciła się i nadawała jak najęta. To było w niej zabawne. Mogła gadać i gadać.
Uśmiechnąłem się pod nosem i skręciłem w uliczkę prowadzącą do naszego domu.
- Głupi Horan. - powiedziała Emily. Zerknąłem na nią ostrzegawczo. - Sprawdzałam, czy mnie słuchasz. - wyszczerzyła do mnie rząd białych ząbków.
Pokręciłem z dezaprobatą głową i wyłączyłem silnik. Popatrzyłem na Reb. Przyglądałem się jej z dokładnością. Obserwowałem jej każdy ruch. Była taka piękna.
Prawą ręką poprawiła swoją grzywkę i spojrzała na mnie wyczekująco. Spojrzała mi prosto w oczy. Poczułem piekące ciepło na sercu. Rytm jego przyspieszył. Czy tak się czuje człowiek zakochany, czy raczej oszalały na czyimś punkcie?
Wiedziałem, że ją kocham. Wiedziałem, że ona kocha mnie. Nie wyobrażałem sobie, gdyby teraz miałbym ją stracić. Byłaby to dla mnie katorga. Długie dni agonii. Gdyby coś się jej stało... Odepchnąłem od siebie te pesymistyczne myśli i posłałem jej szeroki uśmiech.
- Chodź księżniczko. - powiedziałem.
Zmroziła mnie wzrokiem.
- Nie jestem księżniczką. - syknęła przez zaciśnięte zęby, niczym małe dziecko.

- Jesteś, jesteś. - odparłem.
- Nie. - zaprzeczyła stanowczo. Złożyła ręce na piersi i wpatrywała się w przednią szybę.
- Dla mnie jesteś. - powiedziałem i pocałowałem ją w policzek. - Jesteś taka piękna, gdy się złościsz.
- Jesteś głupi.
- Wiem. - uśmiechnąłem się zawadiacko i wysiedliśmy z samochodu. Otworzyłem Emily drzwi i wpuściłem ją pierwszą do środka. Przyłapałem się na tym, że spoglądałem na jej pośladki! Horan, ty typowy mężczyzno!
- Nie gap się jej na tyłek, zboczeńcu! - zaśmiał się Hazza, wychodzący z kuchni z piwem w ręku.
Spaliłem buraka i odwróciłem wzrok. Emily roześmiała się dźwięcznie i pogłaskała mnie po policzku.
 Zamówiliśmy pizzę i zasiedliśmy przed telewizorem. Był początek weekendu, więc pan Joseph zgodził się, by Emily u nas nocowała. Dziwiłem się, że jej tata ufa nam, aż tak do tego stopnia. Owszem, cieszyło mnie to, ale pomimo tego, było to dla mnie zaskakujące.

