Spojrzałam jeszcze raz na małego Travisa i ruszyłam do łazienki. Przebrałam się w stare krótkie spodenki i zwykłą szarą bokserkę. Włosy spięłam w kucyka, a twarz obmyłam wodą.
- Emily? - usłyszałam dziecięcy głos Travisa, dochodzący z salonu.
- Tiv, już idę! - Tiv, to pieszczotliwe zdrobnienie jego imienia, które wymyślił jego Tata, Thomas.
- Dobra, bo chcę ci coś pokazać. - odparł, i prawdopodobnie wrócił do grania.
Wyszłam z łazienki nie zamykając za sobą drzwi i zeszłam powoli po schodach na dół.
Mały blondynek z długaśnymi rzęsami siedział na kanapie z moim laptopem, a z głośników dochodziła muzyczka country z gry.
Odwrócił się i zachęcił gestem głowy, żebym spojrzała na ekran.
- Patrz, próbuję już po raz setny - wyolbrzymiona suma. - zabić ten czołg i nic! - żachnął się.
- Oj Tiv, w tym to ja ci nie pomogę, może spróbuj jeszcze raz? - odparłam, kompletnie ogłupiała. Nie miałam zielonego pojęcia o takich grach.
- O patrz ! - wykrzyknął radośnie. Przeniosłam wzrok na ekran laptopa.
Napisane było tam, że wszystko wykonał doskonale. Misje były wszystkie zaliczone, bomby wszystkie rozwalone.
- No gratuluję! - podstawiłam dłoń, a on przybił mi piątkę.
- A kiedy przyjdzie Niall? - spytał, nagle.
Posmutniałam. Travis bardzo polubił Niallera. Choć widział go tylko dwa razy, to bardzo się do niego przywiązał. Za każdym razem, gdy się z nim widziałam, pytał o Irlandczyka. Niall też go polubił. Niby różnica wieku wynosiła jedenaście lat, to dogadywali się doskonale. Było to takie słodkie. Nialler kochał dzieci, a Tiv wyjątkowo przypadł mu do gustu.
- Niall jest... Niall'a nie ma obecnie w Londynie. - posłałam mu blady półuśmiech. Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Za niedługo wróci prawda ?
Przytaknęłam ruchem głowy i przeskoczyłam przez oparcie na kanapę.
Zaczęłam skakać po kanałach bez sensu. Chciałam czymś zająć się, by nie myśleć o tym, że mój ukochany spotkał się z Demi, a ode mnie nie odbiera telefonów...
Czy w ogóle odsłuchał moje wiadomości tekstowe, które nagrałam dwa dni temu? Ile tych wiadomości było? Pięć? Siedem? Nie zliczałam tego, naprawdę.
Wiadomość głosowa, jedna z pierwszych: "Cześć Nialler. Nie odbierasz telefonu. Wiem, że macie koncerty, próby i tak dalej, ale mógłbyś dać jakiś znak życia. Już częściej rozmawiam z Paulem, niż z tobą. Tęsknie...".
Na portalach plotkarskich pojawiły się żenujące wpisy. "Niall Horan, zadużony w Demi Lovato?", "Co łączy rozśpiewaną parę? Zobacz zdjęcia z ich spotkania!". Z zazdrości ściskało mnie w żołądku, lecz Lou zapewniał mnie, że zdjęcia są w necie dlatego, że Demi mieszka w tym samym hotelu co oni. Ufałam Tomlinsonowi. Czemu miałby mnie okłamać ?
Całymi dniami, zajmowałam się czymś bezużytecznym. Posprzątałam wszystkie szuflady. Wyrzuciłam głupie magazyny.
Moje stare ciuchy oddałam pani Shelley, dla jej najstarszej wnuczki Jasmine. Generalne porządki. Wszystko, by zająć swoje myśli. Każdy dzień był kopią poprzedniego. Wieczory wypełniałam czytaniem książek, które znam już na pamięć.
Kilka dni temu nawet wybrałam się do jednej z księgarń, by zakupić kilka kryminałów Harlana Cobena.
Tata był służbowo w Luton, Mike wpadał do domu na weekendy. Byłam sama.
Wiadomość głosowa numer osiem: "Niall James Horan, odbierz ten zasrany telefon. Zaczynasz mnie denerwować. Odezwij się.".
Wczoraj jak rozmawiałam z chłopcami przez skype'a, Niall podobnież gdzieś wyszedł się przejść. Tak przynajmniej zapewniał mnie Tommo. Obiecał także, że do mnie dziś zadzwoni wieczorem na skypie. Obiecał.
