Nie ominęła mnie rozmowa z Tatą, który przywitał mnie już na schodach. Musiałam mu w skrócie opowiedzieć co robiliśmy. Ominęłam szczegół pocałunku, a raczej pocałunkÓW z Horanem i Tata dał mi spokój.
Popędziłam do siebie na górę i opadłam na łóżko. Ziewnęłam przeciągle i sięgnęłam po laptopa. Położyłam go sobie na kolanach i włączyłam.
Od razu włączyła skype'a, by zobaczyć czy jest Jennifer. Była. Chwilę później już z nią rozmawiałam. Oczywiście nie obyło się bez, kilkukrotnego wypchnięcia Mike'a z mojego pokoju.
- Dobra Jenn, ja się kładę bo jestem wykończona, a jutro jadę z Dadim na zakupy świąteczne... - mruknęłam, głośno ziewając.
- Idź, idź. Jutro spotykamy się po południu, czy wątpisz ? - spytała.
Spojrzałam na nią w ekranie lenova, przekrzywiając lekko głowę na prawą stronę. Włosy miała upięte w koka, a gdzieniegdzie niesforne loczki opadały na jej ramiona.
- Wątpię, ale Wigilia u nas, czy u was ? - spytałam.
Od kąd jestem w Londynie to nasza druga Wigilia wspólna, choć zanim wynieśliśmy się z Birmingham, gdy byłyśmy małe rodzina Eliotów, odwiedzała nas na święta.
- Nie mam zielonego pojęcia. Nie rozmawiałam jeszcze z rodzicami. - odparła, wzruszając ramionami. - To zdzwonimy się, prawda ? - nie było to pytanie, a raczej stwierdzenie.
Pokiwałam twierdząco głową, ponownie ziewając.
- Kładź się Ems. - rozkazała z troską.
- Tak, już się kładę. - odparłam, wskazując poduszkę.
- To, dobranoc mordko
- Śpij dobrze pyszczku.
Noc minęła mi z krzykami i wrzaskami. Lecz tej nocy nikt do mnie nie przybiegł i nie zaczął uspokajać. Zdziwiło mnie to trochę, lecz rano przy śniadaniu nie wspomniałam, ani słowem minionej nocy.
Uprzątnęłam po posiłku i szybko ubrałam się i wyruszyliśmy na zakupy.
Gdy wracaliśmy z zakupów świątecznych, poprosiłam Tatę, byśmy zajechali na przedmieście do chłopców, podrzuciłabym im prezenty. Choć każdy z nich rozjeżdżał się do swoich rodzinnych domów, dziś był ostatni dzień na pożegnania i prezenty.
Dla Loui'ego kupiłam czarną bluzę z kapturem w cienkie białe paski. Idealnie pasowała do jego niebieskich spodni.
Dla Zayn'a (przyznam, że nie miałam pojęcia co Malikowi kupić, z nim miałam największy problem) lusterko, trzy - różnej wielkości - niebieskie i czarne kolczyki i perfumy.
Harry'emu Vansy - Jenn mi podsunęła ten pomysł - i muchę do garnituru.
Dla Liama czerwono-czarno-szarą koszulę w kratkę.
Dla Nialler'a płyta Biebera i perfumy.
Danielle kupiłam bransoletkę z wygraberowanym napisem "Life and dance".
Eleanor kupiłam śliczną beżową torebeczkę z kokardą.
Jenn otrzymała ode mnie łańcuszek z sercem i wygraberowanym "EJ". (tak mówił na nas Tata Jenn. EJ - Emily Jenn).
Tacie kupiłam patelkę do jego słynnych jajecznic. A Mike'owi koszulę.
Trochę wydałam, ale byłam zadowolona z zakupów.
Prezenty dla chłopców, Dan i El były zapakowane. Dan z El spędzały święta ze swoimi chłopakami, więc Loui i Liam odebrali ode mnie prezenty.
Gdy wjechaliśmy pod biały dom, sięgnęłam na tylne siedzenie po kilka prezentów, oczywiście miały one naklejki z imionami odbiorców bo inaczej bym się pogubiła.
Tata patrzył na mnie z podziwem, a ja z szybkim oddechem zbierałam kolejne prezenty.
