czwartek, 23 sierpnia 2012

Piosenka trzecia.

- Mike ! Daj sobie spokój ! To TYLKO bransoletka ! - zawarczałam, gdy mój głupi starszy brat trzasnął moimi drzwiami.
Był zdenerwowany... A raczej cholernie wściekły za tę bransoletkę.
- NIE ! Nie obchodzi mnie to ! Masz mu ją oddać ! ROZUMIESZ ?! - wydarł tego ryja na cały dom.
 Byłam na niego zła. O co on robił tyle hałasu ? O jedną, głupią, małą błyskotkę. Nie miałam zamiaru oddawać ją Niall'owi. Był taki zadowolony, gdy w końcu zapiął mi ją na nadgarstku.
- Gdzieś to mam, że to słodki, boski piosenkarz z One dupson !! Masz ją oddać !! - zagrzmiał po minucie ciszy.
Teraz przegiął. Wparowałam do niego do pokoju i wydarłam się najgłośniej jak mogłam.
- CO TY TWORZYSZ ?! Od kąd przeprowadziliśmy się z Birmingham, drzesz się na mnie o byle co ! Spotkałam się z jakimś chłopakiem : źle ! Siedzę z przyjaciółką : też źle ! Opanuj się ! Nie jesteś moim panem, ani Ojcem ! Nie masz prawa mi rozkazywać ! I to TY zrozum ! Nikomu, nic nie będę oddawać ! - łapy mi się tak trzęsły, że drżałam już cała.
Odwróciłam się na pięcie i z trzaśnięciem drzwi wyszłam z pokoju i domu.
Chciałam jak najszybciej opuścić to miejsce. Jak najszybciej. Biegłam przed siebie. Choć padało i pruszył śnieg, ja byłam w samym polarze i płaszcz miałam tylko zarzucony, bo w biegu nie zdążyłam nałożyć, tak jak się należy. Płatki śniegu, które jeszcze przed zetknięciem z ziemią były roztopione, krążyły wokół mnie. Oczy zaszły mi mgłą. Zatrzymałam się na chwilę, żeby założyć płaszcz, przetrzeć oczy z łez, by móc biec dalej.
Wiedziałam, gdzie chciałam się teraz znaleźć. Infection. To był mój teraźniejszy cel. Tam chciałam siąść, wypić dobrą czekoladę i pomyśleć. Pobyć sama. Dziś akurat Ally nie pracowała, więc jeszcze lepiej.
O mało nie wpadłam pod koła srebrnego volvo. Mężczyzna za kierownicą, wściekle zatrąbił i wymachiwał groźnie ręką, przez okno. Krzyknęłam jedynie "Przepraszam!" i biegłam dalej. Do swojego upatrzonego celu trafiłam jakieś dwadzieścia minut po zatrzaśnięciu drzwiami. Drzwi obrotowe, sunęły powoli, szurając wycieraczkami po chodniku. Wślizgnęłam się szybko i ze spokojem pociągnęłam nosem. Dziś niedziela, więc są pieczone ciasta. Już w przejściu można było poczuć aromat, pieczonego ciasta. Rozkoszowałam się zapachem, przez calą drogę do Infection. Ze spokojem i z wyrównanym oddechem, kroczyłam do mojej ubóstwianej kafejki. Mojej. W cale nie była moja, ale tak się zazwyczaj określa różne rzeczy, po mimo, że nie należą one do nas, prawda ?
Rozsiadłam się w kącie, gdzie zawsze siadałyśmy z Jenn i Ally. Zamówiłam jabłecznika z brzoskwiniami i czekoladę. Zdjęłam z siebie płaszcz i położyłam go na kaloryferze, żeby choć trochę wysechł. Pocierając dłonie o siebie, bo miałam je jak sopelki lodu, czytałam gazetę, które jak zwykle leżą na stolikach. Nic ciekawego. Kelnerka, która miała bodajże na imię Chloe, podała mi moje zamówienie i obdarzyła ciepłym uśmiechem.