- Em, pójdziemy do sklepu? - spytał, chłopiec. Zerknęłam na niego przelotnie, a później mój wzrok powędrował do telefonu.
Odgoniłam od siebie upiorne myśli i chwyciłam chłopca za rękę:
- Chodźmy.
***
Siedziałam do późna, wgapiając się w ekran laptopa. Obiecał, że dziś wieczorem porozmawiamy. Obiecał.
Byłam rozczarowana. Już się cieszyłam, że zobaczę jego roześmianą mordkę. Te piękne niebieskie oczy, w których majaczyło szczęście.
Przetarłam oczy, ze zmęczenia i ziewnęłam przeciągle.
- Nic tu po mnie. - powiedziałam do siebie, odchodząc od biurka.
Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam spod poduszki swoją piżamę i skierowałam się do łazienki. Przyjrzałam się dziewczynie w lustrze. Była zmęczona, jej oczy były podkrążone, a twarz zaspana. Sięgnęłam po szczotkę. Zaczęłam szarpać się z włosami, które protestowały, kołtuniąc się za każdym pociągnięciem.
Podrapałam się nad łukiem brwiowym, a na moim czole pojawiła się mała, podłużna zmarszczka. Zmarszczka ta zawsze pojawiała mi się, gdy się martwiłam, lub bałam.
Spięłam mocno kości policzkowe i weszłam do wanny. Nalałam wystarczająco dużo wody, by móc całym ciałem zanurzyć się w cieplutkiej wodzie. Oparłam głowę na rogu i przymknęłam oczy.
- Dobra, szybko i idziemy spać. - mruknęłam do siebie.
Wzięłam szybką kąpiel, chwilę posiedziałam jeszcze w wannie, z turbanem z ręcznika, na głowie. Po około dziesięciu minutach, wskoczyłam w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Sięgnęłam po książkę i zaczęłam czytać.
W pewien sposób czytanie, pozwalało mi oderwać się od wszystkiego. Zanurzałam się w nierealnej rzeczywistości. Kochałam ten nierealny świat, do którego w każdej chwili mogłam uciec. Takim drugim moim światem był taniec. Gdy tylko zaczynałam tańczyć, czułam taką wzbierającą we mnie siłę, dzięki której mogłam góry przenosić. Nie liczyło się nic, poza mną i tańcem. Nie zwracałam uwagi na obserwujących mnie (jeśli takowi byli), tylko tańczyłam. Zatracałam się w tym co kocham.
Zamknęłam książkę i rzuciłam ją na biurko. Sięgnęłam po telefon. Nie chciałam patrzeć, która jest godzina. Spodziewałam się koło dwudziestej trzeciej.
Od kilku dni nie chodziłam do szkoły. Za równe dwa tygodnie kończył się rok szkolny, a oceny były już wystawione. Tata obiecał, że jeżeli ustukam sobie trochę oszczędności (mam już około 800), będę mogła dołączyć do chłopców. Opcja oczywiście, nie mniej kusząca, lecz musiałam jeszcze z Eleanor namówić Danielle. Ona upierała się, że NIE. Razem z Daddy'm (czyt. Dan tak chciała, a że Liam ją bardzo kochał, przystał na taki warunek) ustalili, że taka długa rozłąka wzmocni ich związek.
El, była z Frezzie i Lottie na przedwczorajszym koncercie chłopców w San Diego. Wysłała mi zdjęcia. Dziewczyny świetnie się bawiły. Zazdrościłam im. El mogła widzieć Louisa, a dziewczyny były blisko swojego ukochanego brata. Ostatnio Loui mi się żalił, że mało czasu im poświęca i go to boli. Tęsknił za nimi bardzo, a jako starszy brat powinien o nie dbać.
Rozsunęłam telefon, a moim oczom ukazała się tapeta, którą było nasze zdjęcie. Ja, chłopcy, Dan, El, Perrie, Jenn, Sandy, Jon, Dan i oczywiście Josh, który siedział na baranach u Jon'a. Obok mnie, stał Niall, który obejmował mnie ramieniem, a ja na rękach miałam Baby Lux. Dobrze pamiętałam datę zrobienia tego zdjęcia. Był to przed dzień wyjazdu chłopców z Londynu. Zegarek wskazywał dwudziestą trzecią, siedemnaście. Ziewnęłam i wsunęłam nogi pod kołderkę. Popatrzyłam jeszcze raz na tapetę. A mianowicie na jedną twarz.