Zamknęłam drzwiczki nogą i potruchtałam do drzwi wejściowych. Nacisnęłam nosem dzwonek i z zniecierpliwieniem czekałam, aż ktoś mi otworzy.
Od środka usłyszałam jak coś ciężkiego spada po schodach, i wnerwiony krzyk Zayn'a.
- Popieprzyło was już do końca ?! Walizki spychać ze schodów ! - krzyknął z większą chrypą niż zawsze. - Popieprzyło ich... - warknął już do siebie.
Nacisnęłam ponownie dzwonek, nosem.
- Już ! - odkrzyknął Zayn.
Zamek się przekręcił i w drzwiach ujrzałam Zayn'a. Uśmiechnęłam się szeroko.
Zayn wybałuszczył oczy i zaśmiał się.
- Chłopaki, Święty Mikołaj nas odwiedził ! - krzyknął w głąb domu, odchylając głowę w tył.
- Jupi ! - zapiszczał Loui i Niall zeskakując ze schodów.
Na widok mnie, załadowanej prezentami, zareagowali jak Zayn, po czym wzięli ode mnie pakunki stawiając je na ziemi.
- Ileś ty dziewczyno na nas wydała ?! - wykrzyczał ze zdziwienia Hazza, gdy wyszedł z kuchni.
- Takie tam prawie wszystkie oszczędności. - odparłam, udawając nonszalancję, po czym uśmiechnęłam się szeroko.
- Szczęście, że ja zawsze jestem tu najstarszy i pamiętałem o prezentach dla wszystkich. - odparł Louis, wymachując ręką i wyszedł w stronę pokojów gościnnych.
Chłopcy zaś rzucili się do szukania swoich prezentów.
- Ej, no weźcie ! To miała być niespodzianka, hieny jedne ! - warknęłam zdegustowana.
Oni jednak puścili moją uwagę mimo uszu.
Z ich reakcji wyczytałam, że prezenty im się podobały.
Przysiadłam na skraju fotela i czekałam, aż skończą cieszyć się swoimi pakunkami.
Odruchowo zerknęłam w stronę korytarzyka, w który wszedł Louis. I w tym momencie Loui wyszedł z sześcioma pakunkami, gdzie widniało dużymi literami imię Emily, lub Ems.
Zatkałam sobie usta dłonią z wrażenia. Nie sądziłam, że każdy z nich kupi mi coś od siebie.
Najmniejszy pakunek leżał na wierzchu. Louis podał mi pakunki i uśmiechnął się słodko.
- Otworzysz w domu.
Niall stanął za nim, kładąc mu dłoń na ramieniu i uśmiechnął się do mnie, lecz inaczej niż Louis. Uśmiechnął się ciepło. Z uczuciem.
Odwróciłam od niego wzrok i spojrzałam na pakunki.
- Boże nie wiem co powiedzieć. - szepnęłam.
- Po prostu podziękuj. - powiedział kamiennym głosem Loczek i założył sobie muchę, wyszczerzając zęby.
- Co od kogo, wszystko jest podpisane. - puścił mi oko Liam.
Tata z zniecierpliwieniem zatrąbił trzy razy.
- Ja zmykam. Wesołych świąt chłopcy. - odłożyłam pakunki, przytuliłam się do każdego. Do Niall'a oczywiście inaczej... Czulej i dłużej.
"Wesołych", wleciało mi do ucha. Przyjemne dreszcze przeszły mi po plecach.
Pomachałam chłopcom na pożegnanie i wyszłam.
Gdy wrzuciłam pakunki na tylne siedzenie Tata patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Usiadłam na miejscu pasażera na przednim siedzeniu i spojrzałam na niego wyczekująco.
- No ? Jedziemy ?
- Ty im dałaś te prezenty, czy kazali ci zabrać je spowrotem? - spytał kpiąco, odpalając Peugeota.
- Dostałam... - mruknęłam z poirytowaniem. Tata zaśmiał się i spojrzał na mnie.
- Jesteś taka podobna do swojej matki. - szepnął z gulą w gardle.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam w okno. Za szybą, śnieg pruszył, a słońce biło po oczach.
- Wiem. - mój własny głos, wyrwał mnie z zamyślenia.