- Co ? Kłótnia z chłopakiem ? Czy coś innego ? - spytała. Westchnęłam cicho.
- Z bratem. - odparłam po chwili. - Jest nadopiekuńczy. - mruknęłam.
- Ah. Wiem coś o tym. Sama mam dwóch starszych braci. - uśmiechnęła się przyjacielsko i pocieszycielsko.
- Chloe, tak ? - spytałam, gdy ruszyła w stronę zaplecza. Przytaknęła głową. - Dziękuję. - powiedziałam.
- Za co ? - zbiłam ją tym podziękowaniem z pantałyku.
- Za miły i ciepły uśmiech. - odparłam uśmiechając się. Zaśmiała się cicho i odpowiedziała:
- Zawsze uśmiechem do usług. - puściła mi oko i wyszła na zaplecze.
Zaczęłam zajadać się pysznym jabłecznikiem. W radyjku kafejki zaczęła lecieć miła nutka, dla uszu.:
"I've tried playing it cool
But when I'm looking at you
I can't ever be brave
Cause you make my heart race".
Kurczę... Już ją gdzieś słyszałam... I te głosy... Znam ją... Refren:
"So get out, get out, get out of my head
And fall into my arms instead
I don't, I don't, don't know what it is
But I need that one thing
And you've got that one thing". Śpiewałam refren cicho, razem z wykonawcami.
- But I need that one thing.. - pomrukiwałam, gdy nagle poczułam, że ktoś mi się przygląda. Podniosłam głowę i od razu umilkłam z rumieńcem na twarzy.
- A nie mówiłem, że się spotkamy ?! - zaśmiał się gardłowo i usiadł obok mnie. Spojrzał na mój prawy nadgarstek, gdzie znajdowała się bransoletka. Popatrzyłam się na niego. Jego niebieskie oczy, płonęły z podekscytowania.
- Co cię tu sprowadza drogi panie Horanie ? - spytałam.
- Zajrzałem przed próbą, żeby coś zjeść. Bo jak wiesz... Głodomor ze mnie. A po za tym "And you've got that one thing". Nasza piosenka. - wyszczerzył zęby, śpiewając tak melodyjnie, że aż się rozpływałam.
- Taak ? No to już wiem skąd ją znam ! - zaśmiałam sie i nagle coś, zauważyłam. - Od kiedy masz aparat ? - spytałam zaskoczona. Zawstydził się lekko, lecz mi odpowiedział.
- Dziś rano mi założyli. Już mam dość tych swoich krzywych kłów. - mruknął. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nagle bransoletka i dzisiejsza kłótnia, dały o sobie znać. Pośpiesznie odpięłam bransoletkę i cisnęłam nią w dłoń Niall'a.
- Nie mogę jej mieć. Oddaję ci ją. - powiedziałam. - I nie pytaj dlaczego. Po prostu ją weź z powrotem. - popatrzył na mnie ze zdziwieniem, lecz odłożył ją na szarawy blat stolika.
- Nie. Weź ją. I nie kłóć się ze mną. - powiedział poważnie. - Nie musisz jej nosić jak ci się nie podoba, ale masz ją mieć u siebie. - to brzmiało wręcz jak rozkaz.
- Tak jest - zasalutowałam i tym sposobem rozluźniłam sytuację. Popatrzył na mojego jabłecznika, którego nie dokończyłam. Wziął mnie za rękę i zmusił do wstania. - Co ? Gdzie ? - pytałam, gdy zaczął mnie ciągnąć, gdzieś przed siebie. W ręce trzymał mój płaszcz. Sam swojej kurtki nie zdjął.
- Chodź i nie marudź. - coraz bardziej mnie zaskakiwał. Może on się na prawdę zakochał... ?

