środa, 16 października 2013

Cześć, trochę mnie tu nie było, co?

  Cześć... To jest dosyć egoistyczne (chyba tak to można nazwać) i idiotyczne z mojej strony. Dodaję posta tutaj, po pół roku czasu. Odeszłam na jakiś czas. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, bez żadnego pożegnania. Ja po prostu nie mam już weny. Mam napisane różne rzeczy do tego opowiadania, ale nie mam kompletnie zarysu. To nie tak, że ja już nie chcę pisać. Wręcz przeciwnie: bardzo chcę. Kocham pisać i wciąż piszę, tylko... Po prostu ta historia jest dla mnie tak jakby skończona. Mam tam kilka rozdziałów w przód, chciałabym je Wam dodać, ale już wątpię, że tutaj jesteście...
Może... Dodam Wam, ostatni rozdział. Ostatni. Już naprawdę ostatni. Jezusie, wiecie, że się rozpłakałam? Pisałam tu rok. Czterdzieści sześć rozdziałów, tyle emocji, tyle czasu wepchniętego w życie tego bloga... Wszystko po to, aby ten blog ożył. To była taka moja mała odskocznia od tego wszystkiego. Serio.
Blogi, które czytałam, dziewczyny, które mnie wspierały... Wszystko już się chyba skończyło. Z tego co widzę. 

  To wszystko co teraz piszę, piszę ze łzami. Jest mi naprawdę ciężko pożegnać się z Emily/Rebeccą. Z Jennifer, Mike'm... Z nimi wszystkimi. Czułam się, jakbym to ja była Emily. Dzięki temu opowiadaniu, bardziej pokochałam Niallera, Zayna, Louisa, Hazzę, Liama...
  Nie chcę się żegnać, ale czuję, że muszę. Ten blog już nie żyje. Jego dusza umarła. Moja wena do niego podupadła. Trzeba zacząć od nowa. Mam pomysły na nowe opowiadania, ale muszę to najpierw wszystko ogarnąć. Dzięki temu blogowi, poznałam świetne, wręcz niesamowite osoby. Moje pisanie opowiadań się nie kończy w tym miejscu. Jestem ((tak myślę)) lepszą pisarką, niż wcześniej. Cały czas się szkolę. Cały czas się uczę.
  Dojrzałam. Nie jestem tą samą dziewczyną, która półtora roku temu zaczynała to opowiadanie. 

  Każdy idzie w swoją stronę. Ja także muszę...


P.S. Jeśli ktoś kiedykolwiek zapragnie poczytać moją twórczość to zapraszam na twittera @die_of_love. Jeśli zacznę kolejnego bloga, to na pewno na tym koncie.

 Dziękuję za wszystko co tu dla mnie zrobiliście. Za całe wsparcie i komentowanie. Za wyczekiwanie kolejnej 'piosenki'. Po prostu, krótkie i najszczersze "DZIĘKUJĘ".

                                                             Kocham Was,
                                                             Wasza "dojrzalsza" Nils...
                                                                    
 

piątek, 17 maja 2013

{46} "Can we pretend that airplanes in the night sky are like shooting stars?"

  Spojrzałam jeszcze raz na małego Travisa i ruszyłam do łazienki. Przebrałam się w stare krótkie spodenki i zwykłą szarą bokserkę. Włosy spięłam w kucyka, a twarz obmyłam wodą.
- Emily? - usłyszałam dziecięcy głos Travisa, dochodzący z salonu.
- Tiv, już idę! - Tiv, to pieszczotliwe zdrobnienie jego imienia, które wymyślił jego Tata, Thomas.
- Dobra, bo chcę ci coś pokazać. - odparł, i prawdopodobnie wrócił do grania.
Wyszłam z łazienki nie zamykając za sobą drzwi i zeszłam powoli po schodach na dół.
Mały blondynek z długaśnymi rzęsami siedział na kanapie z moim laptopem, a z głośników dochodziła muzyczka country z gry.
Odwrócił się i zachęcił gestem głowy, żebym spojrzała na ekran.
- Patrz, próbuję już po raz setny - wyolbrzymiona suma. - zabić ten czołg i nic! - żachnął się.
- Oj Tiv, w tym to ja ci nie pomogę, może spróbuj jeszcze raz? - odparłam, kompletnie ogłupiała. Nie miałam zielonego pojęcia o takich grach.
- O patrz ! - wykrzyknął radośnie. Przeniosłam wzrok na ekran laptopa.
Napisane było tam, że wszystko wykonał doskonale. Misje były wszystkie zaliczone, bomby wszystkie rozwalone.
- No gratuluję! - podstawiłam dłoń, a on przybił mi piątkę.
- A kiedy przyjdzie Niall? - spytał, nagle.
Posmutniałam. Travis bardzo polubił Niallera. Choć widział go tylko dwa razy, to bardzo się do niego przywiązał. Za każdym razem, gdy się z nim widziałam, pytał o Irlandczyka. Niall też go polubił. Niby różnica wieku wynosiła jedenaście lat, to dogadywali się doskonale. Było to takie słodkie. Nialler kochał dzieci, a Tiv wyjątkowo przypadł mu do gustu.
- Niall jest... Niall'a nie ma obecnie w Londynie. - posłałam mu blady półuśmiech. Uśmiechnął się pokrzepiająco.
- Za niedługo wróci prawda ?
Przytaknęłam ruchem głowy i przeskoczyłam przez oparcie na kanapę.
Zaczęłam skakać po kanałach bez sensu. Chciałam czymś zająć się, by nie myśleć o tym, że mój ukochany spotkał się z Demi, a ode mnie nie odbiera telefonów...
Czy w ogóle odsłuchał moje wiadomości tekstowe, które nagrałam dwa dni temu? Ile tych wiadomości było? Pięć? Siedem? Nie zliczałam tego, naprawdę.
  Wiadomość głosowa, jedna z pierwszych: "Cześć Nialler. Nie odbierasz telefonu. Wiem, że macie koncerty, próby i tak dalej, ale mógłbyś dać jakiś znak życia. Już częściej rozmawiam z Paulem, niż z tobą. Tęsknie...".
  Na portalach plotkarskich pojawiły się żenujące wpisy. "Niall Horan, zadużony w Demi Lovato?", "Co łączy rozśpiewaną parę? Zobacz zdjęcia z ich spotkania!". Z zazdrości ściskało mnie w żołądku, lecz Lou zapewniał mnie, że zdjęcia są w necie dlatego, że Demi mieszka w tym samym hotelu co oni. Ufałam Tomlinsonowi. Czemu miałby mnie okłamać ?
  Całymi dniami, zajmowałam się czymś bezużytecznym. Posprzątałam wszystkie szuflady. Wyrzuciłam głupie magazyny.
Moje stare ciuchy oddałam pani Shelley, dla jej najstarszej wnuczki Jasmine. Generalne porządki. Wszystko, by zająć swoje myśli. Każdy dzień był kopią poprzedniego. Wieczory wypełniałam czytaniem książek, które znam już na pamięć.
Kilka dni temu nawet wybrałam się do jednej z księgarń, by zakupić kilka kryminałów Harlana Cobena.
  Tata był służbowo w Luton, Mike wpadał do domu na weekendy. Byłam sama.
  Wiadomość głosowa numer osiem: "Niall James Horan, odbierz ten zasrany telefon. Zaczynasz mnie denerwować. Odezwij się.".
  Wczoraj jak rozmawiałam z chłopcami przez skype'a, Niall podobnież gdzieś wyszedł się przejść. Tak przynajmniej zapewniał mnie Tommo. Obiecał także, że do mnie dziś zadzwoni wieczorem na skypie. Obiecał.
- Em, pójdziemy do sklepu? - spytał, chłopiec. Zerknęłam na niego przelotnie, a później mój wzrok powędrował do telefonu.
Odgoniłam od siebie upiorne myśli i chwyciłam chłopca za rękę:
- Chodźmy.



***

 Siedziałam do późna, wgapiając się w ekran laptopa. Obiecał, że dziś wieczorem porozmawiamy. Obiecał.
Byłam rozczarowana. Już się cieszyłam, że zobaczę jego roześmianą mordkę. Te piękne niebieskie oczy, w których majaczyło szczęście.
Przetarłam oczy, ze zmęczenia i ziewnęłam przeciągle.
- Nic tu po mnie. - powiedziałam do siebie, odchodząc od biurka.
  Podeszłam do łóżka i wyciągnęłam spod poduszki swoją piżamę i skierowałam się do łazienki. Przyjrzałam się dziewczynie w lustrze. Była zmęczona, jej oczy były podkrążone, a twarz zaspana. Sięgnęłam po szczotkę. Zaczęłam szarpać się z włosami, które protestowały, kołtuniąc się za każdym pociągnięciem.
Podrapałam się nad łukiem brwiowym, a na moim czole pojawiła się mała, podłużna zmarszczka. Zmarszczka ta zawsze pojawiała mi się, gdy się martwiłam, lub bałam.
Spięłam mocno kości policzkowe i weszłam do wanny.  Nalałam wystarczająco dużo wody, by móc całym ciałem zanurzyć się w cieplutkiej wodzie. Oparłam głowę na rogu i przymknęłam oczy.
- Dobra, szybko i idziemy spać. - mruknęłam do siebie.
Wzięłam szybką kąpiel, chwilę posiedziałam jeszcze w wannie, z turbanem z ręcznika, na głowie. Po około dziesięciu minutach, wskoczyłam w piżamę i wskoczyłam do łóżka. Sięgnęłam po książkę i zaczęłam czytać.
  W pewien sposób czytanie, pozwalało mi oderwać się od wszystkiego. Zanurzałam się w nierealnej rzeczywistości. Kochałam ten nierealny świat, do którego w każdej chwili mogłam uciec. Takim drugim moim światem był taniec. Gdy tylko zaczynałam tańczyć, czułam taką wzbierającą we mnie siłę, dzięki której mogłam góry przenosić. Nie liczyło się nic, poza mną i tańcem. Nie zwracałam uwagi na obserwujących mnie (jeśli takowi byli), tylko tańczyłam. Zatracałam się w tym co kocham.
  Zamknęłam książkę i rzuciłam ją na biurko. Sięgnęłam po telefon. Nie chciałam patrzeć, która jest godzina. Spodziewałam się koło dwudziestej trzeciej.
 Od kilku dni nie chodziłam do szkoły. Za równe dwa tygodnie kończył się rok szkolny, a oceny były już wystawione. Tata obiecał, że jeżeli ustukam sobie trochę oszczędności (mam już około 800), będę mogła dołączyć do chłopców. Opcja oczywiście, nie mniej kusząca, lecz musiałam jeszcze z Eleanor namówić Danielle. Ona upierała się, że NIE. Razem z Daddy'm (czyt. Dan tak chciała, a że Liam ją bardzo kochał, przystał na taki warunek) ustalili, że taka długa rozłąka wzmocni ich związek.
 El, była z Frezzie i Lottie na przedwczorajszym koncercie chłopców w San Diego. Wysłała mi zdjęcia. Dziewczyny świetnie się bawiły. Zazdrościłam im. El mogła widzieć Louisa, a dziewczyny były blisko swojego ukochanego brata. Ostatnio Loui mi się żalił, że mało czasu im poświęca i go to boli. Tęsknił za nimi bardzo, a jako starszy brat powinien o nie dbać.
 Rozsunęłam telefon, a moim oczom ukazała się tapeta, którą było nasze zdjęcie. Ja, chłopcy, Dan, El, Perrie, Jenn, Sandy, Jon, Dan i oczywiście Josh, który siedział na baranach u Jon'a. Obok mnie, stał Niall, który obejmował mnie ramieniem, a ja na rękach miałam Baby Lux. Dobrze pamiętałam datę zrobienia tego zdjęcia. Był to przed dzień wyjazdu chłopców z Londynu. Zegarek wskazywał dwudziestą trzecią, siedemnaście. Ziewnęłam i wsunęłam nogi pod kołderkę. Popatrzyłam jeszcze raz na tapetę. A mianowicie na jedną twarz.
Tak bardzo za Nim tęskniłam... Za Nimi wszystkimi.

  Obudził mnie natrętny dzwonek do drzwi. Zerwałam się i zbiegłam po schodach, prosto do drzwi. Przekręciłam dwa razy zamek i nacisnęłam klamkę. Oniemiałam. Przede mną był wielki bukiet żółtych tulipanów. Nie widziałam twarzy trzymającego, więc spytałam.
- Do kogo to ?
- Do panny Emily Christie - zabrzmiał, dziwnie znajomy głos.
Nie. To było niemożliwe. Mój Nialler, był właśnie w Nowym Yorku... A raczej powinien być.
Owy ktoś odsunął kwiat sprzed twarzy. Zapiszczałam.
- Niall ! - rzuciłam się mojemu ukochanemu na szyję, pod moim ciężarem, cofnął się o dwa kroki. - Ale... Oh ! Jak to ? - mój głos był tak niski, że bałam się cokolwiek mówić, żeby Nialler'owi nie popsuć słuchu.
- Normalnie. - powiedział i delikatnie odsunął mnie od siebie, by spojrzeć na moją twarz. - Ej... Słońce, nie płacz. No, coś ty. To tylko ja.
- Tylko ?! - wychlipiałam i ponownie się do niego przytuliłam.
Po jakiejś minucie puścił mnie z objęć. Jego jak zawsze zimne dłonie, powoli zaczęły muskać moją twarz. Podniósł moją brodę lekko do góry i zatopił swoje usta w moich. Odwzajemniłam pocałunek.
- Zabieram cię na długi spacer. - oznajmił, po czym pocałował mnie namiętnie.