  Późnym wieczorem zbieraliśmy się do swoich pokoi. Emily brała prysznic, a my "sprzątaliśmy" w kuchni. Mianowicie, to Louis z Liam'em sprzątali, a my siedzieliśmy przy wysepce i graliśmy w karty. 
- Znów wygrałem! - krzyknął, zadowolony Hazza i zdzielił mnie i Zayn'a, po głowach. Zmroziliśmy go wzrokiem, a ten wyszczerzył się głupkowato do nas.
- Zabijemy go? - zagadnął Zayn, rozkładając karty, po raz kolejny. 
- Zabijemy. - przytaknąłem. Hazza zerknął na nas, zaalarmowany "groźbami". 
Powoli odsunął się od wysepki i spierniczył z kuchni. Biegiem ruszyliśmy za nim i ganialiśmy się niczym popieprzone dzieciaki po salonie. W powietrzu latały poduszki i coś lekkiego co nam wpadło w ręce. Hazza ruszył w stronę schodów, gdzie schodziła Emily owinięta w ręcznik. Loczek nie wyrobił na panelach, i wpadł w blondynkę. Niefortunnie zsunął się ręcznik z jej ciała, odsłaniając kobiece okrągłości. Zayn natychmiastowo zasłonił oczy, dłońmi, a Hazza położył się twarzą w dół. 
Emily pisnęła i owinęła się pospiesznie ręcznikiem. Na jej twarz wpłynął ogromny, rumieniec. Na mojej twarzy zaś, zagościł szeroki uśmiech.
- To ja... Ehm... Pójdę się... No pójdę się ubrać. - wydukała i popędziła na górę. 
My wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.
- Biedna Em. - zaśmiał się Harry, siadając na schodkach. - Ale wstyd! - pisnął zabawnie i potarł wierzchem dłoni, oczy.
- Horan'owi, chyba się to podobało. - zagaił Louis, wskazując na moje opięte spodnie. 
Ponownie wybuchnęli śmiechem. Tym razem beze mnie. Wstałem i poprawiłem spodnie, zakrywając opięcie na spodniach. Poszedłem do kuchni. Wyjadłem co było do wyjedzenia i ruszyłem do swojego pokoju. Nie obyło się bez sprośnych komentarzy Tomlinsona, lecz zignorowałem je.
Zapukałem do swojego pokoju, a po chwili, drzwi się otworzyły. Stała w nich, blondynka, ze wzrokiem utkwionym w podłodze.
- Oj kochanie. - zaoponowałem i weszliśmy w głąb mojego pokoju. Powoli podniosłem jej podbródek, by spojrzała na mnie. Zerknęła nieśmiało, a ja wpiłem się w jej miękkie usta. Dopiero po kilku sekundach oddała pocałunek. Lekko popchnęła mnie na łóżko i usiadła na mnie okrakiem. Nachylając się do mojej twarzy, jej ręce powędrowały ku zamkowi od moich spodni. Rozpięła go zwinnie. Złapałem ją za pośladki i przysunąłem ją bliżej siebie. Całowałem ją namiętnie i z pożądaniem.
Emily zwinnie zdjęła ze mnie, koszulkę. Z jej koszulką od piżamy poszło, podobnie. Już miałem zabierać się za zsuwanie z jej, pośladków, spodenek, lecz do mojego pokoju rozległo się głośne pukanie. Ems rzuciła się za swoją koszulką. Szybko ją założyła i wskoczyła pod kołdrę.
Zapinając spodnie, podszedłem do drzwi. 
- Czego? - spytałem z lekkim poddenerwowaniem, widząc w drzwiach Tomlinsona.
- Wiesz, przypomniał mi się jeden, sprośny, lecz zabawny.. - nie dane mu było dokończyć. Wypchnąłem go za drzwi i zamknąłem je na klucz. - Oj, no weź! - zaoponował, rechotając zadowolony.
- Obiecuję, że zabiję ich kiedyś. - mruknąłem do Emily, zsuwając z siebie spodnie. Zaśmiała się, przesuwając na bok.
Położyłem się obok niej i czekałem, aż zaśnie, śpiewając jej różne piosenki. Po jakimś czasie w końcu, słodko zasnęła, wtulona we mnie. Wyglądała tak niewinnie i bezbronnie, gdy spała.
  Wysunąłem się z łóżka, by wziąć szybki prysznic. Pocałowałem ją przelotnie w czoło: na znak, jak bardzo jest dla mnie ważna.

 

  Witajcie miśki! :) Jjejeje, możliwe, że w drugim tygodniu moich ferii jadę do mojej przyjaciółki, którą poznałam dwa lata temu na obozie! Jezu, ale się cieszę! Baardzo się za nią stęskniłam, a widziałyśmy się w październiku...
  Piosenka trzydziesta czwarta, która jest chyba najgorszą ze wszystkich. Była poprawiana z milion razy. Ciągle mi coś w niej nie pasowało. Ale takie uroki, mojego wybrednego gustu. :P

  10 komentarzy = np (nowa piosenka). 

                                                      Komentujcie kochani. xx ~ Nils. ♥