                                                                                                                ***

Musiałem jej pokazać tę restaurację. A raczej może nie pokazać, tylko pobyć z nią tam. Teraz, gdy ciągnąłem ją, wydawała się być taka... Zmieszana. W sumie jaka dziewczyna by nie była... Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy nagle tupnęła nogą i wyrwała dłoń z mojego uścisku.
- Niall ! Nigdzie dalej nie pójdę, dopóty, dopóki mi nie powiesz, gdzie mnie ciągniesz ! - odwróciłem się do niej i podszedłem bliżej. Zaśmiała się. - Bo zacznę krzyczeć, że mnie Niall Horan porywa. - zaśmiałem się razem z nią.
 Popatrzyła na mnie speszona. Miała takie piękne zielone tęczówki, w których można było dojrzeć przeplatany odcień szarego. Jej blond włosy z ciemnymi pasemkami gdzie nie gdzie, pasowały do jej jasnej skóry. Była taka piękna. Zbliżyłem się minimalnie, podniosła wzrok, by móc spojrzeć mi w oczy.
- To powiesz mi, gdzie mnie ciągniesz ? - poczułem jej oddech na torsie. Wsunąłem swoje palce w jej. Uścisnęła je lekko i obdarzyła mnie najpiękniejszym uśmiechem, jakikolwiek, kiedykolwiek widziałem. Nachyliłem się lekko, do jej twarzy. Już wiedziała, co zamierzam zrobić. Nie mogłem się powstrzymać. Nagle się odsunęła.
- Nie. - powiedziała, zabierając swój płaszcz z mojej dłoni. - To, że jesteś bożyszczem wielu nastolatek, nie oznacza, że i ja muszę za tobą szaleć. - dodała już ostrzejszym tonem.
- Przepraszam... - wydukałem jedynie.
- Nie masz już za co. - warknęła i pobiegła w przeciwną stronę. Patrzyłem na jej długie blond włosy z czerwonymi końcówkami. Była taka delikatna, choć tego nie okazywała. Wiele przeszła w życiu... Widać to po niej. Czułem, że coś mnie do niej ciągnie... Ona tego nie czuła. Zakląłem pod nosem, kopiąc powietrze.
- UH! Schrzaniłem to ! - warknąłem sam do siebie i ruszyłem w stronę, w którą przed chwilą szedłem... Razem z Emily.

  Jestem ! Uhm! Szedłem wkurwiony na siebie samego. Ale ona jest taka... Normalna. Obsesja ? Wątpię. Po prostu mocne zauroczenie... Kurcze, znam ją tylko trzy dni. Nie miałem jej numeru telefonu, Twittera... Wszedłem do naszego domu na przedmieściach Londynu. Z centrum szło się zaledwie dwadzieścia pięć minut. Zatrzasnąłem za sobą drzwi i bez słowa przeszedłem przez salon, gdzie siedzieli chłopcy i skierowałem sie do swojego pokoju. Chłopcy zapewne nie wiedzieli co sie dzieje. Zazwyczaj to ja robiłem za "pocieszacza". Gdy już zamknąłem za sobą drzwi do pokoju, przekręciłem zamek. Położyłem się na łóżku. Rozglądając się smętnie po pokoju szukałem czegoś, czym wypełniłbym pustkę czasu. W rogu ściany dojrzałem gitarę. Wstałem niechętnie i sięgnąłem po nią. Szarpnąłem za struny. Dźwięk, który z siebie wydała, niesamowicie szybko mnie rozluźnił.
- Niall ? - usłyszałem męski baryton zza drzwi.
- Tom - zaoponowałem - daj mi spokój. Chcę być sam. - mruknąłem zapisując nuty.
- Nawet Lux ? - spytał podchwytliwie głos zza drzwi. Westchnąłem, mała Lux. Nasza ślicznotka, zawsze poprawiała mi humor. Przekręciłem zamek i nacisnąłem klamkę. Drzwi otworzyły się, a moim oczom ukazał się Tom i jego córeczka.