Niall
  Po godzinnym spacerze, po głośnych uliczkach Londynu, odprowadziłem Emily do domu. Wciąż nasze dłonie były splecione, jakbyśmy widzieli się po raz ostatni. Chciałem ją wziąć gdzieś, daleko stąd. Daleko od tego zgiełku, daleko od wszystkiego. Tylko ja i ona. Nic więcej.
  Pogłaskałem ją po głowie, patrząc w jej zielone oczy. Tętniły szczęściem. Takim, jaki chciałem dziś w jej oczach ujrzeć.
Sprawiała, że każdego dnia kochałem ją na nowo. Na nowo zakochiwałem się w jej oczach, w jej śmiechu. Jej ciemno-blond włosach, które zawsze były roztrzepane i nie ułożone. W miękkich, wąskich, czerwonawych wargach.
Jej dłonie tak idealnie wpasowane w moje, że czasem zdawało mi się, że to przeznaczenie. Ten osiemnasty listopada. Ten pamiętny dzień dla nas obojga. Dzień, który połączył nas niewidzialną nicią.
  Emily, w prawdzie Rebecca, która nigdy nie pozwalała, bym nazywał ją "kotkiem", choć to określenie było według mnie bardzo słodkie, sprawiała, że nie widziałem świata poza nią.
Dla mnie ona jest jak deszcz, bez niej jest susza...
- O czym myślisz? - spytała, wyrywając mnie z rozmyślań o niej samej.
- O tobie. - odpowiedziałem, gdy staliśmy wtuleni w siebie, pod jej domem.
  Słońce świeciło mocno. Ogrzewało nasze przytulone do siebie ciała. Dni zaczynały się ciągnąć. Wakacje już za rogiem. Codzienne przesiadywanie razem. Codzienne spotkania. Milion pocałunków.
- Będę jechał. - powiedziałem. Jęknęła cicho, niezadowolona rozstaniem, lecz nie poluźniła uścisku. - Przyjadę wieczorem. - obiecałem, składając delikatny pocałunek na czubku jej głowy.
- No dobra. Klucze masz. - odparła niechętnie. Zaśmiałem się cicho i pocałowałem czubek jej pokrytego piegami, nosa. Prychnęła i uśmiechnęła się ciepło. - Kocham cię. - dodała z uśmiechem.
  Delikatnie przymrużyła oczy, przez rażące słońce. Pstryknąłem ją delikatnie w nos i pocałowałem w czoło. Wycofując się ze schodków, przed jej domem, pomachałem do niej, a ona z wielkim uśmiechem odmachała mi.

Emily   Cała w skowronkach poszłam do siebie do pokoju, zamknąwszy za Niallerem drzwi. Włączyłam laptopa i zaczęłam ogarniać swój pokój. Automatycznie włączył się skype, gdzie wyskoczyło powiadomienie. Nachyliłam się nad ekranem laptopa.
Dan: "Ems, jak będziesz to zadzwoń! Pilna sprawa! LS!" Oczy o mało nie wyszły mi z orbit. Larry Stylinson? Cóż ta Dan?
  Przyznam, trochę z Dan miałyśmy wybujałą wyobraźnię i podejrzewałyśmy, że cały Larry to nie tylko przyjaźń. Od jakiś dwóch tygodni szperałyśmy w internecie, w którym roi się od artykułów na temat 'przyjaźni' Hazzy i Louisa. Jednak nie miałyśmy pewności, że oni naprawdę mogliby być biseksualni lub homoseksualni.
  Klikając na "zadzwoń", w okienku z Danielle, przypomniała mi się sytuacja sprzed rozpoczęcia trasy.
Gdy Modest! ustalili comiesięczne spotkanie, jak zwykle nie było nic nowego. Przedstawienie trasy koncertowej, daty koncertów i daty wolnych dni. Gdy wychodziliśmy z biura, Paul cofnął się z Harrym i Louisem pod pretekstem, nowej piosenki, którą Harry z Louisem napisali.
Potem Paul ochrzanił chłopaków, lecz żaden z nich nie mówił więcej na ten temat.
- Cześć piękna. - przywitała się wiecznie uśmiechnięta Dan. - Uwierz mi, że nie chcesz kończyć czytać '99 Dni Bez Ciebie'. Ja wczoraj skończyłam i myślałam, że nie wyrobię z płaczu. - dodała, nie pozwalając mi się nawet przywitać. - W ogóle to czytałam trochę na blogach, ej nie sądzisz, że trzeba z nimi pogadać? Bo coraz bardziej zaczynam mieć wątpliwości.
- Dan - zaczęłam, ale nakręcona Peazer nie dawała mi dokończyć. Przerwała mi, nawet nie zwracając uwagi, że chciałam jej coś powiedzieć.
Nadawała jak najęta. Mówiła o Larrym. Była tak nakręcona, że chyba nigdy jej takiej nie widziałam. Buzia jej się nie zamykała. Z uśmiechem na twarzy, słuchałam jej monologu, a co jakiś czas kiwałam głową, aby kontynuowała.
Larry. Przecież to nie jest coś normalnego. To w ogóle jest nienormalne. Nie powinnyśmy myśleć, że chłopcy nas okłamują. Owszem było coś 'innego' w Louisie i Harrym. Ale czasem było to bardziej widoczne, czasem mniej. Jednakże: było to dziwne.
Nie śmiałam spytać o to Niallera, bo... Po prostu nie chciałam poruszać tego tematu, przy chłopcach. Z Dan, szperałyśmy we dwójkę. Po prostu jakoś tak.
  Gdy Dan, skończyła swój słowotok, przepełniony emocjami, zerknęła na zegarek.
- Ty, choolero! Ja musze lecieć! Pojutrze wracam do Londynu to pogadamy miśka! Całuski.
- Pa, wariacie. Trzymaj się. - przesłałam jej buziaka i zakończyłyśmy rozmowę.
Włączyłam swój folder i otworzyłam notatkę, w której miałam zapisane opowiadanie. Zaczęłam czytać. Jednak nie spodziewałam się, że moje łzy wylane na poprzednie rozdziały, spotęgują się, aż do tego stopnia.

   Spojrzałam w lustro. Wyglądałam strasznie. Oczy napuchnięte, twarz mokra od łez. Tusz do rzęs był rozmazany. Jak zawsze jest w filmach, gdy kobieta płacze, wygląda "idealnie". Ma rozmazany tusz i w ogóle, ale wygląda 'bosko'. Ja tak na pewno nie wyglądałam.
To opowiadanie, trochę wyżarło mnie od środka... Już wiem, że na Larry'ego będę patrzeć inaczej. Wcześniej nie zauważałam, tej "miłości" między nimi. Dziś, czytając ostatnie zdanie tego jedno-partu, zalewając się łzami, zrozumiałam coś. Oni się kochają, ale nie jak "geje". Jak bracia. Ktoś kto to widzi i przebywa z nimi praktycznie codziennie widzi to lepiej.
- Emily ?! Co ci ? Czemu płaczesz ? - Niall, patrzył mi przez ramię na lustro. Odwróciłam się pospiesznie. Podbiegł i mnie przytulił.
- Jestem głupia... Ryczę, bo przeczytałam jedno opowiadanie... - wybełkotałam. Niall zaśmiał się nerwowo.
- Jakie opowiadanie ? - spytał, głaszcząc mnie po głowie. - Chodź. - zachęcił i pociągnął mnie w stronę łóżka, na którym leżał laptop.
Usiadłam, a Niall oklapł obok mnie. Otworzyłam laptopa i wpisałam "99-days-without-you". Wyskoczyło wiele fraz, lecz ja otworzyłam, tę którą otwierałam już wiele, wiele razy. Nie pokazywałam blondynowi wszystkiego. Pokazałam jedynie list Harry'ego dla Louisa. Wstęp do opowiadania, pisany przez Louisa i "Epilog". Nie czytałam ponownie tego. Zwinęłam prawą dłoń w piąstkę i przyłożyłam ją do ust. Wargi zaczęły mi drżeć, a łzy spłynęły po policzkach. Oparłam się głową o ramię Nialler'a.
Po jakichś dziesięciu minutach, usłyszałam cichy szloch. Spojrzałam na mojego ukochanego. Łzy spływały mu po zaróżowionych policzkach. Potarłam jego ramię. Spojrzał na mnie przeszklonymi oczyma.
- Kto to napisał ? - spytał, drżącym głosem.
- Nie mam pojęcia. - odpowiedziałam, kręcąc głową. Przymrużył oczy i pocałował mnie w czoło, przytrzymując usta, przy moim czole. - Jak myślisz... Mógłbym to pokazać Larry'emu ? - spytał, śmiejąc się przy słowie "Larry".
- Nie. Nie. - zaprzeczyłam szybko. Popatrzył na mnie zdziwiony.
- Przecież to jest wspaniałe. - powiedział entuzjastycznie.
- Nie. Nialler powiedziałam nie. - zaprzeczyłam ostro. Westchnął ciężko.
- No, ale... - zaczął, ale mu szybko przerwałam.
- Nie. Niall, chciałbyś czytać wymyślone opowiadanie, o tym, że popełniasz samobójstwo, a potem, że popełnia samobójstwo z miłości do ciebie, najukochańsza dla ciebie osoba ? - powiedziałam szybko na jednym tchu.
Przełknął ślinę.
- A widzisz. - mruknęłam. Położył się na łóżku, a ja wsunęłam się na miejsce obok niego.
- Ale ktoś miał wyobraźnię... - powiedział, głaszcząc moje ramię. Przytaknęłam mu mruknięciem. - I ktoś to tak wymyślił ? - ponownie mruknięcie w odpowiedzi. - Ha. Larry. Owszem śmialiśmy się z naszych bromance'ów, ale to tylko dla zbijania się ! Że też, jakieś dziewczyny tak bardzo chcą "złączyć" Hazzę i Tommo... - mruknął.
- Ale pomyśl. Czy teraz nie czujesz się dziwnie ? - spytałam. Spojrzał na mnie wyczekująco. - No chodzi mi o to, jakby coś ... - przerwałam. - Będziesz się ze mnie śmiał... - powiedziałam niczym obrażone dziecko.
- Nie będę. Obiecuję. - przyrzekł, całując mnie w policzek.
- Jakby coś z ciebie ubyło ? - dokończyłam z lekkim westchnięciem. Niall przymrużył oczy i zrobił swoją minę, gdy się zamyślił.
- A wiesz... Wiesz, że tak ? - mruknął i dotknął swojego torsu. - Jakbym kogoś stracił... Kogoś bardzo bliskiego.
- Już wiesz dlaczego ostatnio, tak smutno patrzyłam na Harry'ego ? - spytałam. Nic nie odpowiedział. Obrócił się na prawy bok i pocałował mnie.
- Ale ja nigdy nie będę musiał przeżywać "Dziewięćdziesięciu dziewięciu dni bez ciebie"? - mruknął, gdy oderwałam się od niego.
Palnęłam go w ramię. Zaśmiał się gardłowo. I mruknął - Tak tylko pytam... - zatapiając swoje usta w moich.




  Hej, hej misiaki. Przepraszam, przepraszam, przeeepraszam, że dopiero po miesiącu dodaję rozdział. Tak wiem, masa czasu... Jednak miałam mały zastój, problemy w szkole, lekkie spięcia z mamą, no i tak. Rozumiecie to prawda? 
  Rozdział jest. Czterdziesty szósty już. Wohoo! :D Mam też wielką nadzieję, że o mnie nie zapomnieliście. :x
  Okej umówmy się tak, że rozdziały będą co dwa tygodnie, ale musi być 15 komentarzy. Jakoś muszę Was zmusić do komentowania. :)

                                                                                                            Kocham Was. x Nils ♥

P.S. Są tu jacyś fani Paramore ? :D

czwartek, 11 kwietnia 2013

Piosenka {45} "Przepłynąłbym wszystkie oceany, żeby zobaczyć Twój uśmiech."

*Nialler*
  Krzyk Paula, oznajmiający, że mamy się szykować. My nie ogarnięci. Biegaliśmy po hallu, przepychając się i wygłupiając jak zawsze. Hazza ganiał się z Lou, oblewając wodą, wszystko co stanęło im na drodze. Zayn przedrzeźniający Paula, a Li, nie zwracający uwagi, na to co go otaczało, siedział w przedsionku i słuchał muzyki.
  W tej chwili moje oczy spowił mrok. Ciemność. Wszedłem do ciemnego pomieszczenia. Spróbowałem nacisnąć włącznik światła, lecz nigdzie nie mogłem na niego natrafić. Moje oczy za cholerę nie mogły przyzwyczaić się do ciemności.
- Co jest? - syknąłem, wchodząc dalej do pomieszczenia.
- Czegoś szukasz? - zagadnął kobiecy głos.
Przestraszony odwróciłem się do tyłu i zerknąłem na wysoką ciemno-blond włosą dziewczynę. Uśmiechała się szeroko. Po chwili w lekkim świetle poznałem kto to jest. Moje oczy o mało nie wyszły z orbit. Zapomniałem jak się oddycha...
- Ej, ej. Spokojnie. - powiedziała, zaalarmowana moim zachowaniem.
- Po prostu nie mogę uwierzyć, że stoi przede mną taka gwiazda. - wydukałem.
Dziewczyna rozpromieniła się i zarumieniła.
- Demetria Lovato. We własnej osobie.