Tata złapał mnie za dłoń i ścisnął ją znacząco.
- Ehm, mam coś dla ciebie. - powiedział i wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko i wcisnął mi w ręce. - Mama chciała ci to dać na twoje czternaste urodziny. - powiedział z powagą, a ja otworzyłam małe pudełeczko i wyjęłam z niego bransoletkę z napisem "Mi querida"*
Ideantyczną, jak ta od Horana
Westchnęłam cicho i szepnęłam:
- Piękne.
Tata odchrząknął i skręcił na podjazd pod domem. Tata zabrał zakupy, a ja prezenty i weszliśmy do domu.
- Synu, już jesteśmy ! - oznajmił Tata, a Mike wychylił głowę na zewnątrz ze swojego pokoju i wyszczerzył zęby.
- O, coś dla mnie, czyżby ? - powiedział z udawanym zachwytem i zbiegł po schodach i rzucił się na prezenty, a także przewracając mnie przy tym.
Zaczęłam się na niego drzeć, a on wziął mnie na ręce.
Tata patrzył na nas z kpiącą miną.
- Boże, czemu jedno z nich nie może być normalne ? - wzniósł oczy ku niebu i wszedł do kuchni, pogwizdując.
Mike zabrał ode mnie wszystkie prezenty i zaniósł je do salonu, pod choinkę.
- Już chcę zobaczyć co dostałam. - powiedziałam, siadając obok Mike'a. Przypatrywaliśmy się prezentom i nagle spojrzeliśmy się na siebie.
- Po jednym? - powiedzieliśmy jednocześnie, i także jednocześnie się do siebie uśmiechnęliśmy.
- Łapy precz od prezentów ! - krzyknął Tata z kuchni i mina nam zrzedła.
- Dobra idę. - powiedział, wstając z fotela i przeskakując po dwa schodki na górę.
Jeszcze chwilę przyglądałam się pakunkom od chłopców.
Ciekawe co dostałam. Przewidywałam, że od Louisa na pewno dostałam sukienkę ! Na bank !
Nie mogłam ręczyć co do innych pakunków, chłopcy czasem byli zmienni w swoich zamiarach...
Westchnęłam, zabierając swoją podręczną torbę i poszłam do siebie.
Opadłam na łóżko. Miałam dziwne uczucie. Sama nie potrafiłam go zidentyfikować i nazwać. Błądziłam myślami, między wydarzeniami z wczoraj, a wydarzeniami przyszłymi. Co miało mnie jeszcze spotkać?
Ziewnęłam od niechcenia i zajęłam się sobą.
Przebrałam się w stare dresy i zwykłą koszulkę Taty. Uprzątnęłam w pokoju i zaczęłam wycierać kurze, gdy nagle rozdzwonił się mój telefon. Rzuciłam się z rozmachem na niego i szybko przyłożyłam go do ucha.
- Halo ?
Jest i jedenasta piosenka. :) Co myślicie o niej ? :)
I jak, myślicie kto zadzwonił do Emily ?? :)
No komentujcie moi drodzy :)
6 komentarzy = następna piosenka. :)
Ha! Pierwsza xD
OdpowiedzUsuńuwielbiam,uwielbiam,uwielbiam i jeszcze raz uwielbiaaam ♥
debil.. -.- :D hhahaahah ♥
Usuńpisz alej! ;)
OdpowiedzUsuńPopieram Werkę ;) :
OdpowiedzUsuńUWIELBIAM, UWIELBIAM, UWIELBIAM! No i oczywiście z utęsknieniem czekam na następny ;) <3
U mnie jest już kolejny ;)
www.swiat-oczami-amnezji.blogspot.com :3
Powtórzę to co już wiesz, cudowny rozdział. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam <3 hahaha! Pisz szybko bo to mój jedyny azyl po szkole. Nauka już przeciąża mój mózg i chwilowo nie mam czasu na pisanie, ale w weekend coś wymyślę <3 Kochaaam. Czekaaam. ;*
OdpowiedzUsuńOch Świetne !
OdpowiedzUsuńKocham ! ♥
http://imaginy-one-direction-polska.blogspot.com/
Kocham twoje opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział (;
OdpowiedzUsuń