- Chodź tu do mnie Lux. - wyciągnąłem ku małej ręce. Wygięła swoje malutkie ciałko, tak bym mógł ją wziąć na ręce. Usadowiłem się na łózku, tak aby mała mogła się na mnie położyć. Zaczęła bawić się moim wisiorkiem.
- Nasza mała szczęściara - powiedziałem cicho. Raczej do siebie niż do obecnych w pokoju. Tom usiadł na krzesełku obrotowym przy biurku. Przytaknął mi.
Lux była całej naszej piątki oczkiem w głowie. Niczym nasza najmłodsza siostrzyczka. Lubiliśmy się nią opiekować. A ona wcale "nie narzekała", na nasze towarzystwo.
- No... - zaczął Tom. - Co jest ? Co cię tak dołuję ? - spytał. Lux uderzyła piąstką w moje przedramię, z miną oczekującą wyjaśnień. Westchnąłem. Oparła o mój tors, swoje malutkie rączki i położyła na nich główkę.
Rozwinąłem swoją opowieść z weekendu, pomijając szczegół nieudanego pocałunku... Nagle poczułem ciepły oddech małej. Zasnęła. Mała szczęściara.



                                                                                                              ***

- Uh ! Co za tupet ! - warknęła Jenn, gdy jej w czasie lunchu opowiedziałam, co się stało w centrum w niedzielę. Byłam zła na siebie, że od razu nie pożegnałam mojego towarzysza.
- Uhm. - mruknęłam, wstając od stolika. Sięgnęłam po swoją tacę i zaczęłam wrzucać na nią wykorzystane serwetki. Nagle, ten przeraźliwy krzyk. Nawet nie wiem, kiedy, wypuściłam tacę z dłoni. Huknęła ona z impetem o płytki. Podskoczyłam, od huku i zwróciłam się w stronę zamieszania.
- Oh nie ! Jak on mógł ?! - zawyła Mabel. A Carlie jej zawtórowała... Moja mina musiała mówić, wszystko to, co nie wypowiedziałam na głos, bo Jenn zaśmiała się, gdy zwróciłam się w jej stronę.
- Nie przejmuj się nimi... Przecież wiesz jakie są. - pokręciła głową brunetka. Westchnęłam, jakby moje westchnienie mówiło "Tak, tak. Wiem." Spojrzałam na zegar wiszący nad wejściem do stołówki. Za dziesięć minut zaczynała się lekcja. A nie chciałam się przeciskać przez tłumy, dwie minuty przed lekcją.
Popatrzyłam na moją przyjaciółkę znacząco. Wstała zabierając swoją tacę i ruszyłyśmy w stronę kosza. Wyżucając resztki do pojemnika, milczałyśmy. Żadna z nas nie miała ochoty zaczynać tematu weekendu. A każda rozmowa, mogła do niego doprowadzić.
Szłyśmy korytarzem, planując dzisiejsze popłudnie. Na pewno nie wybiorę się w najbliższym tygodniu do centrum. O nie ! Potrząsnęłam, głową jakbym chciała tę myśl wyrzucić spod swojej blond czupryny. Zaczęłam nucić sobie piosenkę Green Day - Holiday. Uspokoiłam trochę nerwy i już miałam się spytać mojej towarzyszki, co robimy w to popołudnie, lecz nagle po lewej stronie korytarza, na ścianie ujrzałam tę twarz, która tak działała mi na nerwy.
- Boże ! - warknęłam i szybkim, zdecydowanym krokiem podeszłam do plakatu i jednym ruchem go zerwałam. Pomięłam w dłoniach. Jenn przyglądała się mi ze zdziwieniem i podziwem zarazem. Teraz trzymałam kulkę papieru w dłoni. Podeszłam do najbliższego kosza i cisnęłam kulką w pojemnik.
- Ha ! Brawo ! - zaśmiała się. Popatrzyłam na nią i także się zaśmiałam.
To było takie puste, naklejać w naszej szkole ich plakat.