*Emily*
  Ponownie wcisnęłam zieloną słuchawkę. Ponownie nieosiągalny. Zaczęłam się martwić nie na żarty. Harry i Louis standardowo, pewnie nie mieli przy sobie telefonów. Zayn pewnie miał wyłączony dźwięk, a Liam... Liam po prostu nie odbierał. Nie chciałam denerwować Paula. Wiedziałam, że miał stalowe nerwy, jednakże dziś koncert, a nie chciałam rozpraszać Higginsa.
- Kochanie, coś się stało? - spytał Tata, wchodząc do salonu.
Telewizor był włączony na BBC, na który mieli emitować koncert chłopców. Mocno ściskałam telefon w dłoni, przyciskając dłoń do ust. Brwi miałam ściągnięte w zmartwionej minie.
- Nialler nie odbiera. - odparłam cicho.
- Może nie słyszy? Sama mówiłaś, że za jakieś czterdzieści minut zaczyna się koncert. Pewnie ich Paul nieźle zagania. - powiedział pokrzepiająco. Zerknęłam na niego z przymrużonymi oczyma. Przytaknął lekko głową.
Wzruszyłam ramionami i zerknęłam ponownie na telefon. Żadnych nowych powiadomień. Nie uśmiechało mi się takie czekanie. Nie wiele więcej myśląc, wykręciłam numer do Paula.
-' Paul Higgins, słucham? - odezwał się, bardzo oficjalnym głosem Paul.
- Cześć, Paul.
-' Oh, cześć, cześć Emily. Coś się stało? Brzmisz nieswojo.
- Paul coś z Niallem nie tak? Nie odbiera moich telefonów. - powiedziałam.
-' Hm. Powinien być w pokoju. Za pięć minut mieli być gotowi przed hotelem. - odparł lekko zdumiony. - A próbowałaś do któregoś z dzieciaków dzwonić?
- Tsa, ale Zayn pewnie ma wyciszone dźwięki. Hazza i Lou pewnie nie mają przy sobie telefonów, a Liam po prostu nie odbiera. Jak na złość. - syknęłam.
-' OK mała, idę już zobaczyć. Jak go znajdę, ochrzanić i kazać do ciebie oddzwonić?
- Czytasz mi w myślach. - powiedziałam lekko.
-' To do usłyszenia. Oglądaj BBC. - polecił. - Trzymaj się.
Rozłączyłam się i wsunęłam nogi pod koc. Ziewnęłam przeciągle. Miałam zamiar obejrzeć cały koncert, choćbym nie wiem co. Los jest dla mnie tak łaskaw, że jutro miałam lekcje na dziewiątą czterdzieści.

*Nialler*
  Wyszedłem przed hotel, gdzie stał Louis z Hazzą i przekomarzali się o coś mało istotnego. Wcisnąłem ręce w kieszenie i moja dłoń zetknęła się z telefonem. Wyciągnąłem go i otworzyłem szeroko oczy. "12 nieodebranych połączeń, od: Ems xx"
- Ej, Niall, coś ty taki, jakbyś ducha zobaczył? - zaśmiał się Lou, klepiąc mnie po ramieniu.
- Zaczekaj. - strzepnąłem jego dłoń z ramienia i odszedłem na bok. Wykręciłem numer i przyłożyłem słuchawkę do ucha. - Kochanie odbierz. - westchnąłem sam do siebie.
-' Słucham. - rzuciła oschle Emily.
- Kochanie, bardzo cię przepraszam. Miałem wyłączone
-' Nie tłumacz się. - przerwała mi chłodnym głosem.
Przełknąłem ślinę. Wkurzyła się i to nieźle.
- Kochanie, ale - znów nie dano mi skończyć.
Chłopcy przyglądali się mojej przestraszonej minie i mieli ze mnie ubaw. Lou i Hazza siedzieli na ławce i o czymś zawzięcie dyskutowali, a Zayn i Li żartowali sobie ze mnie. Zmierzyłem ich ostrym spojrzeniem i skoncentrowałem się na rozmowie.
-' Zadzwoń nim wejdziecie na scenę. - rzuciła i rozłączyła się.
 Po drugiej stronie sygnał rozłączenia, stawał się strasznie irytujący. Spojrzałem w wyświetlacz "Rozmowa zakończona". Westchnąłem cicho i wsiadłem do tourbusa.
Za niedługo nasz pierwszy koncert.

  Weszliśmy za kulisy. Na widowni było już ponad kilka tysięcy osób. Gula podeszła mi do gardła. Żołądek skręcił mi się w kłębek nerwów. Cały dygotałem. Przeszły mnie dreszcze i zrobiło mi się zimno.

  Za chwilę miałem wyjść przed kilku tysięczną publiczność. Chyba zjadał mnie stres. To zbyt wiele dla mnie, pomyślałem.
A co jeśli się zbłaźnię? 
- Stary, to nasz dzień. - szepnął mi mulat na ucho. Uśmiechnąłem się do niego słabo. - Dobrze się czujesz? - spytał, z lekkim niepokojem.
- Tak, to tylko... Stres. - wyjaśniłem.
Zayn ścisnął moją lewą dłoń, a w prawą swoje palce wplątał Louis. Zaraz obok nas znaleźli się Hazza i Li. Wzięliśmy głęboki wdech i popatrzyliśmy się po sobie.
- Tyle na to czekaliśmy. - szepnął Li ze łzami w oczach.
- Od czasów X-Factora, to nasza pierwsza tak duża publiczność. - zauważył Lou.
  Każdy z nas uśmiechnął się szeroko na wspomnienie czasów X-Factora. Nawiązanie naszej braterskiej przyjaźni, spełnienie marzeń. To było to, czego każdy z nas pragnął. Łza zakręciła mi się w oku. Tak wiele się zmieniło. Wydorośleliśmy od pobytu w domu Simona Cowella. Zmieniliśmy się, lecz odrobinę. Wciąż, byliśmy dzieciakami, którzy bawią się i korzystają z życia.
  Paul oparł dłonie na ramionach Hazzy i Louisa. Spojrzał po nas i z wielkim uśmiechem powiedział:
- No dzieciaki. Dajecie z siebie wszystko, czyli: jesteście sobą.
Przytaknęliśmy na znak zrozumienia. Po moim policzku spłynęła łza, którą Liam starł swoim opuszkiem palca. Zerknąłem na niego. Po jego policzkach także spływały łzy, choć na twarzy gościł radosny uśmiech.
- Kim jesteśmy? - spytał Hazza, uśmiechając się, a w jego policzkach zagościły, dwa słodkie dołeczki.
- One Direction! - krzyknęliśmy razem.
  Ścisnęliśmy się mocniej i wybiegliśmy na scenę. To co zobaczyłem przed sobą, zaparło mi dech w piersiach. Czułem jak moje serce przyspiesza. Chciało wyrwać się z moich wnętrzności.
  To zdecydowanie było to, czego pragnąłem.
  Tłum fanek skandował, krzycząc nasze imiona. Krzycząc, że nas kochają. Przełknąłem ślinę i krzyknąłem do mikrofonu.
- Witajcie, kochani!
Piski zwiększyły na sile, a na mojej twarzy zagościł wielki uśmiech. Zerknąłem na chłopców. Tak samo jak ja, w środku skakali z radości, lecz na zewnątrz jedynie szczerzyli się do widowni.
  Koncert rozpoczęliśmy Up All Night, później What Makes You Beautiful. Nadeszła pora na Twitterowe pytania.
Na banerze wyskoczyło pytanie "Kto jest idealny, niezaprzeczalnie?" Podniosłem mikrofon do ust, by powiedzieć, że fani, jednak gdy uniosłem wzrok, cztery palce były wymierzone we mnie.
- Serio, ja? - zaśmiałem się, zaskoczony.
- Oh, jaki skromniś. - zażartował Lou, klepiąc mnie w tyłek. Zmroziłem go wzrokiem. Puścił mi oko i przemaszerował, zabawnym krokiem, na drugi koniec sceny.
- A teraz, nasz kochany blondasek - zaczął Zayn, wpatrując się w moje niebieskawe oczy.
Jego czekoladowe iskrzyły się w świetle reflektorów. Jego skóra lekko zabłyszczała, od potu. Uśmiechnął się do mnie szeroko.
- Chciałby zadedykować jeden z naszych utworów, który na pewno znacie! - zaśmiał się. Widownia zapiszczała.
Louis podszedł do mnie i pchnął we mnie gitarę. Moją gitarę. Z napisem " Kocham cię. x ", który napisała Emily. Ścisnęło mnie w gardle. Usiadłem na kanapie, a pod mój nos został podetknięty mikrofon.
Odchrząknąłem cicho i spojrzałem na chłopców. Uśmiechali się pokrzepiająco.
- Stand up, pamiętacie, nie? - zapytałem retorycznie widownię, na co ona wybuchnęła ogromnym piskiem. Zaśmiałem się, strojąc gitarę. - Tę piosenkę dedykuję moje kochanej, Emily. Wiem kochanie, że siedzisz zapewne przed telewizorem, opatulona w koc. W rękach trzymasz jeden ze swoich ulubionych kubków, i wyczekujesz nas. Kocham cię, mała.
Pociągnąłem za struny. Wydobył się piękny dźwięk. Zamknąłem oczy, i zacząłem śpiewać. Z serca. Dla mojego serca.

*kilka dni później*

*Emily*
  - Też cię kocham, a teraz spadaj na próbę. - powiedziałam do Niallera, po drugiej stronie słuchawki.
-' Huh, no dobrze, dobrze. - jęknął.
- Kocham cię, pozdrów tych debili.
-' Kretyni, macie pozdrowienia od Ems! - krzyknął, w tle rozległ się pisk Louisa.
Boże, czy ten chłopak kiedyś dorośnie?
-' Kocham cię. - powiedział, czule. - Uważaj na siebie. Odezwę się wieczorem, obiecuję.
- Pa. - powiedziałam i rozłączyłam się.
Powolnym krokiem zeszłam na dół, do kuchni, po której krzątał się Mike.
- Co tam, małpiszonie? - spytał, przegryzając grzankę. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na krzesełku obok niego.
 Przetarłam zaspane oczy i wcisnęłam kromkę chleba do opiekacza. Wyjęłam masło i ketchup.
 Zastanawiałam się co dziś będzie robił Nialler. Będzie miał, próbę: to oczywiste. Lecz do potem? Jak z chłopcami spędzają czas wolny? Tak jak w domu, wygłupiają się i nic nie robią, poza tym?
Może Paul, zagonił ich do jakiejś roboty, ale jakiej? Co oni mieliby robić? Przecież, te niewyżyte dzieci by jak zwykle coś popsuły, potłukły...

  Wczoraj wieczorem nagrałam Niallerowi wiadomość tekstową, lecz dzisiejszego ranka nie otrzymałam odzewu. Nic.
- Grzanki. - mruknął Mike.
- Hę?
- Grzanki, kretynko. - syknął, wskazując na opiekacz.
- Nie mogłeś wyjąć?! - warknęłam, energicznie wstając od stołu. Zmroziłam czarnowłosego, wzrokiem i wyjęłam spalone grzanki.
- Huhu, smacznego. - zaśmiał się kpiąco, wsuwając talerz do zmywarki.
Walnęłam go w ramię, a ten mi oddał. Potarłam bolące ramię.

  Kochające się rodzeństwo, a jakże by inaczej...
- Jesteś silniejszy kretynie!
- Peszek. - wzruszył ramionami i ruszył do góry.
Co za skończony kretyn! Westchnęłam i przysiadłam na krzesełku, z nogami podwiniętymi pod brodę.
  Ponownie włożyłam kromki chleba do opiekacza i tym razem przypilnowałam ich sobie. Podparłam się rękoma o blat, i położyłam głowę na nich. Ziewnęłam przeciągle. Od kilku dni źle sypiałam. Budziłam się co godzinę i nie mogłam później zasnąć...

  Państwo Shelley'owie zaprosili nas dziś na obiad. Pani Sarah Shelley nasza sąsiadka, była wspaniałą, energiczną kobietą. Często w wakacje u niej przesiadywałam. Lubiłam u niej bywać. Zaś pan Joe, starszy flegmatyczny mężczyzna z zamiłowaniem do motocykli jak ja i tata.
Pomyślałam o synu Joe i Sarah. Całkowicie inny charakter niż ojciec i matka.
  Nialler chciałby mieć dzieci. Starszego syna i młodszą córeczkę. A nawet trójkę dzieci. To było takie słodkie, jak mówił, że wiąże ze mną swoją przyszłość. Wierzyłam, że będziemy razem w przyszłości, ale kto wie co nas spotka?
"Bądź gotowa o 15. Pamiętaj, że idziemy na obiad do Shelley'ów". Sms, od taty. Niechętnie wyciągnęłam moje grzanki, szybko zjadłam i ruszyłam do łazienki, by wziąć długą, gorącą kąpiel.