Tak bardzo za Nim tęskniłam... Za Nimi wszystkimi.
Obudził mnie natrętny dzwonek do drzwi. Zerwałam się i zbiegłam po schodach, prosto do drzwi. Przekręciłam dwa razy zamek i nacisnęłam klamkę. Oniemiałam. Przede mną był wielki bukiet żółtych tulipanów. Nie widziałam twarzy trzymającego, więc spytałam.
- Do kogo to ?
- Do panny Emily Christie - zabrzmiał, dziwnie znajomy głos.
Nie. To było niemożliwe. Mój Nialler, był właśnie w Nowym Yorku... A raczej powinien być.
Owy ktoś odsunął kwiat sprzed twarzy. Zapiszczałam.
- Niall ! - rzuciłam się mojemu ukochanemu na szyję, pod moim ciężarem, cofnął się o dwa kroki. - Ale... Oh ! Jak to ? - mój głos był tak niski, że bałam się cokolwiek mówić, żeby Nialler'owi nie popsuć słuchu.
- Normalnie. - powiedział i delikatnie odsunął mnie od siebie, by spojrzeć na moją twarz. - Ej... Słońce, nie płacz. No, coś ty. To tylko ja.
- Tylko ?! - wychlipiałam i ponownie się do niego przytuliłam.
Po jakiejś minucie puścił mnie z objęć. Jego jak zawsze zimne dłonie, powoli zaczęły muskać moją twarz. Podniósł moją brodę lekko do góry i zatopił swoje usta w moich. Odwzajemniłam pocałunek.
- Zabieram cię na długi spacer. - oznajmił, po czym pocałował mnie namiętnie.
Niall
Po godzinnym spacerze, po głośnych uliczkach Londynu, odprowadziłem Emily do domu. Wciąż nasze dłonie były splecione, jakbyśmy widzieli się po raz ostatni. Chciałem ją wziąć gdzieś, daleko stąd. Daleko od tego zgiełku, daleko od wszystkiego. Tylko ja i ona. Nic więcej.
Pogłaskałem ją po głowie, patrząc w jej zielone oczy. Tętniły szczęściem. Takim, jaki chciałem dziś w jej oczach ujrzeć.
Sprawiała, że każdego dnia kochałem ją na nowo. Na nowo zakochiwałem się w jej oczach, w jej śmiechu. Jej ciemno-blond włosach, które zawsze były roztrzepane i nie ułożone. W miękkich, wąskich, czerwonawych wargach.
Jej dłonie tak idealnie wpasowane w moje, że czasem zdawało mi się, że to przeznaczenie. Ten osiemnasty listopada. Ten pamiętny dzień dla nas obojga. Dzień, który połączył nas niewidzialną nicią.
Emily, w prawdzie Rebecca, która nigdy nie pozwalała, bym nazywał ją "kotkiem", choć to określenie było według mnie bardzo słodkie, sprawiała, że nie widziałem świata poza nią.
Dla mnie ona jest jak deszcz, bez niej jest susza...
- O czym myślisz? - spytała, wyrywając mnie z rozmyślań o niej samej.
- O tobie. - odpowiedziałem, gdy staliśmy wtuleni w siebie, pod jej domem.
Słońce świeciło mocno. Ogrzewało nasze przytulone do siebie ciała. Dni zaczynały się ciągnąć. Wakacje już za rogiem. Codzienne przesiadywanie razem. Codzienne spotkania. Milion pocałunków.
- Będę jechał. - powiedziałem. Jęknęła cicho, niezadowolona rozstaniem, lecz nie poluźniła uścisku. - Przyjadę wieczorem. - obiecałem, składając delikatny pocałunek na czubku jej głowy.
- No dobra. Klucze masz. - odparła niechętnie. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem czubek jej pokrytego piegami, nosa. Prychnęła i uśmiechnęła się ciepło. - Kocham cię. - dodała z uśmiechem.
Delikatnie przymrużyła oczy, przez rażące słońce. Pstryknąłem ją delikatnie w nos i pocałowałem w czoło. Wycofując się ze schodków, przed jej domem, pomachałem do niej, a ona z wielkim uśmiechem odmachała mi.
Emily
Cała w skowronkach poszłam do siebie do pokoju, zamknąwszy za Niallerem drzwi. Włączyłam laptopa i zaczęłam ogarniać swój pokój. Automatycznie włączył się skype, gdzie wyskoczyło powiadomienie. Nachyliłam się nad ekranem laptopa.
Dan: "Ems, jak będziesz to zadzwoń! Pilna sprawa! LS!" Oczy o mało nie wyszły mi z orbit. Larry Stylinson? Cóż ta Dan?
Przyznam, trochę z Dan miałyśmy wybujałą wyobraźnię i podejrzewałyśmy, że cały Larry to nie tylko przyjaźń. Od jakiś dwóch tygodni szperałyśmy w internecie, w którym roi się od artykułów na temat 'przyjaźni' Hazzy i Louisa. Jednak nie miałyśmy pewności, że oni naprawdę mogliby być biseksualni lub homoseksualni.
Klikając na "zadzwoń", w okienku z Danielle, przypomniała mi się sytuacja sprzed rozpoczęcia trasy.
Gdy Modest! ustalili comiesięczne spotkanie, jak zwykle nie było nic nowego. Przedstawienie trasy koncertowej, daty koncertów i daty wolnych dni. Gdy wychodziliśmy z biura, Paul cofnął się z Harrym i Louisem pod pretekstem, nowej piosenki, którą Harry z Louisem napisali.
Potem Paul ochrzanił chłopaków, lecz żaden z nich nie mówił więcej na ten temat.
- Cześć piękna. - przywitała się wiecznie uśmiechnięta Dan. - Uwierz mi, że nie chcesz kończyć czytać '99 Dni Bez Ciebie'. Ja wczoraj skończyłam i myślałam, że nie wyrobię z płaczu. - dodała, nie pozwalając mi się nawet przywitać. - W ogóle to czytałam trochę na blogach, ej nie sądzisz, że trzeba z nimi pogadać? Bo coraz bardziej zaczynam mieć wątpliwości.
- Dan - zaczęłam, ale nakręcona Peazer nie dawała mi dokończyć. Przerwała mi, nawet nie zwracając uwagi, że chciałam jej coś powiedzieć.
Nadawała jak najęta. Mówiła o Larrym. Była tak nakręcona, że chyba nigdy jej takiej nie widziałam. Buzia jej się nie zamykała. Z uśmiechem na twarzy, słuchałam jej monologu, a co jakiś czas kiwałam głową, aby kontynuowała.
Larry. Przecież to nie jest coś normalnego. To w ogóle jest nienormalne. Nie powinnyśmy myśleć, że chłopcy nas okłamują. Owszem było coś 'innego' w Louisie i Harrym. Ale czasem było to bardziej widoczne, czasem mniej. Jednakże: było to dziwne.
Nie śmiałam spytać o to Niallera, bo... Po prostu nie chciałam poruszać tego tematu, przy chłopcach. Z Dan, szperałyśmy we dwójkę. Po prostu jakoś tak.
Gdy Dan, skończyła swój słowotok, przepełniony emocjami, zerknęła na zegarek.
- Ty, choolero! Ja musze lecieć! Pojutrze wracam do Londynu to pogadamy miśka! Całuski.
- Pa, wariacie. Trzymaj się. - przesłałam jej buziaka i zakończyłyśmy rozmowę.
Włączyłam swój folder i otworzyłam notatkę, w której miałam zapisane opowiadanie. Zaczęłam czytać. Jednak nie spodziewałam się, że moje łzy wylane na poprzednie rozdziały, spotęgują się, aż do tego stopnia.
Spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Oczy napuchnięte, twarz mokra od łez. Tusz do rzęs był rozmazany. Jak zawsze jest w filmach, gdy kobieta płacze, wygląda "idealnie". Ma rozmazany tusz i w ogóle, ale wygląda 'bosko'. Ja tak na pewno nie wyglądałam.
To opowiadanie, trochę wyżarło mnie od środka... Już wiem, że na Larry'ego będę patrzeć inaczej. Wcześniej nie zauważałam, tej "miłości" między nimi. Dziś, czytając ostatnie zdanie tego jedno-partu, zalewając się łzami, zrozumiałam coś. Oni się kochają, ale nie jak "geje". Jak bracia. Ktoś kto to widzi i przebywa z nimi praktycznie codziennie widzi to lepiej.
- Emily ?! Co ci ? Czemu płaczesz ? - Niall, patrzył mi przez ramię na lustro. Odwróciłam się pospiesznie. Podbiegł i mnie przytulił.
- Jestem głupia... Ryczę, bo przeczytałam jedno opowiadanie... - wybełkotałam. Niall zaśmiał się nerwowo.
- Jakie opowiadanie ? - spytał, głaszcząc mnie po głowie. - Chodź. - zachęcił i pociągnął mnie w stronę łóżka, na którym leżał laptop.
Usiadłam, a Niall oklapł obok mnie. Otworzyłam laptopa i wpisałam "99-days-without-you". Wyskoczyło wiele fraz, lecz ja otworzyłam, tę którą otwierałam już wiele, wiele razy. Nie pokazywałam blondynowi wszystkiego. Pokazałam jedynie list Harry'ego dla Louisa. Wstęp do opowiadania, pisany przez Louisa i "Epilog". Nie czytałam ponownie tego. Zwinęłam prawą dłoń w piąstkę i przyłożyłam ją do ust. Wargi zaczęły mi drżeć, a łzy spłynęły po policzkach. Oparłam się głową o ramię Nialler'a.
Po jakichś dziesięciu minutach, usłyszałam cichy szloch. Spojrzałam na mojego ukochanego. Łzy spływały mu po zaróżowionych policzkach. Potarłam jego ramię. Spojrzał na mnie przeszklonymi oczyma.
- Kto to napisał ? - spytał, drżącym głosem.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam, kręcąc głową. Przymrużył oczy i pocałował mnie w czoło, przytrzymując usta, przy moim czole. - Jak myślisz... Mógłbym to pokazać Larry'emu ? - spytał, śmiejąc się przy słowie "Larry".
- Nie. Nie. - zaprzeczyłam szybko. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przecież to jest wspaniałe. - powiedział entuzjastycznie.
- Nie. Nialler powiedziałam nie. - zaprzeczyłam ostro. Westchnął ciężko.
- No, ale... - zaczął, ale mu szybko przerwałam.
- Nie. Niall, chciałbyś czytać wymyślone opowiadanie, o tym, że popełniasz samobójstwo, a potem, że popełnia samobójstwo z miłości do ciebie, najukochańsza dla ciebie osoba ? - powiedziałam szybko na jednym tchu.
Przełknął ślinę.
- A widzisz. - mruknęłam. Położył się na łóżku, a ja wsunęłam się na miejsce obok niego.
- Ale ktoś miał wyobraźnię... - powiedział, głaszcząc moje ramię. Przytaknęłam mu mruknięciem. - I ktoś to tak wymyślił ? - ponownie mruknięcie w odpowiedzi. - Ha. Larry. Owszem śmialiśmy się z naszych bromance'ów, ale to tylko dla zbijania się ! Że też, jakieś dziewczyny tak bardzo chcą "złączyć" Hazzę i Tommo... - mruknął.
- Ale pomyśl. Czy teraz nie czujesz się dziwnie ? - spytałam. Spojrzał na mnie wyczekująco. - No chodzi mi o to, jakby coś ... - przerwałam. - Będziesz się ze mnie śmiał... - powiedziałam niczym obrażone dziecko.
- Nie będę. Obiecuję. - przyrzekł, całując mnie w policzek.
- Jakby coś z ciebie ubyło ? - dokończyłam z lekkim westchnięciem. Niall przymrużył oczy i zrobił swoją minę, gdy się zamyślił.
- A wiesz... Wiesz, że tak ? - mruknął i dotknął swojego torsu. - Jakbym kogoś stracił... Kogoś bardzo bliskiego.
- Już wiesz dlaczego ostatnio, tak smutno patrzyłam na Harry'ego ? - spytałam. Nic nie odpowiedział. Obrócił się na prawy bok i pocałował mnie.
- Ale ja nigdy nie będę musiał przeżywać "Dziewięćdziesięciu dziewięciu dni bez ciebie"? - mruknął, gdy oderwałam się od niego.
Palnęłam go w ramię. Zaśmiał się gardłowo. I mruknął - Tak tylko pytam... - zatapiając swoje usta w moich.
Hej, hej misiaki. Przepraszam, przepraszam, przeeepraszam, że dopiero po miesiącu dodaję rozdział. Tak wiem, masa czasu... Jednak miałam mały zastój, problemy w szkole, lekkie spięcia z mamą, no i tak. Rozumiecie to prawda?
Rozdział jest. Czterdziesty szósty już. Wohoo! :D Mam też wielką nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście. :x
Okej umówmy się tak, że rozdziały będą co dwa tygodnie, ale musi być 15 komentarzy. Jakoś muszę Was zmusić do komentowania. :)
Kocham Was. x Nils ♥
P.S. Są tu jacyś fani Paramore ? :D