 Tak. Puste.


Kilka dni później siedziałam z Sarah i Jenn pod klasą. Rozmawiałyśmy właśnie o naszym popołudniu, gdy nagle obok nas dziewczyny (Mabel, Sophie i Carlie) zaczęły strasznie debatować. Sprzeczać się o coś. Były bardzo zdenerwowane. A mnie to zaintrygowało. Uciszyłam moje koleżanki gestem dłoni, nachyliłam się i szepnęłam.
- Ej. Słyszycie ? - kiwnęłam głową w stronę Świętej Trójcy i dodałam, - Sprzeczają się o coś. - Nie musiałam nic więcej dodawać, usiadłyśmy tak, aby każda z nas mogła słyszeć.
- Boże ! To niewiarygodne. - mruknęła Sophie.
- Ciekawe co to za jędza... - dodała Carlie. Mabel nic się nie odzywała, tylko patrzyła w telefon Sophie z oczami, wielkimi jak spodki.
- Blondyna, wysoka, o zielonych oczach... - zamyśliła się ta pierwsza.
- Nialler, na swoim Twitterze pisze, że w piątek spotkał najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Miała ona zielone oczy, długie blond włosy, które falowały przy każdym jej ruchu. Miała taki ciepły wyraz twarzy. Była taka naturalna. - powiedziała, a raczej załkała, ta z telefonem. - A wczoraj wieczorem napisał "Zna ktoś lekarstwo na miłość ? Bo mi jest właśnie potrzebne." - dodała już załamującym się głosem.
- Muszę się dowiedzieć co to za laska ! - warknęła Carlie. Nagle wyłączyłam się z podsłuchiwania. Patrzyłam się tępo w ścianę, po drugiej stronie korytarza. Mogłam się domyślić, że moja mina wyrażała przerażenie. Wszystkie elementy się zgadzały. Blondynka, o zielonych oczach. W piątek ją spotkał. A wczoraj napisał, że się zakochał. Nie napisał tego dosłownie. Ale jego wpis mówił, sam przez się. Cholera ! Szkoda, że jeszcze nie napisał, że blondyna z czerwonymi końcówkami...
- Ej. Em... - szepnęła Jenn, wybudzając mnie z odrętwienia. Popatrzyłam na nią z niesmakiem. - Niedziela? - nie było to pytanie. Raczej potwierdzenie.
Pokiwałam głową.
- Zakochał się. - palnęłam bez namysłu. - Głupek się zakochał... - dodałam. Sarah spojrzała na mnie, zbita z pantałyku. Domagała się wyjaśnień.
- W piątek spotkałyśmy Horan'a i Payne'a. - wyjaśniła szybko Jenn. Sarah, przyjęła to ze spokojem. Nie była ich fanką, więc nie skakała z radości i tak dalej.
- Muszę się z nim spotkać i to wszystko wyjaśnić. - mruknęłam, gdy zadzwonił dzwonek na lekcję i wstałyśmy z podłogi.
- Jak chcesz się z nim skontaktować ? - spytała Sarah. Jenn, by o to samo zapytała, gdyby jej rudowłosa nie wyprzedziła.
- Nie wiem. - odparłam. - Nie wiem.


Przed ostatnią lekcją, Jenn się zwolniła bo się źle poczuła. Więc zostałam z Sarah. Usiadłam obok niej. Właśnie spisywała pracę domową. Zamyśliłam się. Ten dzisiejszy wpis Horana... Musiałam się z nim spotkać ! I wszystko mu wyperswadować ! Co on sobie myślał... W sumie to nie powinnam się denerwować. Powinnam skakać z radości ! Oh, tak ! Sławny Niall zakochał się ! I to akurat we mnie ! Jasne...
Nagle z zamysłu wyrwała mnie twarz Chrisa. Pozwolił sobie usiąść obok mnie...
- Oh, hej. Przepraszam, zamyśliłam się. - ocknęłam się, tłumacząc moje niezainteresowanie jego osobą.