 Zeszłam na dół ubrana w czarne spodnie i czarną koszulę, ze złotymi guziczkami i czarną prześwitującą koronką do połowy pleców. Mike i tata już czekali przy drzwiach.
- Serio musimy być elegancko ubrani? - spytałam z niezadowoleniem.
- Raz na jakiś czas możesz się ładnie ubrać. - mruknął Mike. Tata zdzielił go po głowie, a mnie obrzucił ostrzegawczym spojrzeniem. - A jej to już nie pieprzniesz?! - spytał rozjuszony czarnowłosy.
- Ona tylko spytała, a ty już musiałeś się doczepić. Już, wypad na dwór. - rozkazał tata i posłusznie wyszliśmy z domu, przekomarzając się jak małe dzieci.
  W domu Shelley'ów, zawsze było przytulnie. Klimat sprawiał, że czułeś się jak w domu. Mieli długą halę, za domem, gdzie pan Joe, miał swoje rupiecie.
Do ich domu wchodziło się dużymi brązowymi drzwiami, do ganeczku. Z ganeczku drzwi prowadziły do dużego salonu, urządzonego w stylu vintage. Stary zegar i stare odnowione kanapy. Duży drewniany stół, a obok stara szafa wypełniona książkami.
- Witajcie. - przywitała się radośnie gospodyni. Sarah Shelley, miała zmarszczki przy oczach, gdy się uśmiechała. Jej włosy, już siwe, spięte były w koka, i obwiązane dużą czerwoną chustką.
Ucałowała mnie w czoło, a Mike'a i tatę uściskała mocno.
- Siadajcie, na pewno jesteście już głodni. Zaraz podam do stołu. - powiedziała, znikając w kuchni.
Ruszyłam za nią. Kuchnia, także była w stylu vintage. Żółte szafki wiszące na ścianie, rozjaśniały małe pomieszczenie.

- Oh, Emily, mam do ciebie małą prośbę. - zwróciła się do mnie, podając dzbanek z herbatą. Spojrzałam na kobietę z wyczekiwaniem. - Czy mogłabyś zaopiekować się Travisem w środę koło szesnastej? - spytała.
Travis Shelley, jeden z wnuczków pani Shelley. Ośmiolatek, którego wręcz uwielbiałam. Był tak wspaniałym dzieciakiem, że aż nie miałam zamiaru odmawiać.
- Nie ma sprawy. I tak nie mam nic do roboty. - odparłam z uśmiechem. Odwzajemniła ciepły uśmiech i pogładziła mnie po ramieniu.
- Dobra idziemy jeść, bo aż stąd słyszę jak Mike'owi burczy w brzuchu. - roześmiała się i ruszyłyśmy do salonu.



  Hej miśki. Kurczę, mam nadzieję, że po taaak długiej przerwie mnie nie opuściliście. Przepraszam, bardzo bardzo przepraszam, że tyle czekaliście. :x

   Kocham Was, komentujcie! Wiecie ile to dla nie znaczy. Proszę, komentujcie. ♥

12 komentarzy = nowa piosenka. 

                                                                                                ~ Nils ♥ 

piątek, 15 marca 2013

Problemy z postem.

  Przepraszam. Bardzo przepraszam. Ostatnia piosenka była dodana 22 lutego... Następny rozdział jest do połowy napisany, a ja więcej nie dam rady napisać. Na pewno nie teraz. :x
  Ledwo pisze tę notkę. Mam problemy z nadgarstkiem i jest bardzo ciężko mi pisać.
  W ogóle wpadłam w jakąś dziwną melancholijną sytuację. Wszystko doprowadza mnie do płaczu, nie mam weny, a jak mam to nie na odpowiedni rozdział... Naprawdę przepraszam.
  Mam jedyną prośbę: nie odejdźcie przez ten czas... Błagam.


Jeszcze raz przepraszam  ...

piątek, 22 lutego 2013

Piosenka czterdziesta czwarta.

  - Ems, gdzie masz kawę? - spytała blondynka, rozglądając się po kuchni. Wskazałam na jedną z wiszących szafek. Rons uniosła kciuk, ku górze i Zaczęła krzątać się po kuchni.
Kto by pomyślał, że zaprzyjaźnię się z dziewczyną, która była dla mnie cholernie dziwna. Jenn wciąż nie była przekonana do ufności wobec Ronnie, lecz musiała przyznać: lubiły się.
- Chce któraś kawę? - spytała. Pokręciłyśmy przecząco głową.
- Veronica, pij szybko, bo za chwilę będziemy musiały wychodzić. -  powiedziała Sarah. Blondyna kiwnęła głową i zalała trzy czwarte szklanki. Wyjęła z lodówki mleko i dolała sobie.
Niall lubi pić kawę z mlekiem. Nie często pija, lecz jak już, to tylko z mlekiem. Zawsze dziwił się mi, dlaczego ja nie pijam kawy. Po prostu nie lubię. Jest dla mnie nie dobra.
Wyjęłam swój portfel z torby, by powyrzucać papierki, które z pośpiechu wpychałam do nieszczęsnego portfela.
Rozłożyłam go i zaczęłam wyjmować śmieci. Przelotnie zerknęłam na zdjęcia, które były wciśnięte w dwie specjalne kieszonki. Na jednym był Mike, na drugim ja z Jenn. W drugiej kieszonce było zdjęcie Niallera, a drugie nas wszystkich. Chłopcy, band One Di, Ja, Jenn, Eleanor i Danielle. Dodatkowo na rękach trzymałam Baby Lux, która słodko się uśmiechała.
Veronice postawiła kawę i zajrzała mi przez ramię.
- Kto to jest?! - spytała z lekkim przerażeniem, wskazując na Mike'a. Zerknęłam na nią, jakby była z innej planety.
- Mike, mój brat.
Blondynka zakryła sobie usta dłońmi i wybuchnęła głośnym i niekontrolowanym śmiechem. Patrzyłyśmy na nią jak na idiotkę. Sarah wzniosła oczy ku niebu i westchnęła "Z kim ja żyję". Przeniosłam wzrok na Rons.
- Z czego ty się cieszysz? - spytałam.
- Jak wam - przerwała, by znów wybuchnąć śmiechem. - mówiłam, że spotkałam ciacho. To spotkałam, twojego brata.
Moje oczy o mało nie wyszły z orbit. Mike coś wspominał, że widział piękną dziewczynę. Co? No, to chyba jest jakiś żart. Mike ciacho? O Boże.
Zerknęłam na zdjęcie Mike'a i wybuchnęłam śmiechem. Sarah także.
- Mój brat ciacho? Niee, no chyba żartujesz. - zaśmiałam się kpiąco.
- Dobra, dobra. - zaoponowała Sarah, wstając. - Pij blondi, tę kawę. Za chwilę musimy wychodzić, bo seans lada moment będzie.
Wyruszyłyśmy w drogę. Powoli się ściemniało. Po seansie, miał po mnie przyjechać Tata, dlatego, że film kończył się o dwudziestej drugiej...


***

"Jesteś szczęśliwa ?" - sms, od Nialla przyszedł nagle. Uśmiechnęłam się, sama do siebie. Zobaczę go dopiero pod koniec czerwca. Już mi się tęskni. Nie tylko za Niallem. Ale i za Harry'm, Louis'em, Zayn'em no i Liam'em. Ale najbardziej za Niall'em. Nie chciałam, go teraz smucić. Jutro z samego rana, przygotowywują się na koncert... Musiałam mu to napisać

Telefon mi zawibrował na brzuchu i sięgnąłem po niego. Wiedziałem, że to Emily. Moja piękna, miła, zielonooka Emily. Odblokowałem telefon i kliknąłem na powiadomienia. 1 nowa wiadomość, od Ems xx: "Szczerze ... ? To nie...". Westchnąłem... Nie jest szczęśliwa z kimś takim jak ja. Ciągle mnie nie ma, gdy ona mnie potrzebuje. Odpisałem szybko.

Słuchałam ich piosenki - More than this... Ile się zmieniło, przez jedngo chłopaka... I to jakiego chłopaka ! Przystojnego, słodkiego Nialla. Który tak bardzo uwielbia moje oczy... Telefon wydał, krótki jednoznaczny dźwięk smsa. Od razu sięgnęłam po niego. "Dlaczego ?" - Niall. Pewnie doskonale wie, dlaczego. Ale pyta, wciąż pyta. Zawsze chce, jak to On ujął:
"Choć będę czasem wiedział o co chodzi, zawsze zadam ci pytania typu 'dlaczego, po co, na co, za ile, z kim, co, czemu ?'. Żebym nigdy się nie pomylił. Żebym znał cię tak dobrze, jak Twój najlepszy przyjaciel.". Poczułam, że jakiś mokry płyn spływa mi po twarzy. Starłam go pośpiesznie i odpisałam.

Już przewidywałem co odpisze. Wziąłem głęboki oddech. Chłopaki się wygłupiali, żartowali. Ja nie potrafiłem. Nie było jej przy mnie. Mojej miłości życia. Tak bardzo za nią tęskniłem... Kolejny sms...
"Dlaczego ? Bo nie ma Cię przy mnie. Nie mogę poczuć zapachu Twoich perfum. Nie mogę ujrzeć Twojego słodkiego uśmiechu, który zawsze mi poprawia humor. Nie mogę poczuć jak mnie przytulasz... Przepraszam, że Ci to piszę. Akurat dziś... Ale tak bardzo za Tobą tęsknie.
A Ty ? Jesteś szczęśliwy ?
". Czytałem, tego sms'a raz, drugi, trzeci... I za każdym razem ściskało mnie za serce. Chciałbym ją móc teraz przytulić. Objąć. Powiedzieć jak bardzo ją kocham. Wiem, że za mną tęskni... Bo ja za nią też. Poczułem, że łza spływa mi po policzku. Przetarłem ją rękawem i odpisałem.

O mało nie usnęłam. Było dosyć późno, już leżałam w łóżku, ale nie chciałam iść spać. Jutro będę mogła obejrzeć mojego Nialla w telewizji. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie jak skacze, jak szalony po scenie. Śpiewa, wygłupia się... Ocknął mnie dźwięk sms'a. Światło bijące od wyświetlacza, odrobinę mnie oślepiło, ale szybko się przyzwyczaiłam i przeczytałam.
"Tak bardzo za Tobą tęsknie. Czy ja jestem szczęśliwy ? W obecnej chwili nie. Nie rozumiem jak możesz być z kimś takim jak ja. Nie ma mnie przy Tobie, gdy mnie potrzebujesz... Co ze mnie za chłopak... ? Pewnie mi odpiszesz: To nie prawda. Nie myśl tak o sobie. Ale taka jest prawda... No.. Mniejsza o to...
Wiesz, jak bardzo Cię kocham ? :* I gdy już wrócimy z tej przeklętej trasy, zabiorę Cię, gdzie tylko będziesz chciała. P.S. Jutro oglądaj nasz koncert. Będzie dla Ciebie niespodzianka. I nie pytaj jaka. Jutro się dowiesz xoxo
" Hę ? Przeczytałam jeszcze raz i odpisałam.

Myślałem z zamkniętymi oczami o Emily. Gdy pierwszy raz ją zobaczyłem w tej kafejce "Infection". Siedziała z Ally. Wiedziałem, że Ona jest Tą Jedyną. Westchnąłem i odczytałem sms'a.
"I Ci tak odpiszę; Nie mów tak. Jesteś kimś najwspanialszym. Czymś najlepszym, co mnie w życiu mogło spotkać. Kocham Cię. I to tak bardzo. xx
Nie musisz mnie nigdzie zabierać. Wystarczy, że mnie mocno przytulisz i powiesz, że mnie kochasz... :* Jestem bardzo zmęczona. Idę już spać.Ty też się kładź. Jutro przed Nami wielki dzień. Dobranoc, Kocham Cię xo.
I pozdrów tych głupków :) xx
"
Uśmiechnąłem się i odpisałem jej szybko, żeby jej nie obudzić, gdyby zasnęła: "Obiecuję, że od razu na lotnisku tak zrobię. :* Dobranoc. Tak, już się kładę z tymi orangutanami obok. Kocham Cię xx Śpij dobrze. xoxo". Położyłem telefon na półce, obok łóżka, wstałem i poszedłem do chłopaków.
Wygłupiali się, siedząc na łóżkach. Śmiali się w najlepsze, gdy nagle zobaczyli mnie. Liam przyjrzał mi się badawczo i spytał:
- Niall, Ty... - zaczął, lecz przerwał, badawczo znów oglądając mnie od góry do dołu, jakby upewniał się, że może zadać to pytanie. - Płakałeś ?
- Nie... - odparłem, bez entuzjazmu, nawet nie chciało mi się ich dobrze okłamywać.
- Przecież masz oczy napuchnięte, widzimy. - dodał Zayn. A Harry i Louis im przytaknęli.
- Emily... Tęsknie za nią. Tyle. - odparłem padając na łóżko Louis'a.
Chłopcy przytaknęli mi. Wiedzą dobrze, co to znaczy. Każdy z nich już coś takiego przeżywał.
- Ej. Coś wspominałeś, czy mógłbyś wykonać solo, co nie ? - powiedział nagle Harry. Przytaknąłem.
- Dla Emily, prawda ? - dodał Zayn.
- Akustycznie. - odparł Louis.
Znali mnie tak dobrze. Nie musiałem nic mówić, żeby wiedzieli, że to właśnie chciałem zrobić.
- I pewnie piosenka "What makes you beautiful" lub "I wish".. - powiedział nagle Harry.
- Stand up - odpowiedziałem. - To ulubiona piosenka Emily. Jedna z ulubionych.
- Nasz Głodomor się zakochał. I to nie na żarty. - zaśmiał się Liam. Nie wytrzymałem i walnąłem go poduszką.



***

  Weszłam do szkoły, a mój telefon zawibrował. Zdjęłam kurtkę i odczytałam wiadomość.

"Witam x. Co powie, belleza na kawę dziś ze mną? ~ Burkely x."
Uśmiechnęłam się i odpisałam, że chętnie. Napisałam także, żebyśmy spotkali się w London Cafe, przy Tower Bridge. To była jedna z moich ulubionych kawiarenek.
 Weszłam do szatni, gdzie było już kilka osób. Przywitałam się z kumplami i wyszłam. Skierowałam się pod salę gimnastyczną. Wiele dziewczyn patrzyło na mnie wściekłym i zazdrosnym wzrokiem. Niektóre po prostu leciały po mnie wzrokiem i olewały.
- Emily! Emily, zaczekaj! - usłyszałam za sobą krzyk i odwróciłam się. Czarnowłosa dziewczyna stanęła przede mną z szerokim uśmiechem.
- Cześć Alex, co tam? - zagadnęłam.
- Cześć, cześć. Wszystko w porządku, jakoś leci. A tam?
- Też nie mogę narzekać. - odparłam i posłałam jej ciepły uśmiech.
- Słuchaj bo mam taką sprawę. - zaczęła speszona.
- No, dawaj. Nie gryzę. - ponagliłam ją.
- A kto cię tam wie. - zaśmiał się kpiąco przechodzący obok nas Robert.
Wymierzyłam w niego ostrzegawcze spojrzenie i klepnęłam go w ramię. Pokazał mi język.
- Idę pod gimnastyczną. Jest tam Luke? - spytał. Wzruszyłam ramionami.
- Ja tam jeszcze nie byłam.
- Luz, to idę. - puścił mi oczko i oddalił się od nas.
- No, co tam za sprawa? - zwróciłam się do czarnowłosej.
Alex jako pierwszoklasistka, była dość wysoką dziewczyną. O ciemnej karnacji i mocno zielonych oczach. Włosy miała niezwykle proste. Jakby je paliła prostownicą dobrą godzinę.
- Bo wiesz, nie uznaj mnie za wścibską i w ogóle, ale wiem, że ty i Niall...
- Chodzimy? - wtrąciłam jej w zdanie. Przytaknęła.
- Dokładnie, a ja i moja przyjaciółka jesteśmy fankami One Direction...
- Załatwić ci autograf, tak?
- Jakbyś mogła. Wtedy, gdy zobaczyłam Niallera, o mało nie padłam, ale udało mi się zachować zimną krew. - powiedziała.
- Nie ma sprawy. - uśmiechnęłam się szeroko, a ona jeszcze szerzej.
- Jeju, jeju! Dziękuję! - zapiszczała i pognała w kierunku schodów. Zaśmiałam się i ruszyłam na blok sportowy.

   Po lekcjach Luke podwiózł mnie swoim motorem pod sam dom.
- To co masz zamiar robić przez te dwa miechy? - zagadnął, gdy zsiadałam z Kawasaki. Wzruszyłam ramionami.
- Sama nie wiem.
- Może jakaś domówka? - zagaił. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Czemu nie.
Miałam bardzo mało czasu ostatnio dla przyjaciół. Szczególnie dla Roba i Luke'a. Wcześniej widywaliśmy się tak często jak tylko mogliśmy. Czyli prawie każdego dnia. A to siedzieliśmy u kogoś w domu, a to do kina, na kręgle. Rob i Luke byli dobrymi przyjaciółmi. Wiem, że skoczyli by za mną w ogień, a ja za nimi. Dlatego też czułam się źle z tym, że ich tak zaniedbałam.
- Domówkę robi Jared, a że mam na niego trochę haków, to zapraszam też swoich przyjaciół.
Jared był starszym bratem blondyna. Rzadko bywał w domu, gdyż już studiował. Luke odziedziczył po bracie geny do balowania. Obydwaj byli typami podrywaczy i zalotników, oraz mieli nieziemskie poczucie humoru.
- To u mnie w sobotę o dziewiętnastej, okej? - spytał, gdy podałam mu kask. Przytaknęłam i pocałowałam go w policzek.
- Dzięki za podwózkę.
- Zawsze do usług, pani Horan. - zaśmiał się, poruszając w zabawny sposób, brwiami.
Wzniosłam oczy ku niebu i pomachałam mu na pożegnanie. Odmachał mi i odjechał.


 Weszłam do kawiarni równo z czasem. Uznałam, że na wypad na miasto z nowo poznanym kolegą mogę się ładnie ubrać. Założyłam czarne spodnie, do tego czarną koszulę ze złotymi guziczkami oraz koronką do połowy pleców. Na to zarzuciłam długi czarny sweter. Ostatnio zaczęłam chodzić w czarnych kolorach. Spodobał mi się ten kolor.
  Zrzuciłam z siebie płaszcz i kremowy komin. Zawiesiłam na wieszaku i ruszyłam do stolika, gdzie już siedział Burkely.
- Hej. - przywitał się z promiennym uśmiechem, na którego widok i ja się uśmiechnęłam.
- Cześć.
Kelnerka imieniem Rosemary podeszła do naszego stoliczka, by przyjąć zamówienie.
- Ja poproszę dużą czarną i kakaowca. A ty?
- Dla mnie szarlotka i gorąca czekolada.
Rosemary skinęła głową i wsunęła notesik w długopisem do kieszeni spodni.
- Na jeden rachunek, czy dwa? - spytała, nim odeszła.
- Jeden. - odparł szybko Burkely. Kelnerka oddaliła się od nas, a mój towarzysz posłał mi ciepły uśmiech.
- Nie trzeba. - westchnęłam.
- Pozwól mi zapłacić. - mruknął.
- Ale to nie jest w żaden sposób randka. - uprzedziłam, upijając łyk gorącej czekolady, którą właśnie szatynka przyniosła do naszego stolika.
- Oczywiście.
Nialler, nie powinien być zazdrosny o to, że spotkałam się na kawie i ciastku ze znajomym. Pewnie zrobi mi wyrzuty jeśli się dowie, lecz kto mu o tym powie? Czy będzie to okłamanie mojego chłopaka? No przecież nie robię nic złego. Rozmawiamy, śmiejemy się. Poznajemy swoje zainteresowania.
Czy to złe?
 Właśnie śmiałam się do łez z historii, którą opowiedział Burkely, z czasów swojego dzieciństwa, gdy zabrzęczał mój telefon. Grzecznie przeprosiłam, i odczytałam wiadomość.


"Fajnie się bawisz? Najpierw Zayn, a teraz Burkely?"

Spojrzałam na nadawcę "Pezz". No tak. Mogłam się spodziewać, ale skąd wiedziała?
Odwróciłam głowę w stronę wejścia. Przy stoliku na zewnątrz siedziała Perrie.
- Przepraszam cię na moment. - powiedziałam.
- Coś się stało?
- Nie. Nic. Muszę pilnie jedną sprawę załatwić z moją koleżanką. - posłałam mu przepraszający uśmiech. Uśmiechnął się pokrzepiająco i ponaglił.

  Wyszłam przed kawiarnię przy Tower Bridg, z założonymi rękami.
- Pezz, nie wiem co masz do mnie, ale mogłabyś dać spokój. Nie wiesz jak Zayn przez ciebie cierpiał, rozumiesz ?! - syknęłam.
Blondynka spojrzała na mnie spode łba. Udałam, że tego nie zauważyłam.
- Oh, ciekawe jak Nialler zareaguje na twoje spotkanie z Burkely'm. - uśmiechnęła się kpiąco. Zacisnęłam usta w wąską linię.
- Czego chcesz?
- Ja? Niczego! Chcę, jedynie byś nie podrywała Zayna, trudno zrozumieć?
- Chyba żartujesz! Zayn jest dla mnie jak brat! A to, że ty jesteś jakaś inna i ci jebie w głowę, to już tylko i wyłącznie twoja sprawa. Malik cię kocha, a ty go olewasz i traktujesz jak śmiecia. Chyba coś tu jest nie halo.
Perrie mina zrzedła. Spuściła głowę i potarła oczy. Po jej policzkach spłynęły łzy.
  Co jej odwaliło? OK, rozumiem. Mogła się wściekać, że całowałam się z Zaynem, ale i tak on ją kochał nad życie. Zayn biedny chodził przygnębiony i smutny...
" - Zrozum... - powiedziałam błagalnie.
- Próbuję. - odmruknął.
- Właśnie widzę jak się starasz... - syknęłam sceptycznie. Spojrzałam na ułamek sekundy w jego oczy, by potem odwrócić się do niego plecami. - To jest twój "brat", spróbuj go zrozumieć. - powiedziałam spokojnie, po minucie ciszy.
Niall westchnął i dałabym sobie rękę uciąć, że właśnie wywrócił oczami.
- Tak, ale wszyscy mu mówiliśmy, że Perrie, jest... - mruknął, ale przerwał mu ktoś, wciśnięty do naszej rozmowy.
- Fałszywa ? - dokończył ciemnowłosy i usiadł na wprost nas, wyciągając nogi na stolik do "kawy".
- Zayn... - zaoponowałam. Zamilkłam, gdy zobaczyłam w jego oczach ból. Wstałam i usiadłam obok niego, łapiąc go za ręce.
Westchnął ciężko, po czym stłamsił w ustach przekleństwo. Spojrzałam na blondyna, który tępo wpatrywał się w swojego najlepszego przyjaciela. Niall, czując, że mu się przyglądam, przeniósł wzrok na mnie. Z ruchu jego warg wyczytałam "Ona go stłamsiła." Przełknęłam gulę, tkwiącą w moim gardle, by nie wybuchnąć płaczem.
Zayn nie płakał. On to wszystko przeżywał wewnątrz. Jego umysł walczył zawzięcie z sercem, o sprawiedliwość. Gdy Zayn, trzymał stronę umysłu i zdrowego rozsądku, bolało go serce. Gdy zaś, przeszedł na stronę serca, umysł z psychiką wysiadały...
Podniosłam jego lewą rękę i położyłam ją sobie na ramieniu, wtulając się w zimne ciało Malika. Oparł brodę o czubek mojej głowy i powiedział w przestrzeń:
- Wiem. Wiedziałem to, ale ją kochałem... I myślałem, że ona kocha mnie. - szepnął, a na czubek mojej głowy spadła kropelka płynu. Ciemnowłosy podniósł głowę i spojrzał na Niall'a. - Uwierz mi, Niall. Na prawdę chciałem, z nią się rozstać... Ale za bardzo ją kochałem. - odparł drżącym głosem. - Kocham... - poprawił się i wstał.
 Naparłam na jego dłoń, którą nadal miał wplecioną w moją. Pociągnęłam go lekko w dół, ale na cóż było moje lekkie pociągnięcie, gdy on był o wiele silniejszy? Wyswobodził dłoń z uścisku i przeszedł między kanapami.
- Dokąd idziesz ? - spytałam, odprowadzając go wzrokiem.
Zayn odwrócił się do nas i przywdział swoją maskę. Tą, która oddzielała nas od "starego Zayna".
- Nie mogę was dłużej obciążać moimi rozterkami. - powiedział, głosem wypranym z emocji. - A szczególnie ciebie. - spojrzał na mnie znacząco. - Za dużo razy, szarpałaś sobie nerwy i wiele razy przeze mnie cierpieliście obydwoje. A ja nie chcę, by moja najukochańsza siostra, zaniedbywała swój związek. - powiedział z kamiennym wyrazem twarzy i wyszedł z domu, zarzucając jeszcze przed zatrzaśnięciem drzwi, swoją jeansową kurtkę.
Niall przeskoczył przez stolik i wziął mnie w swoje obięcia.
- Zayn da sobie radę. - pocieszał mnie, lekko kołysając.
- Ale to jest mój brat... - szepnęłam, wycierając łzy z policzka.
- Tak jak i mój. On musi teraz pobyć sam. Musi to sobie wszystko poukładać. - powiedział, po czym westchnął i pocałował mnie w czoło."

  Wspomnienie z tamtego popołudnia, przemknęło mi przez umysł. Zerknęłam wściekła na szanowną panią Edwards.
- Emily zrozum! Nie wiem co mi się działo... Po prostu zaczęłam się denerwować, że mogę Zayn'a stracić. On tak dobrze się z tobą dogadywał, jeszcze ten wasz pocałunek... - zawiesiła wzrok na swoich bransoletkach.
Przyjrzałam jej się badawczo.
- Perrie. - zaoponowałam, lecz ona nawet na mnie nie spojrzała. - Wiesz jak Zayn się czuł? On się obwiniał za wszystko. Nawet o to, że to przez niego się wtedy pokłóciłyśmy. - wykonałam dziwny gest ręką i wcisnęłam dłonie w kieszenie swetra.
- Wiem... - powiedziała cicho.
Podniosła wzrok. W jej oczach kryła się nadzieja i ból, oraz tęsknota. Łzy spływały po jej policzkach.
- Rozmawiałaś już z Malik'iem? - spytałam po chwili.
- Tak. Ale on nie chce słyszeć o tym, że to wszystko moja wina.
Cmoknęłam cicho. Uwielbiałam Perrie. Nawet wtedy, gdy raniła mojego najlepszego przyjaciela. A Zayn czuł się przy niej taki szczęśliwy! No nie zawsze, ale tak się cieszył na każde spotkanie z nią.
Nie mogłam, nie wybaczyć Perrie. Choć jej zachowanie wprawiało mnie w wściekłość, to zauważyłam, że kilka dni po ich zerwaniu zaczęła się zmieniać. Na dobre. Patrzyłam na nią smutnym wzrokiem.
Po moich policzkach także spłynęła łza. Do oczu cisnęły mi się kolejne.
- Oh, Perrie. - wyjąkałam.
Podniosła wzrok. Posłałam jej blady półuśmiech.
Odwzajemniła go i wpadłyśmy w swoje ramiona.
- Tak bardzo, cię przepraszam za to wszystko co narobiłam. - wyłkała przez łzy.
Postronni obserwatorzy patrzyli na nas jak na jakieś nienormalne. I to jeszcze Perrie Edwards z dziewczyną Horana !
- Chciałam cię bardzo przeprosić. Nigdy więcej tak się nie zachowam. - jąkała się przez łzy.

- Dobrze, dobrze. Wierzę ci. - powiedziałam.
Oderwała się ode mnie i posłała mi delikatny uśmiech. 
- Kto by pomyślał, że mi tak szybko wybaczysz, po tym... - odparła. Wzruszyłam ramionami lekko. - Przepraszam, że zajęłam ci czas. A ten Burkely...
- To tylko znajomy. - uprzedziłam. - Spotkaliśmy się na kawie. To chyba nie zbrodnia?
Przytaknęła głową.
- Uważaj jedynie. To jest typ podrywacza.
- Jestem już dużą dziewczynką Pezz. - wzniosłam oczy ku niebu.
- Niall ci ufa. - powiedziała. Przytaknęłam lekko głową. - Lecę. Pa. - dodała, przytulając mnie. - Mówię ci, nie daj się jego słodkim gatkom.
- Yhym, paa! - odparłam, machając jej. Odwróciłam się i wróciłam do czekającego na mnie w kawiarni Burkely'ego.





   Jestem pewna, że każda z Was oglądała filmik z Ghany. Ja oglądałam po kilkanaście razy i ryczałam jak głupia. Aż mnie głowa rozbolała od płaczu. Jestem z chłopców tak cholernie dumna. :')
 Dodatkowo teledysk do One Way Or Another ! Ja myślałam, że nie wyrobię. Normalnie jak zobaczyłam nagiego Niallera... *o* Huh, zgon na miejscu!! ♥ Teledysk tak samo poszurany jak nasi chłopcy. No, ale za to ich kochamy. ♥

  Piosenka czterdziesta czwarta. Dość chaotyczna, za co przepraszam. Jeju, dziękuję za 26 obserwujących, ponad 15 700 wyświetleń! ;') Nawet nie wiecie jaką radość mi to sprawia. Niestety, jest jakieś "ale", do którego się przyczepię. Jest mało komentujących, co mnie na duchu nie bardzo podnosi... :x
  No nic. Komentujcie kochani, komentujcie! ♥ 12 kom = nowa piosenka. 
                                                                                   Kocham, Nils. ♥

niedziela, 17 lutego 2013

Piosenka czterdziesta trzecia

  *Emily*
  Obudził mnie głośny dzwonek budzika. Z niechęcią go wyłączyłam. Najchętniej zakryłabym się kołdrą i przespała cały ten dzisiejszy dzień. Wyjątkowo dziś nie szłam do szkoły. Chłopcy dziś wylatywali...
Starłam łzę z policzka i podniosłam się do pionu. Przetarłam zaspaną twarz, ziewając przeciągle. Dziś. To już dziś. Dwa miesiące. Ciągle o tym myślałam, zamiast myśleć o czymś przyjemniejszym. No, ale o czym tu myśleć, gdy miłość twojego życia musi cię opuścić na głupie dwa miesiące? Takie życie gwiazdy.
- A zamknij się już, głupi umyśle. - syknęłam, sama do siebie. Zeszłam na dół, by coś zjeść. Zrobiłam szybko grzanki. Posmarowałam masłem, które powoli roztopiło się pod wpływem, gorących kanapek. Wzięłam ketchup pod pachę i z talerzem, pełnym grzanek poszłam do pokoju. Ubierając się, w miarę szybko, przegryzałam moje "śniadanko".
Ubrana i wyszykowana, wybiegłam na autobus. Tylko się nie spóźnij, głupi autobusie! Ani nie bądź za wcześnie!
Gdy już zajęłam swoje miejsce, wpatrywałam się w pochmurne niebo. Tak, akurat dziś. Wszechświat odczuwał, nasze przygnębienie. Oj, Rebecca, ty debilko! Przestań o tym myśleć!, krzyczałam na siebie w myślach. Pomyśl o czymś normalnym, nakazałam sobie.
Wysiadłam niespełna kilometr od domu chłopców, wcisnęłam słuchawki i ruszyłam szybkim krokiem w stronę, białego domku, w głębi drzew. Po chwili już byłam na miejscu. Nacisnęłam przycisk dzwonka. Nie musiałam czekać długo. Drzwi otworzył mi, jak zwykle uśmiechnięty Paul. Uściskał mnie mocno i zaprosił do środka. Kurtkę jak i torbę, rzuciłam niedbale na kanapę. Przeskakując po dwa schodki, pobiegłam na górę. Od razu skierowałam się do pokoju mojego ukochanego. Otworzyłam z impetem drzwi, a tam: Horan siedzący na ziemi, z dwoma otwartymi walichami i wszystko porozrzucane po pokoju.
- Ale jesteś bałaganiarz! - skarciłam go, a on rozpromienił się na mój widok. Wstał w ułamku sekundy i objął mnie mocno ramionami. Gdy już mnie wyściskał, namiętnie wpił się w moje wargi. Przyciągnął mnie do siebie. Biło od niego tęsknotą. Straszną tęsknotą, choć jeszcze się nie rozstaliśmy.
- Jedź z nami. - poprosił, wpatrując się w moje oczy. Jego zaszkliły się łzy. Mała kropelka płynu, kapnęła na jego tors. Przybliżył do mnie głowę, tak, że nasze czoła stykały się ze sobą. - Będę tęsknić. - szepnął. - Będziemy rozmawiać na skypie, przez telefon, w każdej wolnej chwili! - obiecał, lekko histerycznym głosem. Pogładziłam go po włosach i wtuliłam się w jego tors.
- Chodź pomogę ci z tym bałaganem. - powiedziałam szybko, by nie wybuchnąć płaczem. Lekko przytaknął głową i usiedliśmy na podłodze.
Zaczęłam składać rzeczy Nialler'a. Był strasznie podekscytowany trasą. Cieszył się jak małe dziecko. Wystarczyło zagadnąć, że takie trasy to na pewno coś fajnego. Od dziesięciu minut jadaczka, mu się nie zamykała. Nadawał jak nakręcony. Uśmiechałam się pod nosem, by nie zbić go z pantałyku. Mówił tak podekscytowanym głosem, że nawet nie zwracał uwagi, że zaczęłam się z niego śmiać. Gdy w końcu wybuchnęłam głośnym śmiechem, zerknął na mnie jak na idiotkę.
- Co w tym zabawnego? - obruszył się.
- Nic. - śmiałam się, wycierając łzy z moich polików. Pokręcił obrażony głową. Wyciągnął do mnie rękę, by mi pomóc wstać. Posłusznie złapałam za jego dłoń. On przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno.
- Za dwadzieścia minut schodzicie z walizkami! - rozkazał, donośnym głosem Paul, a mi łzy stanęły w oczach. Zamrugałam kilkakrotnie, by się ich pozbyć.
- Chodź skończymy cię pakować. - powiedziałam, ściskając jego dłoń.

*Niall*
  Oczywiście, gdy pakowaliśmy nasze bagaże do busa, który miał nas przewieźć na lotnisko, było masę zabawy. Wygłupialiśmy się, darliśmy. Louis jak zwykle mądry żartowniś, odblokował walizkę Liam'a i gdy ten, pakował swój bagaż, ten niesfornie otworzył się i wszystkie jego ciuchy wypadły na ziemię. Louis zaczął się śmiać, lecz Payne'owi nie było tak do śmiechu. Paul uderzył Louis'a w plecy i kazał sprzątać, ten zwiał do łazienki i się tam zamknął. Co za debile.
- Ruszcie dupska, dzieciaki. O siedemnastej mamy wylot, nie możemy się spóźnić. - powiedział Paul, zasiadając już za kierownicą. Wpakowaliśmy się do samochodu. Droga do Luton nie zajęła nam długo. Na pewno nie dłużej niż oczekiwaliśmy. Paul postarał się o prywatny samolot, więc nasza odprawa nie trwała więcej niż dwadzieścia minut. No, może przesadziłem. Do czterdziestu minut trwała. Emily, Danielle i Eleanor przepuścili bez żadnego problemu.
Tylko czekaliśmy teraz, aż nasze bagaże załadują, a to nie powinno trwać długo. Emily wciąż przytulona do mnie, przedrzeźniała się z Louis'em, który mówił, że jeszcze dziś będziemy rozmawiać ze trzy razy przez telefon i na skypie. Otworzyłem batona, zakupionego przez Zayn'a i odgryzłem kawałek. Louis odpakował swoje czekoladki i zaczął się zajadać.
- Tommo? - zagadnąłem. Spojrzał na mnie spode łba. - Mogę jedną? - spytałem ze słodkim uśmiechem.
- Nie. - odparł i schował za siebie czekoladki, w obawie, że mu zabiorę.
Wzniosłem oczy ku niebu i dokończyłem swojego batonika.
- Loui, mogę? - spytała Ems. Tomlinson pokręcił przecząco głową, wpychając sobie do buzi kolejny kwadracik czekolady.
- A ja mogę? - spytał Hazza, ze słodkim uśmiechem. W jego policzkach pojawiły się dołeczki, których mu cholernie zazdrościłem.
- Masz. - powiedział Loui, po chwili wahania. Wysunął do niego pudełko, a Loczek triumfalnie wziął "należne" mu słodkości.
- Tak to się robi. - powiedział do nas, mieląc słodkość. Emily pokazała mu języka, a on jej.
- Panie Higgins, już wszystko gotowe. - powiedziała stewardessa. Paul kiwnął głową i podziękował.
Powoli z Emily wstaliśmy. Wtuliła się we mnie, jak byśmy żegnali się i mieli już nigdy nie zobaczyć. Spojrzała na mnie, a po jej policzkach pociekły łzy.
- Będę tęsknić. - powiedziała przez płacz. Po moich policzkach, także spłynęły krople płynu. Starła je opuszkiem palca.
- Ja też kochanie. - powiedziałem, całując ją w czoło. Pocałowałem ją w powiekę, a następnie w policzek. By na sam koniec, złożyć namiętny pocałunek na jej ustach.
Zamknąłem oczy. Chciałem nacieszyć się ostatnią chwilą z moim życiem. W tym momencie trzymałem swoje życie w ramionach. Gdyby nie to, że jest wciąż rok szkolny, a Em zaraz ma próbne egzaminy, już byśmy wspólnie lecieli samolotem.
- Kocham cię, Nialler. - powiedziała czule
- Kocham cię. - odpowiedziałem. - Uważaj na siebie. - dodałem, całując ją w czubek głowy. Sięgnąłem po mój plecak. Przerzuciłem go przez ramię.
Do Emily podeszli chłopcy. Każdy pożegnał się z nią z osobna, po czym przytuliliśmy się wszyscy razem. Powoli ruszyliśmy w stronę samolotu.
- Uważajcie na siebie. - powiedziała Danielle, machając do nas. Odmachaliśmy. Wciąż patrząc na Emily, poruszyłem ustami, wymawiając bezgłośnie "Kocham cię". Krzyknęła za nami "Ja cię też" i weszliśmy po schodkach do samolotu.
  Teraz musimy wytrwać dwa miesiące.

  Czasem rozłąka jest dobra. Może umocnić nasz związek, jeżeli jest on prawdziwy. To taka próba czasu, dla nas, której żadne z nas nie chciało. Najlepsze jednak będzie, gdy się spotkamy. Już nie możemy się doczekać, aż po dwóch miesiącach, ponownie będziemy mogli poczuć swoje usta na swoim wargach.
*Emily*
  Te dwa miesiące miałam spędzić na nauce. Musiałam się przyłożyć, by dobrze napisać próbne. Ale jak tu się skupić, gdy miłość Twojego życia jest oddalona od Ciebie o tyle kilometrów?
  Powoli weszłam do domu. Rzuciłam niedbale torebkę na wieszak z kurtkami, gdzie zawiesiłam także moją czarną skórkę. Zerknęłam w stronę schodów. Charlotte właśnie wychodziła z Mike'iem do niego z pokoju. Boże, co on w tej dziewczynie widzi?!
- O hej, Emily. - przywitała się, ze sztucznym uśmiechem. - Nie wiedziałam, że jesteś w domu.
- Właśnie wróciłam. - odmruknęłam sucho.
- Twój chłopak już poleciał? - spytała promiennie. Miałam ochotę ją udusić. Czułam się okropnie. Tępa strzała! Głupia! Kto powiedział, że blondynki są puste? Akurat ta czarnowłosa, tępa dziewczyna, była wyjątkiem. W myślach właśnie strzelałam jej prosto w skroń, z małego pistoletu.
- Uhm. - mruknęłam w odpowiedzi. Mike zmierzył mnie chłodnym wzrokiem. Gdy tylko wróci do domu, pewnie strzeli mi wykład, że on wobec Nialler'a zachowuje się stosownie.
Niedbale w myślach, machnęłam na to ręką i ruszyłam do siebie do pokoju. Rzuciłam się z niechęcią na łóżko. Chciałam rozluźnić się i odpocząć. Uznałam jednak, że jest już zbyt późno, by się zdrzemnąć. Ruszyłam więc smętnie do łazienki i wzięłam długą, ciepłą kąpiel.
Wszystko robiłam machinalnie. Nie wkładając w to, większej energii, niż by wymagało.
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Rzuciłam się ku niemu i szybko odebrałam. Usłyszałam ten dźwięczny śmiech. Ten piękny, Jego śmiech.
- Niall? - pisnęłam do słuchawki.
-' Cześć kochanie. Właśnie wysiadamy z samolotu. - powiedział, wciąż roześmianym głosem. Mlaskał cicho, pożerając coś
- Co żresz? - spytałam. Jak dobrze, że już dolecieli.
-' Nic! - odparł z zapchaną buzi. Roześmiałam się. - Kochanie u was jest już późno, czemu nie śpisz? - spytał nagle.
- Nie mogę zasnąć.
-' Kochanie spróbuj. Jutro pogadamy na skypie, OK?
Westchnęłam cicho. Po moim policzku spłynęła samotna łza. Boże, czemu ja się tak użalam? Gdybym tak o tym nie myślała, to bym nie była smutna. To dopiero pierwszy dzień. A te dwa miesiące? Co to dla nas. Powinniśmy być przygotowani na takie rzeczy. To było oczywiste.
-' Leżysz już? - spytał nagle. Mruknęłam ciche "Tak".
 Po drugiej stronie słuchawki, Niall przełknął głośno ślinę i zaczął śpiewać
-' It's gotta be you
Only you
It's gotta be you
Only you

Now girl I hear it in your voice and how it trembles
When you speak to me I don't resemble, who I was
You've almost had enough
And your actions speak louder than words
And you're about to break from all you've heard
Don't be scared, I ain't going no where

I'll be here,
by your side
No more fears,
no more crying
But if you walk away
I know I'll fade
Cause there is nobody else

It's gotta be you
Only you
It's gotta be you
Only you
. - przerwał, gdy usłyszał mój cichy szloch. - Kochanie nie płacz, proszę. Bo ja się zaraz rozpłaczę. - szepnął.
Przetarłam łzy z policzków. Poprawiłam poduszkę i przykryłam się po szyję.
-' Pośpiewam ci dopóki nie uśniesz. - powiedział, zatroskanym głosem.
- Kochanie na pewno jesteś zmęczony. - zaoponowałam.
-' Cicho. Ty jesteś ważniejsza. - powiedział głosem, nieznoszącym sprzeciwu. - A teraz próbuj usnąć. Proszę. Musisz być wypoczęta.
Zaczął śpiewać. Jego głos był cichy i lekki. Kojący, jednym słowem. Łzy wyschły, a serce przestało łomotać. Czułam jak powoli odpływam w krainę Morfeusza. Byłam już pomiędzy jawą, a rzeczywistością, gdy Niall szepnął:
-' Kocham cię, pamiętaj. Nad życie.

  Obudziłam się wtorkowym rankiem i rozejrzałam się po pokoju. Wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do łazienki. Wzięłam szybką kąpiel, zaczęłam suszyć włosy. Związałam wciąż wilgotne włosy w koka i popędziłam się ubrać. W tej chwili myślałam tylko o tym by nie spóźnić się na dworzec. Jennifer wraz z wujkiem Jacob'em jechali do jakiejś tam kuzynki wujka. Chciałam się z Jenn pożegnać i przekazać jej list od Hazzy.
  Zbiegłam na dół, wrzuciłam do torby bułkę maślaną. Nabazgroliłam na kartce, że popędziłam na dworzec, w dzielnicy King's Cross. Uśmiechnęłam się na myśl, ponownego pobytu w tamtym miejscu. Jako, że byłam ogromną fanką Pottera, to też ten dworzec, był dla mnie czymś wspaniałym.
Wyszłam prędko z domu i pobiegłam na autobus, który podwoził niedaleko dworca. Wsiadając do autobusu, wsadziłam słuchawki w uszy i włączyłam 'My Heart'.
  Mijałam ludzi. Masę ludzi. Każdy gdzieś śpieszył. Do pracy, do szkoły, na spotkanie. Śpieszą z życiem. Jakby bał się, że mu ucieknie. Robiąc wszystko na pośpiech, nie poprawiamy swojego życia. Nadajemy swojemu życiu pęd. Co prawda, i tak umrzemy, lecz nie za szybko? Zatracając się w obowiązkach, zapominamy o przyjemnościach. A przecież w końcu, powinniśmy się cieszyć życiem, bo żyje się tylko raz.
  Minęłam wysokiego ciemnowłosego mulata. Przez chwilę w głowie zamajaczyła mi myśl, że to Zayn. Odruchowo odwróciłam głowę, patrząc za chłopakiem.
  - Jak łazisz ?! - syknął ktoś, z kim się zderzyłam. Odruchowo ścisnęłam, kubek z sorbetem. Ten 'wybuchł' i ochlapałam przypadkowo, osobę przede mną.
Zerknęłam na chłopaka, wyjątkowo przystojnego, blondyna. Jego biała koszulka, opinająca się na muskularnej klatce piersiowej, została oblana niebieską cieczą.
- Cholera przepraszam. - szepnęłam w końcu, gdy ten próbował nieudolnie doczyścić plamę.
- Tsa. - prychnął.
Ja mu ze skruchą i staram się być miła (choć to on we mnie wpadł)! No co, za palant.
- Nie wiem jak u ciebie, ale u mnie liczy się kultura. - syknęłam z irytacją.
 Zerknął na mnie, z uniesioną brwią. Po chwili uśmiechnął się zawadiacko. Przyjrzał mi się uważnie, studiując każdą rysę mojej twarzy. Także przyjrzałam się, blondynowi, lecz nie przypominał mi kogoś, kogo mogłabym znać.
- Emily Christie ? - zagaił. Przytaknęłam ruchem głowy. - Jesteś dziewczyną Horana! - uśmiechnął się, dumny swojego odkrycia.
- A ty, to niby kto? - spytałam z lekką nutą sarkazmu. Jednak chłopak nie wyczuł go. Wciąż szczerzył się się, jak głupi.
- Burkely. - odparł. Uniosłam prawą brew. - Burkely Duffield.
- Nijak cię nie kojarzę. - mruknęłam.
- Ale o tobie i Niall'u, cały ćwierkacz teraz huczy. Jeszcze te wpisy Tomlinsona. - poruszył znacząco brwiami.
 Zarumieniłam się, domyślając jakie to Tommo mógł umieścić tweety...
- Ehym, sorry, ale śpieszę się. - powiedziałam, zerkając przez ramię Burkely'iemu.
- A może spotkamy się na kawę? - zagaił ze słodkim uśmieszkiem.
Mimowolnie cicho prychnęłam. Z uśmiechem wyjęłam kartkę i długopis, który zawsze leżał na dnie mojej torby, szybko nabazgroliłam swoim niedbałym pismem, mój numer. Podałam kartkę, uśmiechniętemu blondynowi. Puścił mi oczko i przesunął mi się z drogi. Przeszłam kilka metrów, a on za mną krzyknął:
- Miłego dnia, hermosa*. - powiedział, a ja rozbawiona pomachałam mu na pożegnanie i potruchtałam w stronę dworca, pod którym był zaparkowany już samochód wujka Jacoba.


  *Hermosa (tł. hiszp) - piękna.

  Witajcie, kochani. ♥ Huh, przez prawie dziesięć dni zwlekałam z piosenką, przepraszam. Wreszcie napisałam, dodałam. Jest. :)
  Chłopcy wyjechali, a Emily musi się wziąć za naukę. Jak myślicie, coś się wydarzy? :) A może wytrwają te dwa miesiące, bez żadnych przeżyć ? A może macie jakieś pomysły, na to, co może się stać ? :p Piszcie.
  12 komentarzy = nowa piosenka. ♥

                                                                                    Kocham, Nils. ♥   

piątek, 8 lutego 2013

Piosenka czterdziesta druga.

  Weszłam z impetem do łazienki. Danielle biła się z Jenn o jedyną szczotkę, która była w łazience, a El siedziała na pralce i się im przyglądała.
- Co tam mysze? - spytałam z uśmiechem.
Eleanor wzruszyła ramionami, a Dan wskazała palcem na Loczkowatą i syknęła:
- Ona nie chce mi dać szczotki!
Roześmiałam się głośno i wyrwałam Jenn szczotkę i rozczesałam sobie włosy. Loczkowata i tancerka, zmierzyły mnie groźnymi spojrzeniami.
- Ohoho. No to sobie Ems nagrabiłaś! - zaśmiała się złowrogo brunetka i zsunęła się z pralki. - Tak w ogóle, to macie jakiś pomysł na pożegnanie chłopaków? - spytała, poprawiając włosy.
- Pomysł? Nie wystarczy ich pożegnać, a na przywitanie coś urządzić? - spytała Dan. Przytaknęłam, a Jenn się skrzywiła.
- Ja to w ogóle nie chcę ich żegnać. - odparła Loczkowata. Przytaknęłyśmy jej.
  Żadna z nas nie chciała się żegnać, z chłopcami. Dla dziewczyn to była pierwsza dłuższa rozłąka, a dla mnie i Jenn... To była nasza pierwsza rozłąka. I to jeszcze taka długa. Dwa miesiące, to dla nas nie lada wyzwanie.
Dwa miesiące miały minąć, nim się obejrzę. Miałam nadzieję, że nie wpadnę w jakiegoś dołka.
- Ej, no baby jedne idziecie ?! - zagaił już nieźle wstawiony Louis, zataczając się przy drzwiach łazienki. Oczy miał małe, a na twarzy głupkowaty uśmiech. El złapała się za głowę i pokręciła nią z dezaprobatą.
- Chodź ty głupi alkoholiku. - mruknęła i wzięła go pod rękę. - Zostawiłyśmy ich na niecałe dziesięć minut! - syknęła do nas i wyszła z Tomlinson'em, któremu nogi uginały się pod jego ciężarem.
Dan uśmiechnęła się zawadiacko, a Jenn wzniosła oczy ku niebu.
- Ja to jestem pewna, że Daddy się nie upił. - zaśmiała się ciemnooka, a Jenn zmroziła ją wzrokiem.
- Ja to się boję o Styles'a! - syknęła i wyparowała z łazienki.        
 Uśmiechnęłam się szeroko, co Dan zauważyła i odwzajemniła uśmiech. Jako jedyne byłyśmy spokojne, że nasi chłopcy nie wypiją do nieprzytomności i zachowają umiar. Niall nie pił, nie palił, był kochany, choć czasami nerwowy, ale zawsze starał się być jak najlepszym dla mnie.
 A Dan i Li byli wspaniałą parą. Zgraną, nie kłócącą się, kochającą. Aż miło, było na nich patrzeć. Bardzo chciałam, byśmy z Nialler'em tworzyli taką zgraną parę, bez żadnych takich kłótni, bo czasem to aż było nudne. Ale jak to mówią: "Kto się czubi, ten się lubi", nie?
- Chodź. - powiedziała tancerka i pociągnęła mnie za rękę. Na korytarzu natknęłyśmy się, na całujących się. Tomlinson z El obdarzali się namiętnymi pocałunkami. - Oh, rzygam miłością! - zaśmiała się Danielle w ich stronę i zeszłyśmy po schodach.
W salonie o dziwo, siedział trzeźwy Zayn. No może nie w stu procentach trzeźwy, ale jednak. Hazza spał jak zabity, na kanapie. Jenn wywiało. Pewnie się nieźle wkurzyła. Ugh! Znów się będą na siebie boczyć. I Hazza będzie wkurzony na cały świat, a Loczkowata będzie chodzić obrażona.
Usiadłam obok Nialler'a, który rozbawiony gawędził z przytomnymi. Olly siedział obok Liam'a i wcinał coś zawzięcie, a Niall... Niall nic nie jadł! Jeju, trzeba zapisać w kalendarzu!
- Ojej, kochanie, a ty nic nie jesz? - zagaiłam do niego z kpiącym uśmiechem. Pokazał mi język i pocałował w skroń.
- Myślę, że ani Styles, ani Tommo nam nie przeszkodzą w tym, co zaczynaliśmy. - wymruczał mi do ucha. Zaśmiałam się cicho i musnęłam jego usta.
- Która godzina? - spytałam.
- Po dwudziestej trzeciej. - odparł szybko blondyn, ciągle mnie całując.
Nagle w kieszonce mojej sukienki, zawibrował telefon. Zniechęcona wyjęłam samsunga i odczytałam wiadomość. "A mój przyszły zięć, nie ma zamiaru dziś odstawić mojej córci do domu? :)" ~ Tata.
Niall cmoknął niezadowolony i podniósł się z kanapy, ciągnąc mnie za sobą. Nikt jednak nie zwrócił na nas uwagi. Nawet najmniejszej. Niall podał mi płaszcz, a sam wciągnął na siebie, bluzę Liam'a.
- Ej, a wy gdzie? - spytał Murs, a Zayn spojrzał na nas zdziwiony.
- Muszę odwieźć już Ems. - odparł skwaszony blondyn. Szybko powiedziałam, że Tata będzie się martwił. Pożegnałam się z obecnymi.
Nialler, wplótł palce w moje i powoli ruszyliśmy w stronę drzwi. Na dworze lało, więc wręcz wbiegliśmy do Landrovera. Niall zmierzwił palcami swoje zmoczone włosy i uśmiechnął się do mnie lekko.
Odwzajemniłam uśmiech, całując go delikatnie w kącik ust. Silnik zawarczał i wyjechaliśmy w deszczowe uliczki Londynu.

*Narracja trzecioosobowa*
  Ronnie szła powoli między sklepami Centra. Słuchawki w uszach, w których dudniło 'Sweet Child O' Mine'. Ludzie mijali ją bez większego zainteresowania. No, pomijając niektóre nastolatki, młodsze od niej, które wpatrywały się w nią jak w zjawę. Miała ogromną ochotę pysknąć im, czy nie mają co robić. Lecz nie chciała mieć żadnych zatargów. No, bo po co? Mieć jakieś gówniane problemy, z jakimiś gównianymi małolatami?
Nagle jej jedną z ulubionych piosenek, przerwał dźwięk dzwonka. Zerknęła na wyświetlacz HTC. "Ice mum'. Tak miała zapisaną swoją mamę. Zabawne? Dla niektórych tak, dla innych nie. Ona lubiła tak mówić na mamę. Jeszcze zanim zmarł Tata... No, tak. Po rozwodzie rodziców wszystko powoli się rozkruszało. Powoli. Aż w końcu się rozsypało całkowicie. Połowę życia przeciekło jej niczym piasek przez palce. Nawet nie poczuła kiedy.
  Tak rozmyślając, o tym wszystkim, przypadkowo wpadła na człowieka. Już miała ochotę syknąć, coś w stylu: "Jak łazisz?!". Lecz, gdy tylko podniosła wzrok. Napotkała te ciemne, prawie czarne oczy. Głęboko osadzone w oczodołach. Myślała, że padnie. Boże! Jak takie piękne istoty mogą chodzić po ziemi?!
  Zachłysnęła się powietrzem i wydukała cicho: "Przepraszam". Chłopak o czarnej czuprynie i ciemnych oczach uśmiechnął się lekko. Matko! Poczuła jak jej głowa pulsuje! Ej, ej. Ronnie, weź się ogarnij, OK ?
- Nic nie szkodzi. - odparł, równie cicho, jak ona. Był wyższy od niej jakieś piętnaście centymetrów. Nie więcej. - Powinienem patrzeć, gdzie łażę. - dodał, po czym, jego uśmiech stał się szerszy. Veronica mimowolnie: także się uśmiechnęła.
- Ehm... - cmoknęła cicho, bo "Ice mum", dzwoniła po raz drugi. - Ja muszę lecieć. - dodała.
- To... - zaczął czarnowłosy, lecz blondynka mu przerwała.
- Do zobaczenia.
Gdy już oddaliła się od chłopaka na kilka metrów, odwróciła się. Patrzył! Patrzył za nią. Gdy ich spojrzenia się spotkały, pomachał jej. Nieśmiało odmachała i o mało się nie zabiła, potykając o powietrze.
- Boże, żeby tego nie widział. - błagała, idąc w stronę wyjścia. Czuła, że jej poliki płoną.
Wyjęła HTC i wystukała numer. "Jakiego boskiego chłopaka widziałam!", napisała szybko na dotykowej i wysłała. No, takiego przystojnego chłopaka, to jeszcze chyba świat nie widział!

*Emily*
Wyrywałam się i krzyczałam. Płakałam i wołałam, mojego Nialla. Którego właśnie chłopcy zabronili mi odwiedzić. Mi. Tej, którą tak kochał, szanował, pożądał, ubóstwiał. Kochał.
- Cicho. Rebecco, cicho. Nie płacz. - uspokajał mnie Liam, gdy Zayn owinął swoje umięśnione ramiona, wokół mojego ciała, żebym się nie wyrywała.
A ja łkałam.
Bo co innego może robić osoba, której ukochany tak kurczowo trzyma się życia ?

 
  Obudziłam się z zaschniętymi łzami na policzkach. Czułam jak serce wali mi tak szybko, że o mało nie wyrwało się z piersi. Oddychałam ciężko i spazmatycznie. Zamrugałam kilkakrotnie i przetarłam twarz. Powoli zsunęłam się z łóżka.
Poczłapałam powoli do łazienki i obmyłam twarz zimną wodą, na ocucenie. Rozczesałam posklejane, od lakieru, włosy i związałam w kucyka. Z łazienki przeszłam do pokoju mojego głupiego brata, wryłam się mu do łóżka. On coś wymruczał, że mnie zabije, ale obdarował mnie kawałkiem kołdry. Wtuliłam się w jego plecy i zamknęłam powieki.
- Wstawaj bambusie. - wychrypiał, zaspanym głosem.
- A w życiu. - odmruknęłam.
- No, weź.
 Z wielkim wysiłkiem przesunęłam go, o kilka centymetrów w bok, by zrobić sobie więcej miejsca. Położyłam się wygodnie. Mike przewrócił się na plecy i rozłożył prawą rękę. Położyłam się na jego obojczyku, a on przytulił mnie do siebie.

- Jaką piękną dziewczynę wczoraj widziałem. - wychrypiał.
- Jasne, taka piękna jak Charlie? - mruknęłam sceptycznie. Mike szturchnął mnie w bok i coś mruknął, że mam się zamknąć.
- Oo, jakie kochane rodzeństwo! - usłyszeliśmy głos Taty. Coś odmruknęliśmy, bez otwierania oczu. Tata jednym ruchem, ściągnął z nas kołdrę. Zaczęliśmy jęczeć, że się nad nami znęca i takie tam.
- Niedziela ojciec jest. Daj nam pospać. - mruknął zirytowany, czarnowłosy, z jednym okiem zamkniętym, a drugim otwartym.
- I co, że niedziela? Wstawać! - krzyknął i poodsuwał żaluzje.
- Jesteś okropny. - mruknęłam, przytulając się do niego. Tata pogładził mnie po głowie, śmiejąc się. - Dzwonił ktoś do mnie? - spytałam, przypominając sobie, że zanim wpełzłam do łóżka mojego brata, Tata mówił do kogoś "Oczywiście, przekażę, jak tylko wstanie. To do usłyszenia, cześć."
- Ta, Louis dzwonił, że masz się dziś u nich stawić. Przyjadą po ciebie koło piętnastej. - powiedział, wychodząc z pokoju. - To się pośpiesz, bo jest trzynasta.
  Uformowałam usta w literkę "o" i pobiegłam do łazienki. Jeszcze na w pół śpiąca, wlazłam do wanny.
  Szykując się powoli, myślałam, nad tymi dwoma miesiącami. Ostatnio nie myślałam o niczym innym. No tak. Wyjazd. Teraz wszystko kręciło się wokół chłopców. Ciuchy, próby i tak dalej. No, proszę! To w końcu bożyszcze nastolatek! Mam chłopaka, za którym szaleje masę nastolatek i zrobiłyby wszystko, by z nim być. No nie ma, co. Muszę być jakaś nie wiem... No, w końcu jest ze mną? Kocha mnie, troszczy się o mnie i takie tam.
Takie tam pierdoły, jak to w związkach bywa. Ha. Kochany mój blondasek. Wiecznie głodny, słodki, kochany, opiekuńczy. To jest najlepsze co mnie spotkało w tym, pomylonym życiu.
- No, Bejbi. Jest już za dziesięć. Pewnie zaraz przyjadą. - oznajmił Tata. Machnęłam niedbale ręką i poszłam do pokoju, by wziąć potrzebne rzeczy. Standardowo: komórka, słuchawki, portfel, lusterko, puder w kremie, chusteczki i klucze od domu.
Usłyszałam kilkakrotne uderzenie w klakson. Mocne trzaśnięcie drzwiczkami. Po chwili byłam już na dole. Nim chłopcy zadzwonili do drzwi, ja otworzyłam je.
Uśmiechnęli się szeroko. Czwórka, bez Liam'a.
- Gdzie Li? - spytałam, zerkając w stronę samochodu.
- Został biedaczek w domu. - odparł z uśmiechem Louis. Zaprosiłam chłopców do środka. Weszli witając się z Tatą i Mike'iem. Tata zaprosił ich do salonu, lecz grzecznie odmówili, mówiąc, że mają troszkę pakowania. Troszkę. Jasne. Dwa miesiące, to takie tam "troszkę".

*Niall*
  Już jutro miał być dzień, gdy się rozstaniemy na dwa długie miesiące. Czekałem z chłopcami na ten dzień od dawna. Nie sądziłem jednak, że po drodze spotkam miłość mojego życia. Rozeszliśmy się i zeszliśmy. Były wzloty i upadki. Miałem nadzieję, że te dwa durne miesiące miną szybko.
  Wyszliśmy wszyscy razem na taras, by cieszyć się wiosenną pogodą. Usiedliśmy na leżakach, ławeczkach. Rebecca usiadła obok mnie i wplotła swoje palce w moje. Ścisnąłem je znacząco.
Hazza zagaił, że moglibyśmy pośpiewać. Zgodziliśmy się, a Emily i Danielle, były rozpromienione. Uwielbiały nas słuchać. Harry popatrzył na mnie z wyczekiwaniem.
- Już. Już. Gdzie moje gitara ?- rozejrzałem się po tarasie, lecz nigdzie nie dostrzegłem mojej ciemno brązowej zabudowy.
Nagle Zayn wyszedł, przez szklane drzwi i po chwili wrócił z gitarą. Rzucił w moją stronę. Złapałem szybko, zgrabnie jedną ręką i z przepraszającym spojrzeniem, wyswobodziłem się z uścisku, blond piękności. Usiadła sobie kilkadziesiąt centymetrów ode mnie. Podsunęła kolana pod brodę i owinęła je ramionami.
Pociągnąłem za pierwsze struny, do "One Thing", a z gardła Liam'a wydobył się głos. Obserwowałem każdego z chłopców, z osobna. Każdy miał w sobie coś, co najbardziej zapamiętywałem. Liam poważną twarz i ciemne oczy. Hazza loki i zielone oczy. Louis zawsze uśmiech na twarzy, a Zayn był mulatem o pięknych czekoladowych oczach. Byli moimi przyjaciółmi, na jakich nigdy lepiej bym nie trafił.
Po nim włączył się Harry ze swoim kamiennym głosem.
'Shot me out of the sky
You're my kryptonite
You keep making me weak
Yeah, frozen and can't breathe
'
Harry wczuwał się w swoją rolę, chociaż nie był na scenie, ani na koncercie. Czasem irytowało mnie to jego zaangażowanie, lecz on po prostu od zawsze śpiewał, więc nic w tym dziwnego. Lokowaty spojrzał znacząco na Zayn'a, a on zabrał głos.
Do refrenu włączyliśmy się wszyscy. Szarpałem za struny, lekko wsytukując rytm stopą. Em, kiwała się lekko na boki, przy zamkniętych oczach.
Gdy nadeszła moja kolej, wciągnąłem szybko powietrze do płuc, aby nie zaciąć się. - Now I'm climbing the walls
But you don't notice at all
That I'm going out of my mind
All day and all night
- śpiewając czułem na sobie spojrzenia zgromadzonych. A szczególnie pewnej osóbki, po mojej prawej stronie. Przez nasze piosenki, mogłem jej przekazać wszystko, to co najtrudniej mi było wypowiedzieć. A najtrudniej mi było mówić o uczuciach. Kochałem ją tak bardzo, ale nie umiałem ująć to w odpowiednie słowa.
Gdy Louis przejął głos, wtedy odetchnąłem z ulgą. Trochę czułem, że mam lekkie rumieńce. Emily pogłaskała mnie wierzchem swojej dłoni po poliku. Chciałem złapać ją za rękę, lecz tym popsułbym utwór, więc wykorzystałem swoją silną wolę, powstrzymując się.
  Tak mało czasu nam zostało, by nacieszyć się swoją obecnością.