- A nic nie szkodzi. Tak ślicznie wyglądasz, gdy się zamyślisz. - powiedział. Puściłam tę uwagę mimo uszu.
Był przystojny, nie powiem. Ale był... Babiarzem ! Każda na niego "leciała". No nie każda... Ale on inaczej uważał. Sądził, że wzbudzi we mnie miłość. Powodzenia...
- Co u ciebie ? - spytałam.
- W porządku. Jakieś plany masz może na weekend ? - spytał. Rzucał przynętę. Szukałam koła ratunkowego, żeby nie palnąć jakiejś głupoty, którą uznałby za zachętę do weekendowego flirtu. Popatrzyłam się na Sarah. Mrugnęła do mnie, odetchnęłam z ulgą.
- Wybieramy się na działkę do Sarah. Ja i Jenn. - odprałam zadowolona.
- Na działkę ? To może was podwiozę ? - Shit! A niech to ! Sarah, zachichotała cicho. Zmemłałam przekleństwo w ustach i odparłam z zniesmaczonym uśmiechem.
- Nie, nie trzeba. Mike nas podrzuci...
 Chris, przyjrzał mi się badawczo i jego kąciki ust się uniosły.
- A gdzie ta działka ? - spytał, zamyślony.
- Niedaleko Slow Street... - odparłam, niewiedząc o czym myśli Chris. Za chwilę cmoknęłam cicho, wkurzona. Przecież on też ma jakąś działkę ! A też się wkopałam... Chłopak rozpromieniał.
- Slow Street ... ? Ja także mam tam działkę. Może posiedzimy razem ? - spytał. Był taki nachalny !
- Nie. - powiedziałam szorstko. - To jest babski wieczór. - dodałam i zerwałam się na równe nogi i pognałam do toalety dziewcząt.
Zatrzasnęłam za sobą białe drzwi i usiadłam na blacie, przy umywalkach.
- Co za nachal ! Uhm. Co on sobie niby myśli... ? Że on jest piękny i w ogóle, to już może się do wszystkiego wpieprzać. - mówiłam do siebie pod nosem, gdy nagle do łazienki weszła Mabel. Brunetka przyjrzała mi się, cmoknęła "słodko i arogancko" i weszła do jednej z kabin.
- No to sobie posiedziałam... - mruknęłam. Brunetka wyszła z kabiny, podsuwając dłonie pod kran. Odkręciła go lekko i obmyła ręce. Kątem oka mi się przyglądała, gdy nagle jej oczy rozpormieniały.
- Emily... Tak z ciekawości pytam... - zagadnęła. - Gdzie farbowałaś włosy ? - spytała. Oczy o mało nie wyszły mi z orbit. Mabel Brown, sama z siebie się do mnie odezwała... Spytała o włosy. WŁOSY ! Zorientowały się... Nie byłam dobra w łganiu, ale tylko rodzina i bardzo mi bliskie osoby wiedziały kiedy kłamię.
- Sama sobie pofarbowałam. - palnęłam szybko w odpowiedzi. Uśmiechnęła się sztucznie, jak to tak zwane plastiki się uśmiechają do zdjęć i odparła świergotliwie.
- Am, bo śliczny kolorek. I tak nie banalnie kontrastuje z twoim kolorkiem włosków. - puściła mi uśmiech, ale w oczach dojrzałam podstęp i pogardę. Zmusiłam się do uśmiechu (byłam pewna, że wyszedł nie dość, że krzywo to jeszcze sztucznie.)
 I brunetka wyszła z łazienki. Odetchnęłam. Przekręciłam głowę lekko i sięgnęłam za swoje włosy, które opadały mi na plecy. Czerwień tak mocno biła od blondu... To było takie charakterystyczne.
- Rebecco, musisz się przefarbować... - mruknęłam do siebie. Zsunęłam się z blatu umywalek i wyszłam z łazienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz